Wślizgnąłem się do jamy między kamieniami. Już z oddali słyszałem przyjemny trzask płomieni i opalenizujace ciepło bijące od ogniska. Strzepnąłem z sierści grudy śniegu i nie mając już sił nawet, żeby wylizać świeże zadrapania ułożyłem się naprzeciwko pani już w ludzkiej postaci.
- Nadal nie ma nigdzie zwierzyny. - mruknąłem cicho wystawiając ręce w stronę żaru. Zgrabiałe palce przyjemnie zapiekły. - Nawet jadalne rośliny powymarzały do cna. Będziemy musieli zmienić miejsce, zwiększyć teren polowań.
Mówiłem do niej nawet nie oczekując odpowiedzi. Od kiedy porzuciliśmy Amaro, nie odezwała się do mnie ani słowem. Na początku jeszcze próbowałem jej tłumaczyć, że nie mielibyśmy szans z tyloma pumami, a próba pomocy byłaby niczym misja samobójcza, ale nic do niej nie trafiało. Wpadała natychmiast w szał, zalewała się łzami i wołała ukochane zwierzę, jakby stało niedaleko.
W końcu dałem za wygraną.
Na zewnątrz zawył głośno wiatr. Jego chłodne jęzory wpadły chwilę później do byłej - prawdopodobnie - jaskini niedźwiedzia, sprawiając, że ogień niemal zgasł. W ostatniej chwili udało mi się osłonić płomień przed zgaśnięciem samemu przyjmując dawkę zimna.
- Nie dam rady. - głos rozszedł się tak cicho, że równie dobrze mógł być moimi majakami. Albo snem na jawie. Zastygłem wpatrując się intensywnie w bladą kobietę. - Nie dam rady.
- Co masz na myśli? - zmarszczyłem brwi.
Perłowo białe kły błysnęły między rozchylonymi ustami, ale nie wydobył się z nich żaden odgłos. Wciągnęła gwałtownie powietrze zaczynając szlochać. Podkuliła nogi i objęła je ciasno rękoma niczym węże łapiące swoją ofiarę w śmiertelny uścisk.
Minuty mijały przeplatane wesołym strzelaniem ognia w palenisku oraz kolejnym napadem histerii Rose, która słabnąc nareszcie się uspokajała.
- Chcę wrócić do domu. - wyszeptała nareszcie kuląc się jeszcze mocniej.
Westchnąłem cicho z odrobiną ulgi. Może ten koszmar nareszcie się skończy? Usiadłem tuż obok niej, otaczając ją mocno ramionami. Drobna kobieta, teraz wychudzona jeszcze bardziej, przypominała szmacianą lalkę z twarzą koloru porcelany i oczami, które wydawały się zbyt duże, a otwierały się znacznie rzadziej niż powinny. Jakby system ich zamykania zaczął funkcjonować zupełnie na odwrót.
- Kiedy chciałabyś wracać? - wyszeptałem cicho.
- Nie jesteś na mnie zły?
Okręciła się w moich ramionach twarzą do mnie i mimo umęczenia do jej oczu zakradło się zmartwienie ale nie o siebie.
- Oczywiście, że nie. Dlaczego miałbym być?
Wzruszyła niemal obojętnie ramionami. Palcem wskazującym zaczęła kreślić drobne wzorki na mojej klatce piersiowej wchodząc co raz wyżej, i wyżej, aż sięgnęły one barków, szyi oraz policzków.
Siedziałem przy niej nieruchomo, chociaż po plecach i boku stąpały drobne robaczki zostawiające po sobie ciepły ślad i gęsią skórkę. Błagam, niech nigdy nie kończy tak robić.
- Strasznie dużo wycierpiałeś przez moje zachcianki. Głodujemy od dobrych tygodni, praktycznie zamarzamy, a to wszystko dlatego, że nie mogłam się dogadać z ojcem. I zmieniam zdanie, gdy tylko robi się gorzej. Ojciec miał rację.
Zeszkliły jej się oczy ale nie miała sił, aby znów ronić łzy. Przyciągnąłem ją mocno do swojej klatki piersiowej, żeby mogła się w nią wtulić.
- Nie martw się Rosie. - mruknąłem całując ją w czubek głowy. - Żyłem w podobnych warunkach. Dla mnie to chleb powszedni. Jestem za to pod wrażeniem, że ty tak długo wytrzymujesz i znosisz to tak dzielnie.
CZYTASZ
Gladiator
WerewolfNajlepszy gladiator na świecie zostaje sprzedany i wypuszczony do świata, w którym przemoc nie jest powszechnie akceptowana. Będzie musiał się przystosować do nowych warunków, zmienić hierarchię swoich wartości oraz zrezygnować z nieosiągalnej dla n...