Rozdział 11

3.1K 106 8
                                    

Holdy

-Ugly Holdy, jak miło cię widzieć po tylu latach - cyniczny głos rozbrzmiał ponownie tego wieczora. Zacisnęłam wargi w wąską linie i uznałam, że będzie lepiej kiedy pomyśli słusznie, że nie obchodzi mnie w żadnej postaci jego persona. 

Stanęłam słupkiem sandała na marmurowym ogrodzeniu małego słupka, i zapatrzyłam się w jeziorko na samym końcu ogrodu, w jego tafli odbijał się księżyc który tamtej nocy świecił nie miłosiernie. 

-Kiedy Vincent mi powiedział, że wyrodna córka Givanii postanowi zawitać chociaż na rocznicę ślubu rodziców byłem pod ogromnym wrażeniem - zaśmiał się, wiedziałam, że mimo upływu dwóch lat on dalej chciał się ze mnie wyśmiewać i mnie gnębić, ale musiałam pokazać mu twardą Holdy. 

Obróciłam się z szerokim uśmiechem, chodź to nie było łatwe, i dłonią odgarnęłam z polika blond włosy. Patrząc mu prosto w oczy widziałam jak światło się w nich odbija. 

-Ach, ja wracając myślałam, że napotkam jakieś małe bachorki latające przy twoim boku, a każde od innej matki - zauważyłam z gracją unosząc jeden palec wysoko, a na ustach dalej mając uformowany prześmiewczy uśmiech.

-Ja to nie twój brat...

Wkurwiłam się na wzmiankę o Vincencie, uderzył  w dość czuły punkt. 

-Och, ale czy byłby zadowolony z tego, że jego jakże ukochany przyjaciel Michael Garcia rozpowiada każdemu gdzie popadnie tak poufną informację którą wiedzą nie liczni? 

Zacisnął mocno szczękę i ruszył w moim kierunku lecz ja cofnęłam się natrafiając na jakiś posąg, zaparłam się rękoma z tyłu, by go tylko nie przewrócić i patrzyłam dzielnie mu w rozwścieczone tęczówki dostrzegając pod lampą nad nami jak zbierał się w sobie by nie zaatakować. 

-Jestem jego przyjacielem, a tobie nic do tego ugly. Myślisz, że skoro zdjęłaś te ustrojstwa z siebie i schudłaś to w jakimkolwiek stopniu jesteś ładna? Przy tobie nawet najgrubsza świnia jest niczym modelka - wypluł to z takim jadem, a ja? Czułam się poniżona jak za czasów szkoły, kolejny raz upokorzył mnie, ale musiałam grać twardą. 

-Co ty sobie wyobrażasz? Nie obchodzi mnie nawet w najmniejszej postaci swoje zdanie, dla twojej świadomości nie zmieniłam się jedynie z wyglądu, ale mimo wszystko jestem bardziej naturalniejsza niż te twoje szmaty. Wracając, zmieniłam się także charakternie, nie złamiesz mnie, już nigdy więcej. Czasy naiwnej, bojącej się ciebie i twojej paczki Holdy minęły kiedy tylko stanęłam stopą w Londynie. Dla mnie jako osoba istniejesz, ale nigdy nie przyznam się przed kimś obcym, że należymy do tej samej rodziny. A tak w na marginesie, ciekawe co by powiedziała ciocia Lauren dowiadując się o tym, że jej kochany syn porównuje kobiety do świń? Aż chyba pójdę i się dowiem - chciałam go wymiąć ale poczułam mocny uścisk na odsłoniętym barku. 

-Nawet nie waż się iść tam i powiedzieć cokolwiek mojej matce! - ryknął w moją twarz czym delikatnie mnie przestraszył. 

-Och i jeszcze damski bokser? No, proszę, proszę - pokręciłam głową a on momentalnie mnie puścił, jego szczęka zaczęła drgać, a ja byłam po części z siebie dumna -Gdybym mogła wykopałabym cię stąd na zbity pysk, ale niestety więc zostaje mi życzyć ci jedynie udanej zabawy z Suzy! 

 Widząc blondynkę idącą w naszym kierunku krew zagotowała się w moich żyłach, dziewczyna samym swoim wyglądem budziła wielką odrazę, ale jak to mówili: Nie oceniaj książki po okładce...

-Michael, kto to jest? - zapytała piskliwym głosem, a ja prychnęłam i złapałam za poły czerwonej sukni. Udałam się z powrotem do salonu biorąc od kelnera kieliszek szampana który roznosił, czekał aż odstawię szkło, lecz kiedy to zrobiłam sięgnęłam po drugi. 

Mężczyzna nie skomentował tego i lepiej dla niego, wyminął mnie a ja z nadzieją powędrowałam na schody lecz będąc na pierwszym schodku za sobą poczułam czyjąś obecność. 

-Czy jeśli zaproszę cię do tańca, dostanę odmowę? 

Obróciłam się, a moje oczy skrzyżowały się z tęczówkami mężczyzny który w holu ucałował wierzch mojej dłoni. Rozejrzałam się w koło a do w tym samym pomieszczeniu zobaczyłam wkurwioną do granic możliwości twarz Michaela i Suzy, uczepiła się go jak mysz ogona, ale dla rozładowania złego napięcia postanowiłam się zgodzić na jeden taniec z mężczyzną. 

Stanęliśmy na samym środku marmurowej podłogi wśród innych par które widząc nas odsunęły się delikatnie dając nam swobodę do poruszania się. Nie śmiało ułożyłam dłoń na jego silnym barku, a on na moich biodrach. 

Zaczęliśmy się kołysać w rytm jazzu płynącego z głośników. 

-Ile masz lat, Holdy? - zapytał nagle zwracając uwagę na siebie. Zagryzłam wargę i zerknęłam ku górze znowu natrafiając na spojrzenie starszego. 

-Dwadzieścia - odchrząknęłam, na co jedynie skinął głową, nie byłam pewna czy zapytanie ile on ma było na miejscu, ale zaryzykowałam - A ty? Mogę dowiedzieć się coś o tobie?

Uśmiechnął się w dość szarmancki sposób i skinął głową. 

-Nazywam się Juan Saint, jestem pod szefem który utrzymuje bardzo dobre stosunki z twoją rodziną, ach i wiek...- zatrzymał się i delikatnie syknął - Mam czterdzieści lat. 

I tak byłam pod wrażeniem, facet potrafił czarować, ale czując na sobie ciągłe spojrzenie jego małżonki i po jednym tańcu podziękowałam na co znowu ucałował moją dłoń. Z lekkim rumieńcem podeszłam do rodziny, gdzie niestety był i Michael ze swoją partnerką. 

-Widzę, że Juan zaczął obok ciebie krążyć - ojciec zmrużył delikatnie oczy, a ja wzruszyłam ramionami. 

-Ojcze, nie martw się, nie jestem zainteresowana - oparłam seksownie brodę na subtelnej dłoni - A poza tym Vincent - spojrzałam na brata który spanikowany opuścił wzrok - Dziękuję, że muszę dowiadywać się od postronnych osób o tym, że zostanę ciocią, wiesz co? Aż żal mi tej kobiety - prychnęłam kręcąc głową, wstałam z miejsca i z gracją mijając każdego i krzyki za mną poszłam do swojego pokoju. 

Zamknęłam drzwi na klucz i opadłam na łóżko, dopiero wtedy pokazałam sama sobie prawdziwe oblicze Holdy. Skuliłam się na materacu i cicho zaczęłam łkać. 

Zatraceni w Sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz