40.

58 6 16
                                    

Natan

Wpadłem do naszego pokoju i zatrzasnąłem drzwi. Nie na długo to wystarczy, ale dostałem przynajmniej parę chwil spokoju. Wampiry nie mają tak dobrego węchu, a Wera pomyśli, że poszedłem do swojego ulubionego miejsca.

Rozejrzałem się po wszystkich półkach zapełnionych pamiątkami, które nawet nie były moje. Fuknąłem wściekle, ścierając łzy. Tyle razem przeżytych chwil, i nagle wszystko legło w gruzach. Wyszarpałem jakąś sportową torbę i zacząłem wrzucać tam tylko absolutnie niezbędne rzeczy, to znaczy: szczotkę i pastę do zębów, telefon, dwie grube bluzy, trochę innych ciuchów oraz jedyną ramkę, na której oboje pozostaliśmy nad przebiegiem morza.

Niemal czułem delikatny powiew wiatru, piach pod stopami, gorące słońce i tą denerwującą słoną wodę skapującą z rzęs prosto do oka. Wampirzyca trzymała mnie za rękę tuż przy linii wody w zwykłym czarnym komplecie bikini, słomianym kapeluszem, ogromnymi okularami, pod którymi chowała rumieniec i naszyjnikiem pięknie wysadzanym lazurytami.

Moja jedyna miłość sztywno uchwycona na papierze i we wspomnieniach.

Ze ściśniętym gardłem włożyłem fotografię do torby i jednym szarpnięciem ją zamknąłem. Założyłem sobie bagaż na ramię i ostatni raz obejrzałem się po pokoju.

Sięgnąłem jeszcze po kartkę papieru i najpiękniej jak tylko potrafiłem napisałem na niej: Kocham cię Weroniko. Cały Twój N.

Położyłem liścik na jej poduszce. Dwie wielkie łzy spadły na papier, akurat tuż nad imieniem wampirzycy. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że znowu płaczę.

Nagle klamka się poruszyła. Zastygłem w miejscu. Osoba za drzwiami również. Znalazła mnie szybciej niż się spodziewałem. Przeklnąłem cicho pod nosem. Starłem łzy jednym szybkim ruchem i rzuciłem się w stronę okien balkonowych. Postać zaczęła się dobijać i nawoływać, żebym otworzył. Błagała mnie.

Firanki wzbiły się wściekle w powietrze, gdy zostawiłem otwarte okna. Wychynąłem ostrożnie poza szklaną balustradę. Trzecie piętro, a na dole tylko kafelki. Parę metrów dalej basen, ale był zdecydowanie za daleko, żeby do niego doskoczyć. Nawet z dużego rozbiegu.

Drzwi trzasnęły wyłamane z nawiasów, a przez nie wtoczyła się dziewczyna z długim, lśniącym, czarnym warkoczem. Czerwony rumieniec mocno odcinał się na bladej z przerażenia twarzy. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Jej równie zapłakane co moje wyrażały jeszcze nadzieję, która gasła z każdą sekundą.

- Natan!

Już nie słyszałem jej głosu, tylko świst powietrza, gdy przeskoczyłem barierkę jednym susem bez zastanowienia. Rozległ się ryk jej szlochu. Dzwonił mi w uszach i wykradał tchnienie z piersi, ale nie mogłem wrócić.

Miękko wylądowałem niczym Spiderman i nie ociągając się ruszyłem z kopyta do ogrodzenia. Weronika nawoływała mnie z tyłu, ale ją ignorowałem. Parę osób już ruszyło za mną w pogoń. Deptały mnie po piętach i zagradzały drogę z każdej strony. Z każdej oprócz wysokiego na dwa metry ogrodzenia, które było pod napięciem.

Szybciej niż zdążyłbym się zawahać zmieniłem się w jednym susie w wilkołaka. Dopadłem metalowej konstrukcji i jednym szybkim odepchnięciem wzniosłem się na jedną trzecią wysokości. Prąd był bezlitosny o niewiarygodnie wysokiej sile rażenia. Nie przestałem jednak.

Zacisnąłem mocniej dłonie na siatce, odetchnąłem i wybiłem się znowu w górę. Ledwo udało mi się złapać. Nogi miały mniej szczęścia. Nie znalazłem dla nich oparcia i na parę przerażających sekund zawisnąłem tylko na rękach. Iskry skakały po całym ciele. Niemal słyszałem, jak palą mi futro. Rozległ się wystrzał.

GladiatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz