CHAPTER II

484 18 1
                                    

────── -: ✧ :- ──────

────── -: ✧ :- ──────┌────── -: ✧ :- ──────┐ACT III, ROZDZIAŁ IIcyrograf└────── -: ✧ :- ──────┘────── -: ✧ :- ──────

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

────── -: ✧ :- ──────
┌────── -: ✧ :- ──────┐
ACT III, ROZDZIAŁ II
cyrograf
└────── -: ✧ :- ──────┘
────── -: ✧ :- ──────

Bezsilność popycha ludzi do różnych działań. Głównie do tych, których nie zrobiliby, gdyby mieli możliwość podjęcia wielu innych lepszych decyzji. Niestety Hope nie miała tego luksusu. Przez to znajdowała się w najbardziej znienawidzonym przez siebie miejscu, idąc korytarzem do gabinetu, w którym znajdował się diabeł w ludzkiej skórze.

Strażnik Pokoju otworzył drzwi do pomieszczenia, zaraz po tym, jak usłyszał pozwolenie od prezydenta. Rudowłosa weszła od razu za nim, natychmiast piorunując spojrzeniem starszego mężczyznę o białych włosach. Z jej wzroku wyczytał, że jest to coś, co muszą omówić na osobności.

— Możesz odejść. — skierował słowa do strażnika, nie spuszczając wzroku Sparks, gdy skrzyżowała ręce pod piersią, śledząc uważnie każdy jego ruch.

Gdy zostali sami, Hope nie czekając na żadne słowo, odezwała się, podchodząc trochę do jego biurka.

— Nie jestem tu dla przyjemności. — zaczęła śmiertelnie poważnym tonem przepełniony nienawiścią. Tonem, którego jeszcze u niej nie słyszał. — Jestem tu z propozycją. Przyjmiesz ją na moich warunkach albo odrzucisz. Twój wybór.

Nim ten zdążył się odezwać, usiadła na miejsce przed nim, kontynuując wypowiedź.

— Jednak na twoim miejscu, bym ją przyjęła bez zająknięcia.

— W takim razie słucham. Zobaczymy czy była warta twojego czasu poświęconego na przyjazd tutaj. — orzekł spokojnym tonem, poprawiając się na swoim fotelu.

— Wezmę udział igrzyskach i zginę. — powiedziała lekko znudzona, co go zaskoczyło, jednak starał się to ukryć. — Oczywiście dając, przy tym spektakl jakiego pragniesz.

— Jednak w życiu nie ma nic za darmo. — orzekł, podejrzliwie się jej przyglądając.

— Mercy będzie mogła zamieszkać z Haymitchem w dystrykcie dwunastym i nie będzie ani jednej karteczki z jej imieniem do końca jej życia. — orzekła.

— Skąd pewność, że Abernathy nie wyląduje na arenie? — zapytał, starając się nie dać po sobie poznać, że wie, jak będzie ostatecznie.

— Och, proszę cię. — westchnęła dramatycznie. — Ty i ja doskonale wiemy, że ta koperta była podmieniona. Specjalnie, aby zabić Katniss Everdeen, mnie i Peete przy okazji. Zapominasz czasami, że potrafię przejrzeć cię lepiej niż ktokolwiek. Z bólem muszę to przyznać, ale jestem zbyt podobna do ciebie, aby nie zrozumieć twoich intencji. — zaszokowało go ostatnie zdanie, poniewaz przez około dziewięć lat się tego wypierała. — Więc oczywiste jest to, że Peeta pójdzie za Katniss jak wierny piesek prosto na śmierć.

Snow w środku był dumny, że Hope to jego krew. Jednak nie był zadowolony, że stali po dwóch przeciwnych stronach barykady.

— Dobrze, masz racje, jednak dlaczego miałbym się na to zgodzić? Mogę sprawić, że...

— Że w urnie będzie tylko moje imię? — spytała retorycznie, a on spojrzał na nią, jakby właśnie zobaczył ducha. — Tak wiem, że w urnie było tylko imię Victora. — orzekła znudzonym tonem, widząc jego minę. — Jeśli w urnie będzie tylko moje imię, to pokaże to innym.

— W jaki niby sposób?

— Myślisz, że nie jestem w stanie powiedzieć czegoś w stylu: „Rose możesz dać mi drugą karteczkę, na pamiątkę dla Veronicii i jej wielkiego szczęścia?". Jasne jest to, że się zgodzi, w końcu idę na śmierć.

— Okej weźmy hipotetycznie. Ja się zgodzę na twoją umowę, ale skąd pewność, że dotrzymam jej po twojej śmierci? — spytał z uśmieszkiem, sądząc, że wytknął jej błąd w jej planie.

— Wierzysz, że Mercy nie będzie wystarczająca, aby wygrać? — zapytała, unosząc jedną brew. — Gdybyś wysłał ją na arenę teraz, to by wygrała. Jest lepsza ode mnie i Victora. Chcesz ryzykować? Drugi raz nie zrobisz akcji z Ćwierćwiecza.

— Widzę, że się przygotowałeś. — stwierdził lekko rozgoryczony.

— Akceptujesz albo nie. Twój wybór.

— A jeśli wypadnie na ciebie w losowaniu i Styles zgłosi się za ciebie?

— Nie pozwolę jej na, to jeśli podejmiesz odpowiednią decyzję. Jednak gdy podejmiesz złą decyzję, pozwolę je na to albo przetrwam Igrzyska bez mordowania przyjaciół i przeżyję. — powiedziała neutralnym tonem, a później posłała mu uśmieszek i orzekła z satysfakcją. — Wiesz, że jestem do tego zdolna, w końcu jestem Snow.

Tym razem szok był wypisany na jego twarzy. Pierwszy raz powiedziała te słowa. Na dodatek wykorzystując je przeciwko niemu. W jego głowie pojawiło się tysiąc myśli. Śmierć trójki zagrażających mu osób, w zamian za jedno nic nieznaczące życie jego najmłodszej wnuczki.

— Dlaczego miałbym ją oszczędzić?

— Ponieważ jest niczemu winnym dzieckiem. Ja ponoszę karę za błędy rodziców, Victor ponosi karę za moje błędy. — powiedziała prosto. — Mercy nie musi płacić za niczyje błędy, skoro będziemy martwi.

Przeanalizował jeszcze raz, każde jej słowo od chwili przyjścia. Rozpatrzył konsekwencje każdego ze swoich wyborów, które posiadał w tamtym momencie.

— Akceptuje, jeżeli zabijesz Finnicka Odair i Katniss Everdeen. — powiedział, również chcąc zyskać większą satysfakcję.

— Nie. Tak się nie bawimy. Ja dzisiaj dyktuje zasady. — powiedziała z jadem. — Dostaniesz i tak wystarczająco dużo. Akceptujesz moje zasady albo wróci do ciebie konsekwencja odrzucenia oferty.

Spojrzał w jej czekoladowe oczy i wiedział, że nie cofnie się przed niczym. W jej spojrzeniu zauważył siebie. Istną kopię siebie. Wtedy wiedział, że nie ma wyjścia.

— Właśnie zawarłaś pakt z diabłem. — stwierdził.

— Doskonale o tym wiem.

Po tych słowach wyszła z podpisanym cyrografem. Wróciła do domu, chcąc spędzić ostatnie chwilę z bliskimi. Z dala od Kapitolu. Z dala od Snowa. Z dala od rzeczy, które zabijają ją od środka od dnia 66 Głodowych Igrzysk.

Jedyne co jej zostało to nadzieja, że śmierć będzie szybka, bezbolesna i spektakularna. A po śmierci Snow nigdy nie wyzbędzie się je twarzy z koszmarów. Zrobi wszystko, by tak się stało. Sprawi mu cierpienie nawet zza grobu.


***

***

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
HOPE DIES LAST | finnick odairOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz