Rozdział 7

3.1K 99 6
                                    

Holdy

Za pamiętnych czasów speszonej Holdy bałam się nawet wejść na pierwszy schodek który prowadził do wnętrza samolotu, zdarzało się nawet tak, że płakałam przed płytą lotniska, lecz tamtego, cholernego dnia nie płakałam z powodu strachu ale przez to, że czułam się brudna, skażona. 

Kiedy wylądowaliśmy drżącymi dłońmi złapałam się za barierki schodząc na płytę lotniska. Ciepłe powietrze Nowego Jorku otuliło moje ciało. Żółta sukienka powędrowała mi lekko ku górze, rękoma wygładziłam ją, a w moje oczy rzucił się drogi samochód. 

-Panienko - głos ochroniarza który leciał ze mną od samego początku rozbrzmiał mi przy uchu, spięłam się, ale musiałam się uspokoić, przecież on miał mnie chronić, a nie narażać, to rozbrzmiało w moich myślach - Wezmę walizki, proszę iść już do auta. 

Skinęłam głową i powoli udałam się w tamtym kierunku, szofer otworzył mi drzwi, a ja ułożyłam się na czarnym, skórzanym siedzeniu z tyłu. Ochroniarz wsadził moje bagaże do bagażnika i obszedł auto, siadł z przodu przy drugim, ruszyliśmy a ja łokciem oparłam się o podłokietnik i zaczęłam zaciekawiona oglądać wysokie budynki, miasto o dużo różniło się od zamieszkiwanego przeze mnie Londynu, ale jedno mogłam śmiało stwierdzić. Korki tu jak i tam były na porządku dziennym, co mnie w cale nie szokowało. 

Zjechaliśmy z drogi prowadzącej w samo centrum Nowego Jorku, wiedziałam, że bliżej niż dalej do konfrontacji z rodziną, miałam nadzieję, że nie zastanę tam nikogo z rodu Garcii. 

Przed nami zaczynał rozpościerać się zarośnięty teren drzewami. Droga usypana z białych kamyczków wyłoniła się zza roślin, pod kołami słychać było ich odbijanie się od opon. Rezydencja mająca mur okalający ją z jasnych kamieni była widoczna z dużej odległości, miejsce odkąd pamiętałam czy to w dzień czy nos rozświetlane było lampionami i różnymi innymi dekoracjami. 

Brama wykonana z żelaza otworzyła się, wjechaliśmy na teren posesji, szofer objechał dużą fontannę z której lała się czysta woda i zatrzymał się. Wzięłam głęboki wdech, a w mojej głowie rozbrzmiało tylko jedno zdanie:

-Holdy musisz udawać twardą, udawaj szczęście, udawaj kurwa każdą dobrą emocję!

Wyskoczyłam z auta i ponownie poprawiłam sukienkę, ochroniarz wyjął moje bagaże i za mną udał się do środka rezydencji. Jeden z ludzi ojca otworzył drzwi, a ja widząc nie zmienne wnętrze w którym się wychowałam, a nie widziałam go od dwóch lat poczułam wzruszenie, brakowało mi mimo wszystko tego. 

Weszłam w głąb, w salonie nie było nikogo, co delikatnie mnie zadziwiło. 

-Holdy! - głos siostry rozbrzmiał z góry. Spojrzałam w kierunku schodów, widząc małą brunetkę która leciała w moim kierunku kucnęłam i otworzyłam szeroko ramiona. Miała ponad dwanaście lat, ale była dalej drobną osóbką. 

-Giorgia - przytuliłam ją mocno do siebie. Byłyśmy w takiej pozycji przez kilka dobrych minut do czasu kiedy drzwi rezydencji ponownie się otworzyły, a ja usłyszałam podniesione głosy ojca i brata. 

-Masz szczęście, że twój wuj jest capo, ktoś inny zapewne już dawno kazałby cię zabić. 

Otworzyłam szeroko oczy słysząc to co powiedział. Siostra odsunęła się delikatnie ode mnie i spanikowana odeszła w bok salonu. Zmarszczyłam czoło i obróciłam się, dwóch facetów patrzyło na mnie delikatnie w szoku. 

-Ojcze co tu się dzieje? - zapytałam zakładając ręce na klatce piersiowej. 

-Już przyleciałaś? - Vincent nawet nie raczył odpowiedzieć tylko od razu zmienił temat. To uświadomiło mi, że na tysiąc procent coś się stało, coś złego skoro ktoś mógłby go zabić gdyby nie wuj. 

-Jak widać - mruknęłam. 

Ojciec podszedł do mnie i przytulił, nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony, bardziej sądziłam, że zacznie pytać o jakieś głupstwa, i będzie próbował mnie zniechęcić do Londynu, bym tylko została. 

-Na ile zostajesz? - zapytał łapiąc mnie za ramiona i lekko oddalając od siebie. 

-Nie wiem, zapewne na kilka dni maksymalnie, muszę dokończyć egzaminy - wyznałam spokojnie udając, że wszystko było okej. 

-To dobrze - odpowiedział tylko to i powędrował w kierunku schodów. Skanowałam sylwetkę taty póki nie zniknął za drzwiami gabinetu, skierowałam teraz wzrok na zamyślonego brata który stał w takiej samej pozycji mając rozpiętą koszulę.

-Vincent o co chodzi? Obydwaj zachowujecie się jakoś dziwnie, nie żeby to było dla mnie dziwne, ale... - zatrzymałam się. Obok mnie przeszła Giorgia i jedynie przytuliła mnie mocno, potem poszła tą samą drogą co ojciec. 

-Holdy to nie jest odpowiedni moment na takie rzeczy - przetarł twarz dłońmi, ja zaś nie mogłam mu tego odpuścić. 

-Vincent, kłamstwa i tajemnice to nie jest to czego nas rodzice uczyli, zawsze mówiliśmy sobie wszystko do póki...

Przerwał mi i ominął moją osobę. 

-Wiem, póki nie zacząłem się tak bardzo przyjaźnić z Michaelem - w jego głosie mogłam usłyszeć lekkie rozżalenie. Opadł na kanapę i patrzył w okno - To trudny temat, zrobiłem coś w chuj nie odpowiedzialnego... 

Tym razem przerwała nam rozradowana matka, którą miałam ochotę wręcz w tamtym momencie udusić! 

-Holdy, kochanie! - pociągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła, czułam jak mój kręgosłup miażdży się pod jej uściskiem.

-Mamo zaraz zmiażdżysz mnie całą, nie chce jeszcze umierać - wydukałam łapiąc powietrze, chodź po ostatnich przejściach śmierć wydawała się być dobrym rozwiązaniem, musiałam kłamać, najgorsze było to, że pouczałam na ten temat Vincenta. Miałam delikatne wyrzuty sumienia. 

-Już skarbie, ale się cieszę, jesteś taka śliczna - obróciła mnie na co zachichotałam delikatnie. 

-Nie widziałam cię mamo na żywo przez dwa lata, ale...wyglądasz jeszcze młodziej, niż na kamerce Skype - odparłam poważnie. 

-Ach dziękuje dziecinko - pisnęła jak małe dziecko. 

Spojrzałam na brata, ona też ale w inny sposób. 

-Vincent na górę! - warknęła na niego. Zmęczony bliźniak bez zbędnych wymian zdań jak miał w zwyczaju posłusznie wykonał polecenie - Zejdź przynajmniej na obiad! 

-Mamo o co chodzi? - zapytałam robiąc się coraz bardziej wściekła. 

-Powinien powiedzieć ci o tym sam, ale obraził naszą rodzinę tak, że ojciec ledwo co wybronił nasz status. 

Po tych słowach wiedziałam, że to związane było z czymś potwornie poważnym. Za pamiętnych czasów Vincent zrobił mnóstwo nie przyzwoitych rzeczy, ale nie oberwało mu się aż tak. 

Zatraceni w Sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz