- A więc... wynik to... życie!
Widownia wstrzymująca oddech jak do tąd spuściła powietrze z płuc, co rozniosło się donośnym echem. Wrzask był nieporównywalnie głośny do poprzedniego. Cała tłuszcza wrzeszczała z podekscytowania nie szczędząc ani przez moment płuc.
Demon stał nieruchomo niczym rzeźba. Jakby wcale nie usłyszał wyniku.
Podciągnąłem się wyżej, wciąż uwieszony na ręce diabła, wbijając pazury głębiej, bo śliska krew powodowała że nawet gdy już byłem o nie zaczepiony, ciężko było się trzymać. O niewiele większa porcja powietrza zaszczyciła moje płuca ale dawka była na tyle wystarczająca aby zawrócić w głowie i wprowadzić w kilku sekundowy bezwład.
Źrenice zwycięzcy zwęziły się jak u kota. Wokół kreski tak cienkiej jak samo ostrze brzytwy rozgorzał się ogień wściekłości i nienawiści. Demon ścisnął ponownie ręce dusząc mnie. Przez ciało przebiegło parę niepokojących dreszczy, później mroczki, które za każdym razem widok przysłaniały co raz liczniejszym stadem czarnych owiec, i na końcu przerażający bezwład. Szpony się znacznie rozluźniły, choć ze wszystkich sił starałem się ciągle trzymać byłego rywala. Zawisły chwilę później wzdłuż tułowia i były tak samo bezużyteczne jak nogi, wadzące tylko teraz i nie będące nawet w małym stopniu podtrzymać reszty ciała.
Wszystkie zmysły się przytłumiły i gdy już myślałem, że to koniec, bo powieki ciążyły i kusiły wieczną ciemnością, to nagle uścisk wokół gardła zniknął.
Upadłem ciężko na ziemię. Do ciała całego we krwi natychmiast przylepił się piach, tworząc cienką skorupę ale ani wygląd, ani wszechobecny ból nie był aż tak ważny. Już nie. Bowiem świeże powietrze uderzyło mnie niemal z liścia. Zafundowało gorzki, piekielny trening dla płuc, a te musiały się natychmiast przyzwyczaić i choć było to cholernie bolesne i wykańczające to jednocześnie przyjemne. Czułem wręcz wracającą esencję życiową miażdżącą wszystko co miała po drodze.
Trzymałem się za gardło czując wciąż dłonie demona na szyi, oplatające ją jak dwa, grube, silne węże. Kuliłem się w konwulsjach, nie mogąc uspokoić drgawek z bólu. Zaciśnięta tchawica nie chciała przepuszczać od razu całej możliwej dawki tlenu ale krok po kroczku wracała do poprzedniego stanu.
- Jeszcze się spotkamy psie. - syknął diabeł orając pazurami po całej długości prawego boku z wściekłości.
Jęknąłem cicho z bólu, nie mogąc już dłużej dusić oznaki bólu. Miałem dość swojego stanu, zmęczenia oraz myśli, że czeka na mnie jeszcze kara, za przegranie walki z postawioną zbyt wysoką stawką. Przeze mnie stracą dużą kwotę, tylko dlatego że nie byłem w stanie wysilić się bardziej.
Zamarzyłem o śmierci. Wiecznie cichej i spokojnej, bez potrzeby zamartwiania się o potrzebę przetrwania.
Patrzyłem w jasne, niebieskie niebo, uspokajając oddech. Obraz powoli ciemniał, a już po chwili stał się całkiem czarny gdy przymknąłem powieki.
***
- Wstawaj! - głośne warknięcie rozległo się jak z odległego świata. - Wstawaj kundlu! - wrzasnął przemieszczając się nerwowo.
Uchyliłem niechętnie oczu, wzdychając cicho. Błogość, w której byłem mogłaby potrwać jeszcze chwilę ale odzyskana świadomość nie dawała takiego komfortu.
Pomieszczenie było małe, okratowane i w wielu miejscach były zacieki krwi. Czyli dalej byliśmy w budynku od walk. U nas przynajmniej byłoby siano na podłodze. Może brudne, zdeptane, nie świeże ale zawsze lepsze to niż surowy beton na którym leżałem. Kotołak mający wcześniej za zadanie mnie zmotywować do walki chodził wzdłuż krat z jednej strony na drugą. Przez nerwy nie był w stanie powstrzymać przemiany więc teraz jeszcze machał zdenerwowany ogonem, a pazury wbijał sobie we wnętrze dłoni, aż leciała krew. Strażnicy stojący gdzieś w półmroku kątów nawet nie szeptali jak to mieli w zwyczaju. Stali na baczność nawet nie drgając. Ledwie słyszałem ich oddechy.
CZYTASZ
Gladiator
WerewolfNajlepszy gladiator na świecie zostaje sprzedany i wypuszczony do świata, w którym przemoc nie jest powszechnie akceptowana. Będzie musiał się przystosować do nowych warunków, zmienić hierarchię swoich wartości oraz zrezygnować z nieosiągalnej dla n...