42.

50 9 7
                                    

- No co? - ściągnęła brwi, samej się uśmiechając.

- Nic, nic. - pochyliłem się, żeby znów ją pocałować, ale śmiech mnie powstrzymał, gdy już miałem musnąć jej skórę. - Po prostu cię kocham Rose. Naprawdę kocham.

Oczy momentalnie jej się powiększyły, a usta rozwarły w niemym zdziwieniu, ukazując dwa kły. Jej fiołkowe oczy skakały po całej mojej twarzy. Ja również nie umiałem się skupić. Ciągle patrzyłem na inny fragmencik jej twarzy, co frustrowało jeszcze bardziej, bo chciałem patrzyć na nią całą, a z takiej odległości się nie dało. Musiałem się napatrzeć, dopóki jeszcze miałem czas.

Bijące głośno serce zagłuszało myśli i tylko błagało, żeby już odpowiedziała. Nie mogłem znieść ciszy. Była gorsza od wszelkich wrzasków, pisków czy nawet jej łez.

- J-ja...

Ktoś zapukał do drzwi.

Miałem ochotę teraz wyjść i rozszarpać nieszczęśnika, ale ostatecznie to ja byłem niemal najniżej w chierarchi.

Szybko zszedłem z Rose i oddaliłem się najdalej jak mogłem. Ona zdążyła się jedynie podnieść, przeczesać ręką włosy i rzucić mi przepraszające oraz zbyt długie spojrzenie, od którego przeszył mnie dreszcz.

Drzwi się otworzyły, a do środka, jak do siebie wszedł George.

Jakimś cudem udało mi się nie skoczyć mu do gardła, ale już ciche warknięcie opuściło moje usta.

Uśmiechnął się do wampirzycy i lekko ukłonił ignorując mnie, jakbym nie istniał. Połamane kły prezentowały się żałośnie w jego sztucznie miłym uśmiechu.

- Jakim prawem wszedłeś do mojego pokoju? - syknęła dziewczyna. Po jej słabej, lejącej się wersji nie pozostał nawet cień. Teraz brzmiała wręcz przerażająco władczo. Cieszyć się jedynie mogłem, że nie jestem w skórze nieproszonego gościa. - Co tu w ogóle robisz!?

- Nie słyszałaś moja śliczna? Zostaniesz moją żoną. Dogadałem się z twoim ojcem.

W jednej chwili zmieniłem się w wilkołaka i postąpiłem parę kroków w jego stronę głośno ujadając, ale nim go dopadłem Aslanova odwołała mnie. Drżałem z furii, a rozszerzone z nienawiści źrenice wywiercały dziury w Georg'u.

Wampirzyca odczekała parę chwil z przytkniętym palcem u warg, po czym zarechotała głośno. Sztuczny uśmiech wampira stał się chłodniejszy o jeszcze parę dodatkowych odcieni, aż przypominał tylko grymas.

- Wszyscy zapominacie, że kobiety mogą już same o sobie decydować. Już nie ludzie żądzą światem, tylko my. Rasa idealna. Więc traktuj mnie idealnie na równi z sobą George.

- Już za późno Rose. Dostałem błogosławienie twojego ojca, a on z kolei napisał dla ciebie umowę. Będziesz musiała ją podpisać, ale i tak ci na szybko streszczę. Albo wyjdziesz za mnie, albo on cię odetnie od środków.

- Kłamiesz!

- Ja? Nigdy bym cię nie okłamał. Po co miałbym?

- To co z tego będziesz mieć?! - wrzasnęła roztrzęsiona.

Wampir uśmiechnął się przebiegle. Rozejrzał niby bez zainteresowania po pokoju, żeby zatrzymać swoje puste ślepia najpierw na mnie, a później mojej ukochanej.

- Ciebie złotko. Cała ta zabawa jest tylko o ciebie. I może też częściowo o winnicze imperium twojego ojca, którego ja się stanę współwłaścicielem. - wzruszył obojętnie ramionami. - Ślub weźmiemy na wiosnę. Już wszystko zostało załatwione. To będzie naprawdę piękna uroczystość.

GladiatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz