Prolog

6.3K 136 6
                                    

Kilka lat wcześniej...

Michael

Zgniotłem kartkę i wyrzuciłem ją do kosza. Wściekły zerknęłam z ukosa na tę małą, nie lubianą przez nikogo córkę mojego wuja - Holdy. 

-Masz już? - jej za bardzo dziecięcy głos działał mi na nerwy. Była młodsza ode mnie jedynie o kilka miesięcy, a zachowywała się niczym wieczne dziecko. A pragnąłem zaznaczyć, że mieliśmy już prawie piętnaście lat!

Ona mając swoje brązowe włosy spięte w kitki po bokach, okularach na nosie i aparacie na zębach próbowała nauczyć mnie jakiś dziwnych definicji związanych z matematyką.

Nauka nie szła mi aż tak źle, ale mój ojciec uparł się na to by dziewczyna z racji iż jest dość bliską rodziną, i ma do niej pełne zaufanie powierzyć jej to cudowne jakże pełne napotkanych trudności zadanie. 

-Mam! - warknąłem i pokazałem jej pusty zeszyt. 

Opuściła ramiona i opadła na moje łóżko, już chciałem ją skarcić ale powstrzymałem się wiedząc, że dziewczyna z byle głupoty może rozpłakać się, a mi by się oberwało. Nie mogłem na razie narażać się matce czy ojcu, musiałem tamtego dnia w końcu pojawić się na wyścigach które odbywały się na obrzeżach od kilku lat. 

Pierwszy raz zabrał mnie tam jej cudowny brat, Vincent. Mimo wszystko jej rodzeństwo polubiłem, ale ona...działała mi na nerwy jak nikt inny, a myśl o tym, że od jakiegoś czasu moja rodzina z jej postanowiła zajadać się co niedzielę w rezydencji ich albo naszej na obiadkach wywierała we mnie potworny gniew. 

-Michael, musisz najpierw usunąć nawiasy - jęknęła obok mnie. 

Obróciłem się i zmierzyłem ją wzrokiem. 

-Wiem to, i wiesz co? - wymusiłem uśmiech i wstałem z krzesła - Umiem kurwa wszystko, więc nie chce już pomocy - skłamałem. 

Zaskoczona wymruczała pod nosem, zapewne spodziewając się, że nie słyszałem: 

-Przeklinasz, a wiesz, że twój ojciec tego nie lubi. 

Krew we mnie zawrzała i zacisnąłem mocniej dłonie. 

-Niech nie obchodzi cię to co lubi mój ojciec. Robię co chcę i nie masz żadnego prawa wtrącać się we wszystko, może byś zrobiła coś ze swoimi kłakami które wyglądają jak u dziecka i tym okropnym aparatem na zębach, o okularach już nie wspomnę! 

Warga zaczęła jej drgać, ale mnie to nie ruszało. Wyminąłem ją i wziąłem z komody swoją czapkę z daszkiem którą założyłem do tyłu i wyszedłem z pokoju. Zostawiłem ją samą, nie mając żadnych wyrzutów sumienia. 

Na dole zastałem ojca który popijał zapewne kawę z wujem. Obydwaj spojrzeli na mnie, a ja bez żadnych skrupułów podszedłem i wyjąłem papierosy z kieszeni marynarki ojca. 

-Michael, możesz w końcu się ogarnąć? - wrzasnął na mnie. Nie robiłem sobie z tego nic i odpaliłem go przy nim, zaciągnąłem się i wypuściłem dym w jego twarz - Tego za wiele, nie dam ci gówniarzu robić takich rzeczy do póki nie skończysz osiemnastu lat! 

Wyrwał boleśnie peta z moich rąk i wyrzucił go przez panoramiczne okna w domu. Prychnąłem i pokręciłem głową. 

-Nie masz prawa wychodzić nigdzie dzisiaj, jutro i kurwa przez następny miesiąc - założył ręce na klatce i jakby nigdy nic złapał za filiżankę. 

Zaskoczony spojrzałem na wuja Carlosa ale on skinął w aprobacie swojemu kuzynowi. 

-Vincent tak samo przegina, obydwaj macie zabronione wychodzenie gdziekolwiek indziej niż szkoła - dopowiedział spokojnie. 

-Jaja sobie robicie?! To jest nie dorzeczne, nie mam ochoty ślęczeć dupskiem na kanapie i nie wychodzić tak naprawdę nigdzie!

 -Nie dyskutuj, bo zaraz zamiast miesiąca zrobi się pół roku! 

Nie dowierzając pokręciłem głową. 

-Jebcie się wszyscy! - biegiem rzuciłem się w stronę wyjścia, za sobą słyszałem jedynie głosy które wołały mnie. Zdołałem uciec ochronie i przejść przez mur okalający posesję. 

Pobiegłem w stronę uliczki która z łatwością prowadziła wręcz do centrum. Będąc w bezpiecznej odległości wyjąłem ze swoich szarych dresów telefon i wybrałem numer do Fabiano, odebrał po chwili. 

-Michael ojciec jest bardzo zdenerwowany i wysłał po ciebie swoich ludzi - jego szept od razu rozniósł się w moim uchu, i wręcz od razu dostrzegłem dwa, czarne SUV-y które rozpoznałem. Schowałem się za małym murkiem i lekko zacząłem dyszeć. 

-Mama wróciła? - zapytałem licząc, że ona coś zaradzi mojej trudnej sytuacji. 

-Nie, ale tata zadzwonił do niej i podobno ma zaraz przyjechać. 

-Ty i Liam macie mnie kryć, nie masz prawa mówić, że ze mną rozmawiałeś, jak mama wróci napisz mi wiadomość - rozłączyłem się i oparłem głowę o zimny beton - O kurwa - wydyszałem. 

Minęło może ze dwadzieścia minut, a wiadomość od brata widniała na moim wyświetlaczu telefonu. Jakby nic nigdy nie miało miejsca nonszalancko otworzyłem drzwi rezydencji. Od razu usłyszałem głośne głosy dobiegające z salonu. 

-Trey, uspokój się, Michael nie raz uciekał i wracał - matka mówiła dość spokojnie, ale ojciec...

-Ten mały rozbójnik doprowadzi mnie do zawału serca! 

Wyłoniłem się zza ściany i czekałem na rozwój sytuacji. W pomieszczeniu nie było wuja, ale byli moi bracia i Mary która skulona siedziała na kanapie w rogu. 

-O matko - mama złapała się za czoło i opadła obok siostry. 

-Dałem mu szlaban, ale jak zwykle cwaniaczek spierdolił, nie mogą go znaleźć.

-Ale ja tu ojcze jestem - zaśmiałem się i zadowolony z siebie zdjąłem czapkę z głowy. 

-Michael marsz do pokoju! Normalnie zaraz karze zamontować kraty w twoich oknach, będziesz siedział w pokoju do odwołania! 

-Nie zrobisz tego! - zacisnąłem boleśnie dłonie. 

-A chcesz się założyć? - prowokacyjnie uniósł swoje brwi. Dlaczego akurat on musiał być moim ojcem do jasnej cholery? Dlaczego nie mogłem mieć olewających rodzicieli, którzy nie kazali wykonywać mi pięćdziesięciu rzeczy na raz, aby tylko czuć dumę?

Miałem tego wszystkiego serdecznie dosyć...



Zatraceni w Sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz