CHAPTER VI

561 19 20
                                    

────── -: ✧ :- ──────

────── -: ✧ :- ──────┌────── -: ✧ :- ──────┐ACT III, ROZDZIAŁ VIwolność└────── -: ✧ :- ──────┘────── -: ✧ :- ──────

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

────── -: ✧ :- ──────
┌────── -: ✧ :- ──────┐
ACT III, ROZDZIAŁ VI
wolność
└────── -: ✧ :- ──────┘
────── -: ✧ :- ──────

Nadszedł dzień, na który Hope Sparks czekała bardziej niż mieszkańcy Kapitolu. Dzień, w którym Hope Vittoria Sparks miała wejść na arenę. Miejsce, które miało oddać jej, tak wiele po tak długim czasie. Miała odzyskać wolność.

Rankiem tego dnia dziewczyna pożegnała się z młodszym rodzeństwem, mentorami i przywitała Killiana, który wybrał dla niej strój i przygotował do wyjścia. Cały ten czas spędzili w milczeniu, ponieważ dla obu z nich moment pożegnania, który nieubłaganie się zbliżał, miał być cholernie trudny.

Co mogli powiedzieć sobie poza tym, że się kochają i będą przyjaciółmi do końca świata? Nic. Tego nie trzeba było mówić, oni świetnie zdawali sobie z tego sprawę.

Następnie nadszedł czas, w którym to Hope siedziała w poduszkowcu, który tym razem nie zabierał jej do piekła, prowadził ją na spotkanie z wolnością. Miała w końcu być wolna od bólu, sztucznych uśmiechów, koszmarów, łez. Wolna od Snowa.

Tak jak w wieku piętnastu lat, siedziała na wyznaczonym miejscu, jednak tego dnia zamiast kamiennej twarzy miała szczery uśmiech. Zamiast chęci wydobycia z płuc krzyku bólu i błagania o ratunek, chciała się śmiać. Szczerze, radośnie i głośno. Z jej oczu nie chciały wydobyć się strumienie łez smutku, a szczęścia. Jej uszy wręcz pragnęły usłyszeć jej szczery śmiech.

Czy Hope zwariowała? Zapewne tak. Po tym, co musiała przeżyć, każdy by zwariował. A w momencie, w którym szła na rzeź, wiedząc, że nie wróci, nie czuła strachu, czuła radość, bo właśnie miała uwolnić się z jej prywatnego piekła na zawsze. Kartka, która początkowo wydawała się biletem do piekła, tak naprawdę okazała się biletem do upragnionej wolności.

Stwierdziła, że nie musi już grać tej zimnej nastolatki co dziewięć lat wcześniej, która ukrywała strach, bo po prostu się już nie bała. Wiedziała, że nie wróci żywa i nie czuła już strachu. Czuła ulgę, że jej piekło się kończy. Wchodziła na arenę żywą, a wywiezione z areny miało być jej zimne martwe ciało, zamordowanej przez eksperymenty Kapitolu lub innego trybuta.

W końcu jak lata wcześniej podeszła do niej kobieta, której Hope posłała promienny uśmiech i wyciągnęła w jej stronę prawą rękę, która nieznajoma chwyciła i przyłożyła strzykawkę.

— To twój lokalizator, Hope — powiedziała, szybkim i pewnym ruchem umieściła go pod jej skórą.

Było to bolesne jak kiedyś, jednak to nie zmniejszyło uśmiechu goszczącego na ustach błękitnookiej.

Od tamtego momentu metalowe urządzenie lokalizujące utkwiło w jej ręce, dzięki czemu bardzo sprawnie znajdą ją w jej drodze do wolności i będą wiedzieć, kiedy tam dotrze.

HOPE DIES LAST | finnick odairOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz