Rozdział 1

4.1K 104 10
                                    

Michael

-No kurwa! - wściekły zacząłem odpalać swoje auto ale na nic. Złapałem za nasadę nosa i ścisnąłem ją - Michael spokojnie, ten gruchot zaraz odpali - postanowiłem podjąć próbę po raz kolejny ale na nic.

Wściekły wysiadłem na jakimś zadupiu z auta i kopnąłem w złotą felgę.

-Na złom cię oddam!

Oparłem się o bok i wyjąłem z ciemnych jeansów z dziurą na kolanie swój telefon. Wybrałem numer do Vincenta ale ten jak na złość nie odbierał.

Wolałem nie dzwonić do rodzeństwa, Fabiano z Liamem mogli palnąć coś ojcu, a tego bym nie chciał. Mój ojciec był od zawsze wymagalny, matka nie ale on aż przesadnie. Wiedziałem kim był i czym się zajmował, wiedziałem też jaką rolę pełnię ją w tej całej zagmatwanej historii.

Byłem jego pierworodnym i to ja przejmę jego rządy kiedy tylko skończy odpowiedni wiek, albo sam mi je odda.

Byłem na to gotowy już wtedy, mając te dwadzieścia lat, ale nie chciałem pokazywać mu, że nie poradzę sobie z samochodem który z resztą sam mi kupił na osiemnaste urodziny.

Wtedy raz, jedyny pozwolił mi zrobić imprezę u nas w domu bez nich, i nikogo kogo tam nie chciałem. Pierwsza na czarnej liście była oczywiście Holdy, nie mogłem sobie pozwolić żeby takie coś zniżało mój poziom w tak ważnym momencie.

Wtedy też podpisałem pewne przyrzeczenie. Ojciec dał mi wybór. Mogłem wybrać zycie poza tym całym syfem albo zycie całkowicie oddanym mu. Wybrałem opcję numer dwa wiedząc jakie mogłem mieć przez to wpływy.

Nie myliłem się. Wystarczyło, że powiedziałem swoje nazwisko a na ulicach robił się szum. Ludzie bali się mnie co cholernie mi się podobało. Miałem mnóstwo przywilejów które ułatwiały mi życie.

Odbiłem się od auta i zerknąłem przed siebie. Mały domek który stał blisko kusił bym tam zajrzał ale... Powstrzymałem się, był za bardzo starodawny bym mógł spodziewać się tam chociaż pomocy.

Był jedyny, wszędzie okalały go lasy i jakieś pola. Wylądowałem w totalnym głównie oddalonym o jakieś dobre kilkaset od domu.

Nagle jak na zawołanie telefon zaczął wibrować. Na ekranie pojawiło się imię przyjaciela, odebrałem natychmiast.

-Kurwa stary pomóż mi. Ten złom mi się zatrzymał w drodze do domu. Nawet dobrze nie wyjechałem z tej nory a on stanął na środku jakiegoś popękanego asfaltu - jęknąłem zasłaniając dłonią słońce które świeciło niczym najgorsze światło w oczy.

-Gdzie jesteś?

-Wyślę Ci pineskę, ale to jest w chuj oddalone od Nowego Jorku - od razu poinformowałem.

Usłyszałem po drugiej stronie westchnięcie.

-Ja pierdole co cię tam wywiało?! - aż pisnął kiedy odtworzył w nawigacji miejsce.

-Musiałem tu przyjechać za ojca, na tym terenie jest jeden magazyn, przecież sam powinieneś wiedzieć - wywróciłem oczami.

Ziewnął, co mnie uświadomiło, że był po dobrym melanżu. Zazdrościłem mu.

-Wiem! - nagle jakby go olśniło - Mam tam dobrego znajomego, powinien ci pomóc. Dam mu znać, pewnie przyjedzie do ciebie.

-Dzięki stary, kurwa wybawiłeś mnie - prychnąłem na co usłyszałem śmiech po drugiej stronie.

Zatraceni w Sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz