Rozdział 41

2.5K 83 7
                                    

Michael

Gdy ręce trzęsły mi się, gdy w głowie pragnąłem śmierci, przede mną niczym zjawa pojawiła się postać Holdy.

Jej ciemne oczy wyrażające ból, usta delikatnie otwarte jakby chciała coś powiedzieć, poraniony policzek i uniesiona wysoko dłoń. 

Momentalnie poczułem jak ktoś przywraca mnie na ziemię, nim się obejrzałem w pomieszczeniu rozległ się krzyk matki. 

-Liam! 

Nacisnąłem w amoku to czego nie powinienem, strzał padł, a ja nie wiedziałem nawet w jakim kierunku. 

Przede mną zdołałem zauważyć leżącą postać brata który uciskał swoje ramie. Po materiale białej koszuli płynęły strugi krwi. 

-Boże dziecko! - każdy podleciał do niego. 

-Nic mi kurwa nie jest, a ty Michael? Kurwa zawiodłem się na tobie chodź jesteś moim najstarszym bratem - wysyczał wściekły i próbował wstać. 

Pokręciłem głową. 

-Nie jestem twoim najstarszym bratem, nie twoim, nie Fabiano i Mary! - wyrzuciłem broń z rąk i patrzyłem z pogardą na ojca który siedział blady jak ściana. 

-O czym ty pierdolisz? Jakiś cwel chciał się zemścić i nagadał ci jakiś głupot! - Fabiano wstał i zaczął machać rękoma. 

-Mam ci pokazać go? Wygląda prawie, że identycznie jak my we trzech! 

-Ale to nie znaczy nic! 

-Uspokójcie się! - nagle głos ojca rozległ się niczym jakiś ryk. Przełknąłem głośno ślinę - Powiedz jeszcze raz, kogo określił jako swoją matkę.

-Jakąś Caroline którą podobno zabiłeś ty...

Nie dał mi dokończyć tylko wstał i zaczął przecierać twarz dłońmi. On jak i matka patrzyli na siebie, chodź spodziewałem się jakiejś spodziewałem się, ja byłem niemal pewny, że wybuchnie w stronę swojego męża, lecz położyła rękę na barku. 

Nie wierzyłem własnym oczom temu co widziałem. 

-Jest możliwość, że Michael mówi prawdę.- powiedział to niemal nie słyszalnie. 

Bracia zastygli, ja zacząłem się pogardliwie śmiać. 

-Twój kochany synek o mało nie zabił Holdy, jak go tylko spotkasz to powiedz, że zabiję go gołymi rękoma!

Już miałem wyjść, ale poczułem jak coś mnie ciągnie za rękę, a raczej ktoś. Obróciłem się wściekły i obdarzyłem wzrokiem Vincenta patrzącego na mnie jak na ofiarę. Nienawidziłem tego typu spojrzeń kierowanych tym bardziej w kierunku mojej osoby. 

-Co z moją siostrą? - wyszeptał. 

-Nie słyszałeś co powiedziałem przed chwilą? Holdy walczy o życie, a każda godzina decyduje.

-W którym szpitalu jest? 

-W Meksyku, nie miałem nawet jebanej opcji by ją przewieźć tu, to by było za bardzo ryzykowane - wyznałem. 

-Muszę z nim lecieć, muszę zobaczyć Holdy! - obrócił się do reszty. 

-Vincent, niedługo zbliża się poród...- spanikowana Angela położyła dłoń na ogromnym brzuchu. 

-Wiem, ale kochanie, czy urodzisz tu, czy tam? Co to za różnica, nie mogę zostać tu kiedy moja siostra walczy o życie z dala od domu. 

-Angela może zostań tu, lot to duże ryzyko, tym bardziej na końcówce - teściowa poleciła lecz ona jak zawzięta lwica pokręciła głową. 

-Bez Vincenta nie będę rodzić, co za tym idzie także lecę. 

Brunet pochylił się i ją pocałował w czoło. Zapragnąłem zrobić to samo z Holdy. 

-W takim razie lecimy jeszcze dziś, Michael, synu pozwól na chwilę - ojciec posłał mi spojrzenie pełne bólu i rozdarcia. 

Przymknąłem powieki i skinąłem głową mając zaciśnięte boleśnie zęby. 

-Masz pięć minut, potem wsiadam znowu w samolot i wracam. 

Znaleźliśmy się w gabinecie pełnym mroku. Zapalił światło, zaś rolet nie odsłonił. 

-Caroline i ja to stara historia w której ja broniłem miłości mojej i twojej mamy. Nie miałem o niczym pojęcia, a ona gdy przekroczyła granice postanowiłem się pozbyć tej dziwki, dzięki czemu mieliśmy spokój. Musisz uwierzyć, że nie miałem pojęcia o jakimś...

Przymknąłem oczy, byłem w cholerę zmęczony. 

-Nie wiem co mam sądzić, nie wiem co mam robić, ale wiem, że teraz chcę znaleźć się przy Holdy i czuwać by nic jej się nie stało. Ten chuj przestrzelił ją! Nie daruję mu i chodź wiem, że płynie w nim ta sama krew co i w moich żyłach, to...chce patrzeć jak ginie. 

Przełknąłem głośno ślinę. 

-Uwierz, że gdybym wiedział...nigdy w życiu nie zostawiłbym swojego dziecka w rękach tej dziwki. Nigdy. 

Pokręciłem głową by nie wybuchnąć i wyszedłem z gabinetu, mijając resztę udałem się do samochodu. 

Zatraceni w Sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz