Rozdział 10

3.1K 105 10
                                    

Holdy

Wściekła do granic możliwości zaczęłam wręcz w kącie maltretować materiał mój sukni. W oddali zauważyłam Vincenta który na raz wypijał przeźroczysty płyn, myśląc logicznie inni uważali zapewne, że to woda, ale znając jego była to wódka w najczystszej postaci.

Postanowiłam zagrać w ich grę i udawać, że nie wiem nic, kompletnie. Mój głos w głowie mówił:

-Ale przcież udawanie ostatnio wychodzi ci najlepiej.

Odgoniłam nadchodzącą fale myśli i udałam się wprost do miejsca gdzie rodzina stała prężąc się gustownie przed zgromadzoną, nie znaną mi parą. 

-Och a to nasza najstarsza córka, Holdy - ojciec pokazał na mnie ręką gdzie można było dostrzec brak jednego z palców.

Stanęłam przy rodzicielce i Giorgii, i szeroko się uśmiechnęłam do mężczyzny oraz kobiety na przeciwko, facet na moje oko był może delikatnie młodszy od ojca, bo jedyne co mówiło o jego starszym wieku to lekkie pasma siwych włosów w kruczoczarnych, zaś jego małżonka wyglądała niczym jak nastolatka z zazdrosną i nadąsaną miną. Już byłam pewna, że trafił jej się los gdzie została mu oddana w młodym wieku. 

-Miło było cię poznać młoda damo - wziął moją dłoń i ucałował jej wierzch, na to zetknięcie poczułam się nie swojo, wspomnienia z momentu kiedy profesor...musiałam grać pewną siebie i silną, to było moim priorytetem jak na tamten moment. 

-Pana również - odpowiedziałam szczerząc się jak głupia. Poczułam szturchnięcie ze strony matki, obróciłam głowę natrafiając na jej srogie spojrzenie. Delikatnie ale z gracją odsunęłam rękę. 

Małżeństwo nas wyminęło, a my mogliśmy na chwilę zostać sami. Ojciec nie zaczynał nawet tematu tego co wydarzyło się kilka minut wcześniej jedynie rodzicielka z nie wiadomo jakiego powodu dąsała się. 

-Dlaczego Vincent krąży jak smród po gaciach? - zapytałam prosto z mostu obserwują krzątając się z kąta do kąta brata, trzymał dalej te przeklętą szklankę, chciałam podejść i wyrwać mu ją, ale nie chciałam robić przedstawienia które zaplanowałam na potem. 

-Nie zwracaj na niego uwagi. 

-Tato! - natychmiast zareagowałam na jego syknięcie - To twój syn, mój brat nawet jak zarobił najgorszą rzecz na świecie, nie powinieneś stawiać mafii na pierwszym miejscu tylko jego, i jego szczęście. 

Nie odpowiedział, ciągle patrzył na mnie mając jakąś dziwną wściekliznę i ból w oczach. Giorgia złapała za moje odkryte ramie i trzymała się go kurczowo. 

-Och witam! - usłyszałam radosny głos cioci Lauren. Spojrzałam w tamtym kierunku, od razu rozpoznałam Mary, Liama, Fabiano i wuja. Ich cała czwórka dumnie kroczyła w naszym kierunku - Czy to nasza Holdy? - brunetka w szoku mnie obróciła. 

-Tak ciociu, to ja - zaśmiałam się i przytuliłam do niej. 

-A gdzie zgubiliście Michaela? Treyvon musisz go pilnować, bo wywinie taki sam numer wam jak nam Vincent - ojciec skierował oskarżycielsko palec w stronę kuzyna. On jedynie machnięciem ręki zapewnił go, że ma wszystko pod kontrolą. Nie powiem, że nie bo na wzmiankę o jego imieniu poczułam dziwną ekscytację. 

-Michael musiał sam odprowadzić swój samochód na parking bo bał się o niego jak o dziecko - ciocia jęknęła, na co każdy się zaśmiał łącznie z tatą, co było dla mnie lekkim szokiem jak na tamten moment. 

Nim się obejrzałam do domu wkroczyła kolejna sylwetka, tym razem masywna, i cholernie przystojna. Michael pewnym krokiem, mając lekko zgarbione, umięśnione w cholerę plecy. Na sobie miał czarny garnitur, ze śnieżnobiałą koszulą i muszką pod kwadratową, gładko wygoloną szczęką. Jego czarne wręcz oczy skanowały wszystkich kiedy w końcu natrafił na mnie, szybko zdjęłam wzrok, a obok pojawił się mój brat. 

-A nie mówiłem bracie? - głos Vincenta rozbrzmiał tuż nad moim uchem, delikatnie się odsunęłam czując woń alkoholu od niego. 

-Dalej jakoś nie szczególnie ci wierzę, i raczej tak zostanie - cholernie pociągający, zachrypnięty tembr zaczął odbijać się echem w mojej czaszce. Nie wiedziałam o co chodzi, ale podświadomość podpowiadała, że chodziło o mnie. 

-Wow, ale masz ładne bransoletki - pisnęła siostra Michaela i podeszła w białych pantofelkach do mnie. Zaśmiałam się delikatnie i wysunęłam w jej kierunku dłoń pokrytą biżuterią która miała różne zawieszki, poczynając od słońca wykonanego ze szczerego, białego złota kończąc na tej wykonanej z czarnego.

-Dziękuje, ty też masz bardzo ładne kolczyki młoda damo - odpowiedziałam szczerze widząc małe chmurki w jej uszach, Mary miała jedenaście lat i z tego co było mi wiadome bardzo dobrze dogadywała się z Giorgią. 

-Chodźcie do salonu, nie stójmy tu tak - wuj Treyvon przejął pałeczkę i chciałam mu podziękować za to, to nędzne sterczenie w samym wejściu nie było czymś co chciałam robić po przyjeździe tak naprawdę by odpocząć. 

Szłam za całą gromadą jako ostatnia, lecz w pewnym momencie ogromna postać mojego wroga numer jeden stanęła i poczekała, aż wyrównam mu kroku, oczywiście na domiar złego nawet jeśli skręciłam by przejść przez łuk zamiast środkiem on zrobił to samo. Zacisnęłam mocniej dłonie by jakoś się wyładować, a zrobić to bez widowiska. 

 Zasiadłam przy ogromnym stole gdzie był już usadzony każdy. Cztery, złączone ze sobą stoły tworzyły idealny kwadrat gdzie mnóstwo ludzi mogło swobodnie zasiąść. 

Miałam swoje miejsce przy Vincencie oraz Fabiano, ten drugi cały czas posyłał mi spojrzenie pełne ogników. Młody był skubany dobry w uwodzeniu, to mogłam stwierdzić już po jednym puszczonym w moim kierunku oczku. Mimo to, że był dość podobny do jego starszego brata jak i Liam był drobniejszy i miał o dużo krótsze włosy. Mogłam stwierdzić też, że przygodę z siłownią mógł zacząć jakiś dopiero czas temu. 

-Holdy opowiesz nam jak tam w Londynie? - ciocia Lauren posłała mi wzrok pełen zaciekawienia, zagryzłam lekko wargę uważając na wcześniej nałożoną szminkę i w hałasie rozmów innych zaczęłam wcześniej także przełykając ślinę. 

-Londyn to miasto które dużo wymaga, a dość mało daje - wypowiedziałam pierwsze zdanie, zapewne po minie ojca która mówiła: A nie mówiłem? sugerowałam, że był zadowolony z mojej wypowiedzi. 

-Och aż tak ciężko na uczelni? 

-Nie, wręcz przeciwnie - skłamałam i sięgnęłam na stojąca przede mną lampkę wypełnioną do połowy winem koloru bordowego, zanurzyłam wargi czując na sobie palące spojrzenie czarnych oczu. Odstawiłam szklane naczynie i dokończyłam - Na uczelni jest jak najbardziej tak jak być powinno, jeśli dobrze się wybrało kierunek, ma się świadomość, że skoro się tym interesujesz masz zamiast męczarni pełną satysfakcję ucząc się. 

Mama z dumą patrzyła na mnie mając sama w dłoni kieliszek wypełniony szampanem. W pewnym momencie ojciec uniósł się i zaczął uderzać sygnetem o trzymaną w ręku kryształową szklankę z whisky. Zaprzestano rozmów, a jedynie było słychać to co mówił ojciec. Czułam, że w tamtym momencie pokazał całego siebie, całą miłość do matki i mimo wszystko dumę z dzieci. 

Po przeprowadzonych rozmowach i zjedzeniu pysznej kolacji postanowiłam ochłonąć na zewnątrz, samotnie wyszłam do ogrodu ale tuż po chwili stojąc pod wysokim drzewem usłyszałam:

-Ugly Holdy, jak miło cię widzieć...

Zatraceni w Sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz