Nabrałem łapczywie powietrza ścierając jednocześnie krew, która obficie zalała oczy. Pomimo bólu, z prędkością światła wróciłem do pozycji pionowej stojąc nisko na nogach i przyjmując pozycję defensywną. Zerknąłem na rywala z pod kilku kosmyków zlepionych szkarłatną cieczą, luźno opadających na czoło.
Kilka metrów ode mnie stał zwykły mężczyzna o dosyć niskim wzroście z hebanowymi włosami ściętymi krótko. Wyglądał na przerażonego. Miękkie, drżące, pocharatane i poobcierane na całej długości nogi ledwie co utrzymywały go. W swojej prawej dłoni trzymał marny nóż, z którego ostrza skapywała leniwie krew prosto na kamień podsypany piachem i mieszało się to razem w szkarłatną breję.
Wybiłem się na nogach ruszając na szatyna z zawrotną prędkością jednocześnie wysuwając długie pazury z prawej dłoni. Odruchowo zrobił krok do tyłu niszcząc całą swoją obronną sylwetkę i zamachnął się nieprecyzyjnie narzędziem. Natychmiast to wykorzystałem łapiąc za uzbrojony nadgarstek i wciskając się w wolną przestrzeń jaką stworzył. Przytknąłem swoje pazury do krtani nieudacznika patrząc w ogóle nieporuszony w załzawione oczy człowieka szepczącego cicho prośby o litość.
Po kilku dłuższych sekundach uniosłem oczy z mężczyzny na wyżej zgromadzoną publikę obserwującej wszystko z żywym zainteresowaniem. Zgromadzone postacie podejmowały z uśmiechem grę w Boga, w której bez konsekwencji mogły skazać kogoś na śmierć, bądź pozwolić mu żyć o kilka godzin dłużej. Bądź dni, jeśli nieszczęśnik miał takiego pecha.
Czekałem cierpliwie na werdykt dla szatyna. Ich winę miałem wziąć na siebie, samemu splamiając ręce krwią mężczyzny i okrucieństwem publiczności. Mój rywal trząsł się ciągle zalewając rzewnie łzami i trzymając jedną z dłoni błagalnie na mojej, którą go trzymałem.
Po arenie zaczął się roznosić donośny dźwięk odliczający pięć sekund uprzedzający, że czas na głosowanie właśnie się kończy. Na czterech wielkich ekranach, każdy po stronie jednego z kierunków świata pojawiła się animacja. Wraz z zerem jakie się pojawiło rozniósł się dźwięk inny niż wszystkie dotąd. Właśnie w tym momencie wszystkie urządzenia zostały wyłączone. Król do którego byliśmy zwróceni bokiem, uniósł się ukazując jak zwykle całe swoje dostojeństwo. Był dobrze ukryty pod baldachimem przed prażącym słońcem, które za to piekły mój i rywala nagi tors oraz głowy niżej usytuowanych widzów, których nie było stać na wejściówkę do loży dla VIP-ów.
Zadarł jak zwykle wyżej podbródek, pokazując wszystkim wokół swoją wyższość na co tylko zacisnąłem mocniej szczękę z irytacji. Spojrzał mojej ofierze głęboko w oczy i nie mogąc powstrzymać szerokiego, szyderczego uśmiechu ukazał swoje dwa długie kły. To mi wystarczyło żeby znać werdykt ale mimo wszystko dalej patrzyłem uważnie na króla przyodzianego w fioletową purpurę jak za czasów starożytnej Grecji. Odchrząknął do mikrofonu oblizując odruchowo zapewne spierzchnięte wargi.
- Publiczność zadecydowała - rozbrzmiał władczy głos z głośników porozstawianych wokół całej areny. Niski i tubalny od razu dawał znać, że lepiej z tą postacią nie zadzierać, bo co kolwiek by się próbowało i tak nie wyjdzie. Szatyn zatrząsł się jeszcze mocniej słysząc dobrze ukryty jad w głosie, który władca dał jednak rozpoznać do dodania subtelności swojej wypowiedzi. Mężczyzna wbił płytko krótkie paznokcie w mój nadgarstek kręcąc błagalnie głową. - Śmierć!!! - rozbrzmiał ryk szczęścia monarchy a tuż po nim nieokiełznany wrzask równie szczęśliwej publiczności. Na wielkich ekranach po czterech stronach świata pokazały się słupki zdradzające jaki procent był za, a jaki przeciw śmierci nieszczęśnika oraz ile widowni nie brało udziału w głosowaniu. Naturalnie ten za śmiercią bił pozostałe dwa nie do porównania.
Moja ofiara upuściła w przerażeniu swoje jedyne narzędzie obronne i teraz trzymała mnie błagalnie obiema dłońmi.
- Nie musisz. - wychrypiał z ostatnim tchnieniem nadziei wyginając twarz w grymasie kiedy tylko przewróciłem oczami.
Rozległ się jego wrzask, jednak nim zdążył rozbrzmieć na dobre, już musiał cichnąć. Przeorałem mu cały tors pazurami zostawiając potężne cztery kaniony pomiędzy i tak już całej masy małych ran otarć czy zadrapań jakie spowodowałem. Mężczyzna zakrztusił się powietrzem łapiąc je przez moment spazmatycznie, później odkaszlnął krwią i spojrzał mi prosto w oczy nienawistnym spojrzeniem. Niewzruszony tym gestem przyglądałem się jak życie uchodzi z niego w coraz szybszym tempie. Uścisk znacznie zelżał, a po chwili ręce zwisały swobodnie wzdłuż ciała. Całe ciało zwiotczało i zawisło mi w ręce. Nogi już dalej nie trzymały szatyna więc musiałem włożyć trochę siły żeby się nie wywrócić. Z ust oraz rany poleciało znacznie więcej krwi, do tego stopnia, że tors był cały czerwony, nogi w skorupie czarno szkarłatnej cieczy, a piach wcześniej upaskudzony moją wydzieliną teraz jeszcze zmieszał się z tą Nieszczęśnika. Wzrok mu zmętniał, a kiedy nareszcie głowa przekrzywiła się bezwładnie na bok, puściłem worek skóry, kości, mięśni i organów na zapaskudzoną ziemię. Wrak człowieka bez duszy spoczywał u mych stóp kiedy ja za to ukazywałem się reszcie zgromadzonym w zwycięskiej pozycji.
Na ogromnych ekranach mogłem teraz dostrzec aktora odwzorowującego wiernie wszystkie moje ruchy. Kompletnie nieprzejęty wrzawą publiczności oraz własną postacią w centrum uwagi ruszyłem powlecząc ze znudzeniem nogami z powrotem do wyjścia, które zostało otworzone tuż po moim ostatecznym ruchu. Kłębiące się postacie nie wyglądały ani trochę na przyjaźnie nastawione do mojej osoby pomimo kolejnej wygranej fundującej im duży przypływ gotówki. Uzbrojeni po zęby czekali tylko dogodnego momentu aby użyć swojej broni na mnie, jednak nie zamierzałem im dawać takiego powodu. Może i bym sobie poradził z tą szóstką, która ma mnie pilnować ale po nich przyjdą kolejni, lepiej uzbrojeni, a wtedy różnie może się to skończyć.
Zatrzymałem się tylko na moment aby obrzucić jeszcze raz całą malującą się wokół scenerię obojętnym spojrzeniem. Wijący się tłum skaczący w kółko jak oszalały z radości, monarchę, który wbijał wprost we mnie nieodgadnione spojrzenie i w końcu na martwe zwłoki, zachowujące się przed śmiercią jak wszystkie inne do tej pory. Nikt nie był gotów na śmierć, zwłaszcza, kiedy od jej uniknięcia wystarczył jeden celny ruch, bądź inny wyrok publiczności.
- Nie musiałem. Ale chciałem. - odpowiedziałem w nicość, bądź do duszy, o ile takowa się wciąż tu kręciła. O ile taka naturalnie istniała.
Ciężkie masywne drzwi zamknęły się tuż po moim wejściu w przyjemnie chłodny cień z donośnym trzaskiem.
I tak o to, na dzisiaj skończyłem swój występ. Niczym aktor schodzący ze sceny.
CZYTASZ
Gladiator
LobisomemNajlepszy gladiator na świecie zostaje sprzedany i wypuszczony do świata, w którym przemoc nie jest powszechnie akceptowana. Będzie musiał się przystosować do nowych warunków, zmienić hierarchię swoich wartości oraz zrezygnować z nieosiągalnej dla n...