CHAPTER I

561 36 16
                                    

────── -: ✧ :- ──────

────── -: ✧ :- ──────┌────── -: ✧ :- ──────┐ACT V, ROZDZIAŁ Ikłamcy└────── -: ✧ :- ──────┘────── -: ✧ :- ──────

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

────── -: ✧ :- ──────
┌────── -: ✧ :- ──────┐
ACT V, ROZDZIAŁ I
kłamcy
└────── -: ✧ :- ──────┘
────── -: ✧ :- ──────

Oczy Hope zostały oślepione przez biel, a w uszach słyszała wiele obcych głosów, jednak nie rozumiała, co mówią. Próbowała się poruszyć, jednak poczuła na sobie czyjąś dłoń, która jej nie pozwoliła się podnieść.

— Ledwo się obudziłaś, a już nie potrafisz usiedzieć w jednym miejscu. — usłyszała znajomy głos i od razu zwróciła w tamtą stronę głowę.

— Wujek... — szepnęła.

— Witamy wśród żywych mała H. — powiedział, gładząc ją po włosach. — Wyglądasz, jakbyś spotkała ducha.

— Bo tak jakby spotkałam, ale nie ważne. — powiedziała i wyciągnęła rękę w stronę wuja, aby pomógł jej usiąść. — Muszę zobaczyć ...

Nie dane było jej skończyć, bo usłyszała, jak ktoś woła jej imię i od razu spojrzała w tamtą stronę. Przez drzwi biegła w jej stronę rudowłosa dziewczynka, którą Sparks zamknęła w żelaznym uścisku, przytrzymując ją jak najbliżej siebie. Tusz za trzynastolatką do pokoju wszedł Victor, Finnick i Jonathan.

— Śpiąca królewna się obudziła. — powiedział Jonathan, odciągając mini Sparks od siostry i sam przytulając się do starszej dziewczyny.

— Nawet podczas mojej nieobecności, nie postanowiłeś dorosnąć. — powiedziała, klepiąc go w tył głowy.

— Ał... W życiu. — powiedział, odsuwając się i masując miejsce uderzenia.

Następną osobą, która przytuliła rudowłosą, był Victor, który nie mógł już dłużej wytrzymać i pozwolił swoim łzom płynąć.

— Nigdy mnie już tak nie zostawiaj. — szepnął, łamiącym się głosem.

— Nigdy. — szepnęła, całując go w czoło. — Nigdzie się nie wybieram, nie bez ciebie. — powiedziała, posyłając mu uśmiech, gdy się od niej odsunął.

Następną osobą, która poszła przywitać się z Hope, był Finnick, który, gdy tylko jego morskie tęczówki spotkały się z błękitem oczu dziewczyny, nie czekał dłużej i połączył ich usta w pocałunku.

Pocałunku, który wyrażał więcej niż tysiące słów. Tęsknota, miłość, szczęście. To wtedy czuli. Chuda dłoń Hope wplątała się w blond włosy chłopaka, przyciągając go bliżej siebie. Zupełnie zapomnieli o ludziach, którzy byli wokół nich i że dziewczyny co dobie wróciła z martwych. Liczyli się tylko oni, aż zostali zmuszeni się rozdzielić przez brak tchu.

Finnick położył swoje czoło na jej i pogładził jej policzek.

— Jesteś bezpieczna, Torie. — szepnął, a na jego ustach pojawił się uśmiech.

— Wiem, Nick. — szepnęła i lekko się zaśmiała, słysząc w tle dźwięk udawanego obrzydzenia, które wydobywali Victor i Jonathan.

— Vic nie udawaj, że się brzydzisz pocałunków, jakoś z Jo ci to nie przeszkadzało. — powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem, wbijając błękitne tęczówki w młodszego barta.

Po sali rozniosły się dźwięki zdziwienia i wzrok wszystkich spoczął na czarnowłosym.

— ŻE CO?! — usłyszeli krzyk Jonathana, który gdyby nie Tristan, który właśnie wszedł na salę, upadłby na ziemię.

Jednak wszystko ucichło, gdy spojrzenie wszystkich spoczęło na nowo przybyłych. Wraz ze Scottem do pokoju wszedł Ronnie a za nią dwójka osób, które miały być martwe od ponad dziesięciu lat. Wszyscy spodziewali, że gdy tylko oczy Hope spoczną na dwójce jej rodziców, zaczną się krzyki, łzy i wszystko, co najgorsze. Można było spodziewać się wszystkiego, ale nie tego, co się stało.

Spomiędzy warg rudowłosej wyrwał się szczery śmiech. Tak głośny, jak dawno nie słyszeli od dziewczyny. W kącikach jej oczu pojawiły się łzy rozbawienia. W pewnym momencie śmiała się tak głośno, że zabrakło jej tchu, co zmusiło ją do uspokojenia się.

— Przepraszam... — szepnęła dalej się uspokajająco. — Ale to jest komiczne.

Wszyscy spojrzeli na nią z konsternacją, nie do końca rozumiejąc, co się dzieje.

— Miałam cię przeprosić. — powiedziała rozbawiona Hope, przenosząc spojrzenie na Haymitcha. — Ale to chyba ty powinieneś przeprosić mnie.

— Co? — zapytał blondyn, nie rozumiejąc, o czym mówi dziewczyna.

— Miałam rację, Annabeth i Thomas Snow to kłamcy. — powiedziała w pełni się uspokajające, a w jej głosie słychać było jad. — Pierdoleni kłamcy.

— Hope... — zaczęła starsza z rodzeństwa Abernathy, próbując podejść do córki, na co ta od razu wystawiła rękę w znaku, że kobieta ma się zatrzymać. — Daj nam wytłumaczyć...

— Nie chce słuchać kolejnych kłamstw. Mam już tego dość. — powiedziała z chłodem w głosie. — Nie ma czego tłumaczyć, bo dla mnie wciąż jesteście martwi. Zakopani dwa metry pod ziemią w gruzach, które zostały po dystrykcie piątym, a teraz opuścić ten pokój, chcę pobyć z moją rodziną.

Nie mówiąc nic więcej, dwójka dorosłych wyszła, mijając się z wchodzącym do pomieszczenia Killianem.

— Killian! — krzyknęła radośnie Hope, a czarnowłosy natychmiast do niej podszedł i zamknął w uścisku.

— Cieszę się, że żyjesz iskierko. — szepnął.

— To ja powinnam to powiedzieć, jak to możliwe, że żyjesz?

— Plutarch. — oznajmił oczywistym tonem.

— To tłumaczy wszytsko. — powiedziała, przewracając oczami, wywołując śmiech swoich bliskich.

— A wracając do tematu Jo i Victora. — zaczął Jonathan.


***

Po tym, jak cała grupa musiała opuścić pokój, na polecenie lekarzy wszyli wspólnie. Victor i Mercy szli obok Haymitcha, do którego podbiegł Finnick.

— Hej, Haymitch pamiętasz moją prośbę? — zapytał, przeczesując blond włosy.

Wtedy zwycięzca z dystryktu dwunastaki stanął i wyjął małe zamszowe pudełko.

— Pilnowałem, jak obiecałem. — powiedział, kładąc pudełko w ręce Finnicka. — Nie schrzań tego.

To było ostatnie, co powiedział Abernathy, a później zostawił przyszłego męża siostrzenicy w ataku pytań ich przyjaciół.

***

Po tym, jak Katniss została zaatakowana przez Peetę, Hope od razu zaproponowała, że to ona pójdzie porozmawiać z chłopakiem. I mimo sprzeciwu wszystkich tak właśnie znalazła się przed drzwiami do sali chłopaka. Weszła bez zawahania się do środka, a blondyn od razu na nią spojrzał.

— Hope. — szepnął, a na jego ustach pojawił się słaby uśmiech.

— Cześć Peeta. — powiedziała, dotykając jego dłoń w ramach wsparcia. — Jak się czujesz?

— Fatalnie. Gdzie jesteśmy? Co się stało? — spytał, rozglądając się wokół.

— Jesteśmy w Trzynastym Dystrykcie Peeta. — oznajmiła łagodnie. — Uratowali nas.

— To samo mówili tamci ludzie, ale to nie ma sensu. Dlaczego nie jesteśmy w Dwunastce?

Hope przełknęła ślinę i zaczęła.

— Zdarzył się wypadek, zarówno w Piątce, jak i w Dwunastce. — szepnęła. — Niestety zostały po nich tylko gruzy.

— To przez nią. — szepnął, w oczach rudowłosej pojawił się strach. — To przez Katniss.

Resztę Hope pamiętała jak przez mgłę. Wybuch złości Peete, ludzie, którzy od razu zabrali ją od chłopaka. Strach, że nie dała rady uchronić go przez Snowem, stał się prawdziwy.


***

dziewięć rozdziałów

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

dziewięć rozdziałów...


zostawcie po sobie znak :*

HOPE DIES LAST | finnick odairOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz