30.

59 9 3
                                    

Wszyscy zebrani się odmienili, tylko ja zostałem w zwierzęcej skórze. Ciągle warczałem pod nosem i machałem wściekle ogonem. Tylko dzięki temu wciąż trzymałem wszystkich na dystans, inaczej wykorzystaliby swoją przewagę liczebną.

- Co wy do cholery robicie!? - wrzasnęła Aslanova próbując przecisnąć się pod ramieniem Dylana, który nie zważając na protesty wciąż trzymał ją na odległość.

- On jest niebezpieczny pani. - odparł nie spuszczając mnie z oczu.

Ja niebezpieczny!? Nikomu tutaj nie wyrządziłem celowo żadnej krzywdy!

Ktoś z tyłu był na tyle śmiały, żeby podjąć próbę zbliżenia się do mnie. Z prędkością światła odwróciłem się i kłapnąłem szczękami o kilka centymetrów dalej od nogi śmiałka. Zdusił krzyk i odskoczył daleko w tył.

Wszyscy natychmiast wyciągnęli broń palną, odbezpieczyli ją i wycelowali. Byłem zamknięty w kręgu bez szans na ucieczkę, nie mówiąc już o walce.

- Co wy robicie idioci!? - zawyła przerażona Aslanova - Puść mnie do niego Dylan! No puść mnie kretynie jeden!

Użyła swojej nadprzyrodzonej siły, żeby odepchnąć mojego współlokatora i przyskoczyć do mnie. Wygiąłem się delikatnie wokół niej, gdy stanęła tuż przy moim boku, ale nadal na nią nie spojrzałem. Żeby móc ją obronić nie mogłem spuścić tych głupców nawet na moment z oczu.

- Opuścić broń! - wrzasnęła wampirzyca - Opuśćcie tą broń do cholery! - łzy spłynęły jej po policzkach żewnymi strumieniami. Serce mnie lekko zakłuło na ten zduszony szloch, ale najwyraźniej tylko mnie, bo nikt poza mną nawet nie drgnął. - To jest mój wilk z mojego wyboru i nie macie prawa mu nic zrobić!

Kotołaki się poruszyły niespokojnie. Wszyscy zerknęli na swojego przywódcę, który po pewnym namyśle opuścił broń. Za nim podążyła reszta choć ze znaczną niechęcią.

- Mam nadzieję pani, że wiesz co robisz. - mruknął chowając pistolet do kabury. - Dylan, zostań żeby go pilnować. Reszta za mną.

Patrzyliśmy za nimi dopóki nie zniknęli między drzewami. Amaro pierwszy przerwał ciszę rżąc głośno z niezadowoleniem. Ten mały kamyczek wystarczył aby poruszyć całą lawinę. Aslanova zaczęła się wydzierać na Dylana, a ten kajał się nieudolnie próbując wyjaśnić jej całe poprzednie zajście.

Zignorowałem ich wszystkich. Wykorzystując to, że wciąż byłem na nogach wznowiłem przerwaną wędrówkę do strumienia. Koń poszedł za mną, jakby rozumiał niechęć do słuchania kłótni. Prychnąłem na niego kilka razy, żeby go odpędzić ale wtedy się zatrzymywał udając, że wcale mnie nie śledzi albo po prostu strzygł uszami niby urażony.

Woda w potoku była krystalicznie czysta, zimna jak śnieg i delikatnie słodka w smaku. Idealna.

Położyłem się na boku w wodzie. Szybko zaklinowałem każdą z dziurek, więc strużki musiały przepływać obok wyznaczając nowe szlaki. Chłeptałem źródło życia całymi litrami z tych nowych gałązek napawając się jednocześnie delikatnym pieczeniem w ranach.

Amaro również maczał pysk w potoku, ale to nie przeszkadzało mu posyłać mi co chwilę zdegustowane spojrzenia. Przeklęte bydle. Po co Aslanova w ogóle go trzyma?

Leżałem w spokoju jeszcze kilka minut, dopóki krzykacze nie zorientowali się o braku naszej nieobecności. Dylan natychmiast odnalazł mnie po zapachu i przyprowadził Aslanovę. Na końcu jeszcze uśmiechnął się do niej dumnie, jakby oczekiwał poklasku oraz uwielbienia.

Wampirzyca jednak bez słowa go wyminęła. Ostrożnie podeszła do mnie, po czym przykucnęła obok. Potarmosiła mi delikatnie futro na boku z istną czułością. Spiąłem jednak mięśnie nie ufając jej zamiarom.

GladiatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz