35.

58 8 5
                                    

Zostawiliśmy Amaro tuż pod domem Rose. Dziewczyna leżała na mnie od dłuższego czasu nieprzytomna i nadal nie dawała oznaków życia. Dominice przykazałem zostać z koniem oraz Aslanovą, a sam pobiegłem najpierw znaleźć pierwszą lepszą grupkę kotołaków.

Pierwszych spotkałem dopiero w okolicach winnicy. Byli lekko wstawieni i oprócz przesadnej ilości perfum śmierdziało od nich alkoholem. Mimo tego szarpnąłem faceta, który wydawał mi się najbardziej ogarnięty. Syknął wściekle poprawiając pomięte ciuchy i spoglądając na mnie wilkiem – co za ironia – spod spoconych kosmyków.

- Czego kundlu!? - warknął wzburzony.

- Pani Aslanova jest nieprzytomna. - odparłem pośpiesznie.

Nawet nie odwracając się znowu na nich pognałem z powrotem pod drzwi. Daleko w tyle słyszałem dopiero startujące koty ale już nie czekałem. Wyminąłem w przejściu zdziwioną Dominikę i w dosłownie paru susach znalazłem się na piętrze. Wbiegłem do pokoju mając nadzieję znaleźć Dylana, który by mógł coś zrobić z byłym wilkiem George'a-niedoszłego-gwałciciela, Aslanovą i Amaro, ale jak na złość nie było go.

Drżącymi rękoma sięgnąłem po telefon, który zostawiłem na swojej półce nocnej. Wszedłem w ikonkę telefonu, żeby na czuja wybrać właściwy numer z jedynych dwóch kontaktów jakie posiadałem.

Zbiegłem z powrotem po schodach ustawiając tryb głośno mówiący, czego Dylan wcześniej mnie musiał uczyć długie godziny. Okazało się, że jestem niezwykle ciężkim przypadkiem jeśli chodzi o naukę z dziedziny technologii.

Odebrał dopiero po szóstym sygnale, gdy ja się pochylałem nad Aslanovą, a pijane kotołaki przybiegły zataczając się przy tym.

- Dumny jestem z ciebie, że umiesz korzystać z telefonu, ale na miłość mej matki, ja tu pracuję! - rozległo się z urządzenia, na co drgnąłem zdziwiony. - Mów szybko o co chodzi.

- Nasza pani! - jęknąłem podenerwowany i przeczesałem palcami włosy. - Słabnie jej tętno. Jest nieprzytomna. No i jest tu jeszcze...

- Pogadamy później! Zaraz będę! Gdzie jesteście?

- Przed domem... - chłopak rozłączył się obiecując jeszcze, że za niedługo będzie.

Schowałem urządzenie i najdelikatniej jak potrafiłem odebrałem Aslanovę z ramion Dominiki, aby zamknąć ją w swoich. Kotołaki również się zbliżyły, a facet którego zaczepiłem nawet wysunął się na przód. Szybkim ruchem sprawdził temperaturę na czole i czym prędzej ją cofnął. Zbladł tak strasznie, że przypominał niemal trupa, a zamglone spojrzenie alkoholem odeszło niczym przy dotknięciu czarodziejskiej różdżki.

Kazał mi ją wnieść do środka oraz położyć na kanapie w salonie. Sam dreptał tuż za moimi plecami użalając się nad nie wiadomo czym. Nie słuchałem go dalej. Był dla mnie kimś kompletnie bezwartościowym, zwłaszcza gdy nie dawał realnych i racjonalnych wskazówek jak pomóc Rose.

Amaro rżał niespokojnie na dworze. Gdyby nie Dominika, która go mocno trzymała za uzdę już dawno stratował by resztę pijanych kotołaków, którzy stali przy drzwiach. Tacy świetni. Niby na służbie dzielnie stoją. Gdyby nie okoliczności roześmiał bym się na to, nawet gdyby w ramach kary miały by mnie czekać baty.

Jakiś samochód zapiszczał niedługo później tuż pod drzwiami. Do środka wbiegł Dylan – na widok którego łzy z ulgi stanęły mi w oczach – jakiś człowiek oraz dwójka innych kotołaków.

Kobieta cuchnąca człowiekiem i w białym długim szlafroku zbliżyła się niebezpiecznie do Rose. Zawarczałem wściekle zmieniając się w ułamku sekundy. Nastroszyłem sierść, osłoniłem panią i pokazałem jej wszystkie kły. Cofnęła się natychmiast jak poparzona, a serce zaczęło wybijać szalony rytm. Dylan uniósł wysoko dłonie, tak abym je dobrze widział, i również spróbował się zbliżyć, ale mi obraz przysłoniła furia wynikająca z bezsilności, a do tego niezmierny strach. Zamachnąłem się na wilkołaka pazurami. Celowo chybiłem o parę centymetrów. Tyle wystarczyło aby trzymać wszystkich na dystans.

GladiatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz