CHAPTER II

556 23 3
                                    

────── -: ✧ :- ──────

────── -: ✧ :- ──────┌────── -: ✧ :- ──────┐ACT II, ROZDZIAŁ IIrodzinny pech└────── -: ✧ :- ──────┘────── -: ✧ :- ──────

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

────── -: ✧ :- ──────
┌────── -: ✧ :- ──────┐
ACT II, ROZDZIAŁ II
rodzinny pech
└────── -: ✧ :- ──────┘
────── -: ✧ :- ──────

Strach. Nieodłączny towarzysz w przeprawie przez życie Hope Sparks. Dokładnie czwartego lipca dwa lata wcześniej wparował buciorami w jej życie, osadzając się w jej sercu. A w jego planach nie było opuszczenie nowego domu w bliskiej lub dalekiej przyszłości.

Oczywiście nastolatka sama starała się nie ujawniać że w jej sercu pojawił się nowy lokator. Starannie ukrywała go pod uśmiechem, żartami i śmiechem. Jednak dzień żniw był jednym z trudniejszych, ponieważ wtedy strach stawał się najgłośniejszym mieszkańcem jej ciała i nie dawał się uciszyć.

Aby nie dać wygrać strachowi, zajmowała się wszystkim czym tylko mogła, więc po bardzo wczesnym wstaniu uszykowała się już na ceremonie dożynek. Nie chcąc siedzieć bezczynnie postanowiła zrobić śniadanie dla swojego rodzeństwa i dla siebie.

W tym celu wyszła ze swojej sypialni z zeszła po schodach kierując się do kuchni. Jednak w drodzę tam zatrzymała się przed lustrem w korytażu.

Przez moment nie była w stanie poznać samej siebie. Nie widziała już piętnastoletniej niewinnej Hope Sparks. Nie było widać radości w błękitnych oczach. I ta zmiana nie polegała na tym że jej rysy twarzy stały się wyraźniejsze lub sylwetka stała się bardziej kobieca. Nie chodziło tu o zmiane z wyglądu. Chodziło o to że była zupełnie inną osobą w środku.

— Nie myśl o tym idiotko, nie dzisiaj, nie wolno ci o tym myśleć w ogóle. — wyszeptała w swoje odbicie i na nogach jak z waty ruszyła do kuchni pochłaniając się robieniu naleśników.

Była tak skupiona na tym prostej codziennej czynności, że nie zauważyła gdy jej rodzeństwo weszło do kuchni.

— Mogę ci w czymś pomóc? — usłyszała głos Victora.

Odwróciła się w jego stronę z lekkim uśmiechem, jednak ten szybko zniknął. Ciało rudowłosej zamarło, jej oczy znów płatały jej figle. Zamiast Victora stał przed nią trzynastoletni szatyn z metalicznymi tęczówkami oraz oliwkowej karnacji. Szybko złapała się blatu gdy jej nogi odmówiły posłuszeństwa.

— Hope? Wszystko w porządku? — usłyszała głos, nie Victora, Everetta.

Szybko zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Po czym jej spojrzenie wróciło do miejsca gdzie tak naprawdę stał jej piętnastoletni brat.

— Tak Victor, wszystko w porządku. — powiedziała uśmiechając się do niego i zaspanej Mercy która siedziała już przy stole. — Usiądź, zaraz podam śniadanie.

Młody Sparks mimo że patrzył na to podejrzliwie posłuchał starszej siostry i usiadł koło młodszej przy stole.

Posiłek rodziny Sparks przebiegał w ciszy do momentu pojawienia się Veronici i Tristana. Oznaczało to że musieli udać się na plac główny gdzie odbyć miały się dożynki.

HOPE DIES LAST | finnick odairOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz