11.

70 12 1
                                    

- Wstawaj debilu!

Słyszę nad sobą śmiech kogoś. Otworzyłem zaspane oczy patrząc złowrogo na szatyna, cieszącego się w najlepsze. Jakby oglądanie budzonych ludzi sprawiało mu przyjemność.

- Czego chcesz? - zaburczałem cicho wciskając pysk głębiej w siano, na co cmoknął z irytacją. - Ciszej bądź. Jeszcze mi brakuje, żebyś młodego obudził.

- To wstań w końcu marudo nieskończona! Potrzebuję pomocy w kuchni! Minęły trzy dni i twoja kara w końcu minęła.

Zerknąłem jeszcze raz na wyszczerzonego chłopaka i w końcu wstałem. Skłoniła mnie tylko perspektywa śniadania. Nie jadłem od dobrych trzech dni i żołądek już się chyba zdążył przykleić do kręgosłupa.

Przeszliśmy przez całą procedurę wypytywania, zapinania i odprowadzania, żeby w końcu dojść do kuchni, skąd wydobywał się podejrzany zapach. Nie sposób go opisać. Gdy wpadał przez nozdrza, wydawało mi się, że wącham nocne powietrze. Nie. Nawet nie powietrze, a samą noc pomieszaną z miodem. Bez jakiejkolwiek mojej ingerencji, stałem się jeszcze bardziej czujny, a drobne włoski stanęły na baczność. Zerknąłem na 1830, który ujawniał takie same objawy ale zdawał się już na nie nie reagować.

Zaniepokojony tym wszedłem za nim do środka. Nawet z drobną pomocą strażnika, który popchnął mnie mocno, żebym się ruszał szybciej. Głęboko w gardle zdusiłem nadchodzące warknięcie. Życie jest mi jednak jeszcze miłe.

Stanąłem jak wryty, czym zarobiłem najpierw na cios w tył głowy, przy czym ugryzłem się mocno w język, i kolejne pchnięcie. Przy blacie kuchennym na wysokim stołku siedziała wampirzyca. Ta sama, która ostatnio miała warkocza, a dzisiaj jej czarne, smoliste włosy zostały spięte w ciasnego kłosa. Ramiona miała wyrzucone daleko przed siebie. Jeden polik podpierała pięścią i wpatrywała się intensywnie w świecący kamień. Przy czym wiem od chłopaków, że to coś nazywa się telefonem.

- Dobry, moja pani! - zawołał już z wejścia 1830 wyciągając ramiona do strażnika tak, jakby rozkucie go mu się należało. Ten, słusznie niezadowolony z jego zachowania miał już to komentować ale niebieskooka samym spojrzeniem go powstrzymała. Coś mnie ominęło przez te trzy dni? Prychnął więc tylko i zwrócił wolność szatynowi i mi.

- Zostawcie nas samych - machnęła na kotołaki ręką od niechcenia.

- Ale pani, nie możemy. Musimy ich...

- Powiedziałam: wyjść! Jestem wampirem. Świetnie sobie z nimi poradzę. - Dwójka mężczyzn spojrzała niepewnie po sobie ale w końcu opuścili kuchnię, mrucząc coś do siebie, że później będą mieli problemy. Byłaby to prawda, gdybyśmy z 1830 byli tępi. Dali byśmy sobie radę z dziewczyną, bo rzadko, ale jednak, zdarzały się wampiry na arenie. Byli to przestępcy, a walka na arenie miała być najwyższą formą kary. Jak dotąd zmierzyłem się z czwórką takich. Każdy był ciężkim przeciwnikiem ale zawsze znalazło się jakąś technikę na nich. Jednak brunetce nawet włosa byśmy nie tknęli. Po czymś takim czekała by nas tylko śmierć.

Odetchnęła głęboko, masując sobie nos ze skupieniem wymalowanym na twarzy. Wyglądała jak żywe ucieleśnienie zamyślenia. Patrzyłem oniemiały na nią, chłonąc każdy najdrobniejszy szczegół. Czy z wyglądu, zapachu lub dźwięku, który wydawała, choć była niemal bezszelestna. Dopiero drugi raz w życiu widzę wampira z tak bliska i jestem tym szczerze urzeczony. Jest podobna do mnie, do wszystkich strażników, nawet trochę do demonów ale ma w sobie coś... innego. Jakąś aurę, która powoduje, że natychmiast jestem czujny. Najbliżej jej do demona, jak teraz tak patrzę. Tylko ma o wiele bledszą skórę.

- Będziesz tak stać? Kretynie? - 1830 zawołał nagle zza blatu, szukając jakich kolwiek składników nadających się na jedzenie. Brunetka nawet nie zareagowała, jedynie rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu, ukazując światu swoje dwa długie, ostre kły. Ośmielony brakiem reakcji odpowiedziałem mu:

GladiatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz