Rozdział 20

2.8K 93 7
                                    

Holdy

Minął tydzień, niestety nie wszystko wróciło do normy, gdyż moja matka, z resztą jak i ciotki zaczęły wariować i krążyć obok mnie, jakbym miała dwa latka. Ojciec jak i Vincent który swoją drogą już przygotowuje się na dobre do roli ojca zaczął ćwiczyć na mnie już nawet jak karmić! To robiło się nie śmieszne, a wręcz żałosne. 

W ten dzień miałam poznać w końcu tę Angel, dziewczynę która zawróciła w głowie mojemu bliźniakowi, cieszyłam się, ale i bałam, że będzie to rozwydrzona damulka, z metrowymi szponami, takimi samymi jakie miała Suzy. 

Sprawa blondynki, by ją dopaść stała się dla mnie priorytetem, własnoręcznie pragnęłam postrzelić ją w to samo miejsce, w które ona mnie. Zaś Michael...na nim chciałam odegrać się najbardziej, upokorzyć jak najmocniej mogłam. Cały plan miałam wcielić w życie dopiero po tym jak zaczniemy udawać szczęśliwe małżeństwo. 

-Holdy, dziecko! Ile razy mam ci mówić, że wstawanie z łóżka obciąża cię! Miałaś mnie wołać!

Wywróciłam oczami na pisk matki. Złapałam się oparcia łóżka i stanęłam na nogach, delikatny ból rozprzestrzenił się w moim podbrzuszu, ale  był do wytrzymania, więc postanowiłam samodzielnie udać się na kolację. Oczywiście brunetka stanęła za mną i asekurowała mnie, bym nie upadła. 

Stając przed schodami poczułam delikatne przerażenie, pewność, że sobie poradzę szybko minęła. Spanikowana spojrzałam na matkę i mocno złapałam się barierki, lecz nie wiadomo skąd przede mną pojawiła się postać Michaela. 

-Daj sobie pomóc - powiedział to jakby nigdy nic, aż za spokojnie jak na jego personę. Stanął za mną, a matka się odsunęła i zostawiła nas samych. Będąc na dole zawołała ciocię i obydwie jak zauroczone wpatrywały się w nas, myślałam, że zwymiotuję. 

-Nie potrzebuje twojej pomocy - syknęłam przez zaciśnięte zęby, lecz na ten ruch delikatnie zabolała mnie głowa. 

Nie reagując na moje słowa ułożył rękę na dole moich pleców i zwinnym ruchem uniósł mnie, będąc w jego ramionach przełknęłam głośno ślinę, bo czułam coś okropnie dziwnego i nowego. Zmuszona by nie spaść oplotłam go rękoma na karku. Próbowałam nie zwracać na niego uwagi, lecz będąc tak blisko...było to silniejsze ode mnie i zerknęłam z ukosa, jego szczęka zaciśnięta była cały czas do momentu kiedy powoli postawił mnie w salonie. 

Gdy chciałam rzucić do niego jakimś zaczepnym tekstem drzwi rezydencji się otworzyły a przez nie wszedł mój brat, a zaraz za nim drobna brunetka z dobrze widocznym brzuchem. Obok Vincenta wyglądała niczym mała lalka, porcelanowa twarz, brak makijażu i skromny ubiór.

Była kompletnym odzwierciedleniem tych wszystkich landrynek jakie sprowadzał do domu mój brat. Widziałam lekkie zmieszanie na jej twarzy kiedy zacisnęła modniej drobne dłonie na barku partnera. Coś szepnął do niej czule na co ona posłała mu delikatny uśmiech. Wiedziałam, że ją polubię 

-To ty jesteś Angela, tak? - ojciec skanował ją mając zmrużone oczy i założone na klatce piersiowej dłonie. 

Brunetka przełknęła ślinę i wraz z Vincentem podeszli bliżej. 

Zerknęłam na mamę która uśmiechała się ciepło, i już miałam pewność, że zaakceptowała swoją synową. Georgia zaś nie wyglądała nad wyraz zaskoczona jej personą, zapewne nasz kochany braciszek już dawno je ze sobą poznał, co delikatnie mnie denerwowało. 

-Dzień dobry, jestem Angela - miała strasznie cichy i nie śmiały głos, czułam, że musiałam ją lekko rozkręcić. 

-Och kochana, miło nam cię poznać, prawda? - pisnęłam na co delikatnie rana na brzuchu dała o sobie znać, zacisnęłam mocniej dłoń na oparciu kanapy i delikatnie podeszłam do niej. - A tu znajduje się ten wariat? Vincent mówił jak bombarduje ci brzuch - zaśmiałam się, na co ona zrobiła to samo. 

-To prawda, Pene jest strasznie zwariowana tam, a co będzie jak wyjdzie z Angel? - brunet aż rozszerzył oczy. Cieszyłam się, że w końcu on znalazł szczęście, mimo, że ryzykował swoim życiem, i mimo wcześniejszych zawirowań związanych z tą sytuacją. 

Zerknęłam za siebie uświadamiając sobie, że Michael ciągle mnie obserwuje, postanowiłam wykorzystać go. 

-Wieprzu, co tak patrzysz? Pomóż mi dojść do jadalni - skierowałam wzrokiem na moje ramie. Westchnął i podszedł do mnie, złapał za nie, a ja poczułam cholerny dreszcz, on możliwe, że podobnie bo znieruchomiał, ale potem powrócił jakby do normalności i powoli udaliśmy się w wyznaczonym przeze mnie kierunku. 

Jedyne czego obawiałam się na tamtej kolacji, to uwag ze strony ojca które mógł kierować w stronę tek niewinnej tak naprawdę dziewczyny, lecz obyło się bez tego i całe kilka godzin jakie spędziliśmy wszyscy razem przesiedział prawie, że nie mówiąc nic. 

Po tym jak Vincent pojechał odwieźć Angel ja postanowiłam porozmawiać z rodzicami na temat tego przeklętego ślubu. 

-Wiadomo coś na temat tego cyrku? - zapytałam unosząc szklankę z wodą, lecz reszta przy stole zmarszczyła brwi - Chodzi o ślub - jęknęłam. 

-Odbędzie się jak najszybciej, gdy tylko zagoi ci się rana postrzałowa, do tego czasu musimy wszystko załatwić łącznie z twoją suknią - ojciec poprawił się na krześle i zaczął stukać sygnetami w szklankę. 

-Nie mogę iść w zwyczajnej sukience? Przecież nie musimy wyprawiać nie wiadomo jakiego przyjęcia na skalę światową, równie dobrze możemy być tylko my, w ogrodzie z pastorem i to wszystko. 

-Holdy, na Boga. Twój ślub będzie tylko raz, tak samo jak Michaela, mimo wszystko musi to być przyjęcie zorganizowane jakby to było wszystko zaplanowane już do dawna, nikt nie może snuć jakiś podejrzeń gdyż to by zniszczyło cały, zamierzony efekt. 

-Ale jaki efekt? - zapytałam unosząc brew do góry. 

-Efekt kochającej się pary, która bez siebie nie może żyć. 

Zatraceni w Sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz