23.

54 9 5
                                    

Strażnicy strasznie dziwnie się zachowywali. Od tygodnia, po mojej wygranej nikt z drużyny nie został uderzony ani razu. Nawet mnie ominęły tortury, po tym jak nie przegrałem tak jak mi kazali.

Wszystkim zdążyły się rany zagoić. Nawet te najpoważniejsze włącznie ze zwichnięciami i złamaniami.

Przez brak znajomego bodźca, którym był ból, czasem coś mi odbijało. Byłem bardziej drażliwy i wyczulony na wszystko. Właśnie głównie dlatego wdałem się w bójkę aż trzy razy, ale za każdym razem unikałem kary cielesnej. W zamian dostawałem więcej prac.

- Zbierajcie się! - warknął strażnik ponaglając nas szybkim skinięciem.

- Jeszcze nie skończyliśmy! - zaprotestował 1830 wymachując tępym nożem nad tym, co właśnie kroił.

- Albo zjedzą to co macie, albo nikt nic już nie zje!

- Ale...

- 1830 - zwróciłem mu cicho uwagę. Spojrzał jedynie krzywo i zabrał wszystko co przygotowywaliśmy na dzisiejszy obiad. Mijając mnie, trącił mocno ramieniem prychając pod nosem.

Nadal był zły o tą wampirzycę, ale na to już nic poradzić nie mogłem. Niezależnie od swoich humorów i pobudek, nadal powinien okazywać mi szacunek.

- Nie zapominasz się? - sarknąłem bez emocji.

- Pilnuj własnego nosa zdrajco!

- Mogłeś iść z nimi. Nikt cię nie trzymał. - wzruszyłem ramionami. Teraz będzie żałować, że nie próbował szczęścia w ucieczce? Żałosne.

Chłopak zjeżył się. Spomiędzy warg wyszło groźne warknięcie, na co nie pozostałem mu dłużny.

- Dobra idioci! - wciął się między nas strażnik machając zamaszyście rękoma, po czym każdemu z nas solidnie przyłożył w tył głowy. - Żadnych bójek, jasne?

Patrząc na siebie nienawistnie zgodziliśmy się z nim, jednak gdy spiął mi już ręce, 1830 zaatakował nagle wyciągając prosto w moją stronę pazury. Strażnik zasłonił mnie szybko, przez co najgorsze ciosy przyjął on. Dalej pomogłem mu obezwładnić chłopaka i przytrzymać przy ziemi, gdy go również skówał.

- Kurwa. - mruknął strażnik do siebie. Przycisnął ręce do sporej rany, z której wypływało sporo krwi. - Żeby cię zabili kretynie. - warknął ostro na szatyna. Gestem nadgarstka odgonił mnie od chłopaka, po czym sam nadepnął mu na kark. Wybrał czyjś numer na świecącym kamieniu i zadzwonił. Niedługo później do kuchni wparował Aleks, cały czerwony z wściekłości. Jego kroki było słychać jeszcze na długo przed przybyciem.

- Czy was pojebało!? - wrzasnął natychmiast. - Idź już do domu Greg, sam się nimi zajmę. - strażnik spojrzał niepewnie na wciąż warczącego 1830 i na mnie, ale ostatecznie wyszedł salutując i dziękując blondasowi. - Wiecie ile ja mam teraz rzeczy na głowie?! - krzyknął natychmiast po wyjściu kolegi.

- Jak podlizać się kierownikowi dla lepszej pensji? - fuknął szatyn.

- Milcz pchlarzu! I ciesz się, że nie mogę ci rozwalić tego pustego łba! Inaczej już byśmy mieli grafitti z twojego mózgu!

Mój kolega zamilkł. Pokornie przyjął uległą postawę, na co blondas go puścił. Aleks jeszcze chwilę przeklinał nas pod nosem, kompletnie przy tym zapominając, że my wszystko i tak słyszymy, aż w końcu zabrał nas na obiad.

***

Tłoczyliśmy się wszyscy w klatce na dworze. Wyjątkowo bez nauczycielki, ale w zamian był słodko pachnący facet. Od ubrań i włosów uwalniał się zapach ziół, jednak spod tego wszystkiego wydzierał paskudny ludzki odór. Facet był stary, z długimi białymi włosamiz wplecionymi kolorowymi koralikami i powłóczystymi szatami, a do tego poruszał się za pomocą dziwnego czarnego kija z pół przezroczysto-granatową kulą na końcu. Mimo, że był człowiekiem, wszyscy zwracali się do niego z szacunkiem nazywając przy tym "szamanem". Głupie imię.

GladiatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz