43.

62 8 16
                                    

Dylan rzucił kolejne wyzywające spojrzenie w stronę pleców psiego blondasa. Aleks poszedł domówić sobie alkoholu twierdząc, że nie da rady na trzeźwo z takim pospólstwem jak my u boku.

- Przypomnij mi jeszcze raz - zaczął brunet unosząc z nienawiścią frytkę i maczając ją tak głęboko w majonezie, jakby chciał ją utopić, po czym nakierował ją na blondasa. Jego twarz się przy tym zmarszczyła niczym rodzynek. - dlaczego on tu jest z nami?

Aleks odwrócił się do nas i wskazał na bar. Pokręciłem stanowczo głową. Nie jestem fanem alkoholu. Dylan za to uniósł chętnie rękę, uśmiechając się tak nagle, jakby zapomniał o całej anty sympatii do alfy.

- Bo pan Aslanova chce, żebym i ja i on poszli na pokaz walk w ramach wyjątku. - Dylan natychmiast przekierował wzrok na mnie z niemym zaskoczeniem. - A Rose nie chce, żebyśmy się pozabijali przed końcem. Dlatego kazała nam wyjść na męski wypad. Ty jesteś tu mediatorem.

- No dzięki. - prychnął przewracając głową. Uniosłem sceptycznie brew i rzuciłem mu spojrzenie z gatunku "serio? Czego innego się spodziewałeś?", czegoś chyba nie zrozumiał, bo się po prostu zaśmiał. - Może to nie byłoby takie złe rozwiązanie? Ty byś przecież wygrał tą walkę. Ja widzę same korzyści.

Westchnąłem ciężko i opadłem na miękkie oparcie fotela. Czerwona sztuczna skóra przylepiała się do ciała, a w niektórych miejscach nadal było widać obrzydliwe placki potu po poprzednich użytkownikach stołu.

Przesunąłem leniwie wzrokiem od drewnianego sufitu z za dużą ilością lamp oświetlających wnętrze miękko miodowym światłem, przez wyjątkowo zatłoczony lokal, aż po Aleksa flirtującego z barmanką. Stał do niej lekko bokiem, uśmiechał się zachęcająco i prężył niczym kulturysta. Dziewczyna, która prawdopodobnie była kotołakiem, sądząc po wyniośle uniesionym nosie, kiwała grzecznie na wszystkie komentarze. Frustrację blondasa było czuć na kilometr, a mimo to nie odpuszczał. W pewnym momencie to się stało wręcz żałosne. Barmanka już tylko z grzeczności udawała, że słucha, bo w rzeczywistości wycierała umyte kufle, albo znikała pod blatem szukając czegoś.

Brunet obok zakrztusił się kawałkiem frytki, a gdy w końcu łaskawie ją wypluł, zaśmiał się głośno i pokazał drżącą ręką na Aleksa. Sam się delikatnie uśmiechnąłem. Jednak, gdy parę stolików dalej usłyszałem plotkujących dwóch wampirów o poczynaniach alfy, postanowiłem pomóc dziewczynie i zabrać blondasa z powrotem.

Minąłem Dylana bez słowa, i choć krzyknął za mną, to się nie zatrzymałem.

Cicho zaszedłem Aleksa od tyłu i położyłem mu rękę na ramieniu. Natychmiast odwrócił się gwałtownie kłapiąc zębami. Nie wzruszony tym pokazem ścisnąłem go mocniej, aż oczy mu lekko wyszły z orbit.

- Frytki już robią się zimne. - mruknąłem, kiwając znacząco głową w stronę naszego stolika. Nasz mediator mrużący dotąd wściekle oczy, nagle wyprostował się jak struna i pomachał niepewnie do nas.

- Przerwałeś mi w konwersacji. - syknął nisko i się wyprostował, jakby zatapiające się palce w jego ramieniu na parę centymetrów wcale nie sprawiały mu bólu.

- Raczej monologu. Chodź. Wydaje mi się, że dobrze objaśniłeś pani nasze zamówienie. - dziewczyna z ironicznym uśmieszkiem pokiwała głową. - Przyniesiecie to do naszego stolika, proszę? - zwróciłem się do maltretowanej dotąd dziewczyny i uśmiechnąłem się prosząco. Natychmiast pokiwała głową.

- Nie będziesz mi rozkazywać beto.

- Ale ją już do rozmowy zmusisz? No jak chcesz.

Wytrzymałem jego mordercze spojrzenie, a gdy odwrócił się buntowniczo z groźnym wyrazem twarzy, skinąłem delikatnie dziewczynie i również wróciłem. Na odchodne jeszcze zaciągnąłem się jej delikatnie waniliowym zapachem i z niemałym zdziwieniem zauważyłem, że należy on do wilka, a nie kota jak podejrzewałem.

GladiatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz