25.

61 10 6
                                    

Wstałem gwałtownie zlany potem. Już trzeci raz tej nocy, choć wciąż prawie mdlałem ze zmęczenia.

Jęknąłem cicho. To wszystko to nie sen. Rozejrzałem się po małym pokoiku próbując doszukać się jakiegoś podobieństwa do pomieszczeń z legionu. Nic nie znalazłem. Wszystko było obce.

Zwłokłem się z łóżka i zacząłem chodzić w tę i z powrotem. Nie miałem się czym zająć, a mała przestrzeń nie pomagała się odprężyć.

- Zrobisz jeszcze jeden krok, to przysięgam że cię zatłukę. - wymamrotał nagle drugi likantrop. Obejrzałem się na niego. Wtulał jeszcze twarz w poduszkę ale zaraz jęknął przeciągle i wstał z grymasem na twarzy. - Już nie zasnę. Mam nadzieję, że jesteś zadowolony.

Prychnąłem cicho wracając do krążenia w kółko. Muszę się gdzieś ruszyć. Albo energia mnie rozniesie. Jaki to był dziwny stan. Z jednej strony byłem zmęczony, a z drugiej aż drżałem z nadpobudliwości.

- Czemu nie możesz spać? - wzruszyłem ramionami. - Świetnie. Idealnie wręcz. To przebierz się. Pokażę ci trochę nim pani cię przejmie.

- Kim jest ta pani?

Przewrócił oczami. Podszedł do szafy i wybrał jakieś ciuchy, po czym westchnął i przewrócił oczami jeszcze raz.

- Nawet nie wiesz komu służysz? To wampirzyca jełopie. Córka zarządcy tych terenów oraz producenta najlepszego wina na świecie. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie masz szczęście, że tu jesteś. - a mimo tego, wolałbym być teraz gdzie indziej. - Co tak stoisz? Przebieraj się! Ja będę w łazience.

- Ale to są świeże spodnie. - odparłem smętnie. Nigdzie nawet nie zdążyłem ich pobrudzić.

- Nawet sobie ze mnie nie żartuj.

Trzasnęły drzwi. Prychnąłem cicho pod nosem. Kilka razy go przedrzeźniłem w głowie ale ostatecznie otworzyłem szafę.

- Cholera. 1312 nie żartował.

Cała szafa była zapełniona ładnie poskładanymi ubraniami. Było ich do wyboru do koloru. Niepewnie wybrałem rzeczy, które wydały mi się najzwyklejsze choć nadal miałem obawy. Dylan chwilę później wyłonił się z łazienki i natychmiast prychnął śmiechem.

- Sportowe ciuchy? Poważnie? No dobra niech będzie. Czyli co, bokserka i dresy? Przynajmniej kolory do siebie pasują. Chodź, idziemy.

- Nie powinniśmy poczekać na strażników?

Spojrzał na mnie jak na idiotę. Wyszedł bez słowa natychmiast gdzieś się kierując. Westchnąłem. Zapowiada się długi dzień.

Chłopak zapoznał mnie mniej więcej z planem budynku, po czym poprosił abym w nim został, bo on musi na moment wyjść, aby przydzielić zadania innym wilkołakom, które tu służyły. Mogłem się poprzechadzać po swoim nowym miejscu zamieszkania lub zostać w pokoju. Wybrałem oczywiście to drugie. Po spacerku z Dylanem głowa mi pękała, a mimo to nie pamiętałem gdzie co jest.

- Jesteś pewny, że wolisz siedzieć w tej małej klitce? - zacisnąłem mocniej szczękę. Chciał mi jeszcze pokazać ogród i jakieś inne miejsca, ale na szczęście już by nie zdążył. - Jak wolisz. Pamiętasz drogę? Za tą jabłonią w lewo, później w prawo, przejdziesz na ukos przez taki mały parking, wiesz, ten dla gości, i w przeciwnym rogu będzie już ścieżka, która prowadzi prosto do naszego domu.

Przechyliłem lekko głowę. Przecież żadnego parkingu po drodze nie mijaliśmy. Chłopak musiał domyślić się co mi chodziło po głowie, bo zaraz się wyszczerzył i dodał:

- To jest droga na skróty. Ja ci chciałem pokazać jak najwięcej. Poradzisz sobie. Do później.

Już miał mnie poklepać po plecach, ale w ostatniej chwili zatrzymał się, widząc jak się napinam. Uniósł ręce w obronnym geście i z durnym uśmieszkiem tak po prostu odszedł.

GladiatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz