Rozdział 44

2.7K 89 5
                                    

Holdy

-Och ale Aniołek mały - rozpływałam się nad tym jak maluszek na ręku mojego brata delikatnie uniósł malutką rączkę. 

Chciałam dotknąć Pene ale gdy tylko przysuwali ją, ja musiałam się delikatnie ugiąć co powodowało ból. 

-Jest strasznie podobna do mnie - Vincent dumnie wypiął pierś - Kurczę szkoda, że nie możesz jej potrzymać, waży tak naprawdę tyle ile piórko. 

-Kochani, czas na trzymanie Pene jeszcze będzie, teraz mów skarbie jak się czujesz - ciocia Lauren przysiadła na krześle, a Michael poprawił mi poduszkę za plecami. 

-Dobrze, aż chyba za dobrze na to co miało miejsce - na samo wspomnienie przechodził mnie zimny pot. 

-Teraz kiedy wiemy kim była ta osoba wróćcie do domu, zwiększyłem ochronę a kamery są nieźle ukryte, dają nam pełną wizję na każdy zakamarek - wyj Treyvon potarł delikatnie zarośnięty policzek. 

-Holdy, tęskniłam - z boku dobiegł mnie cichy głos siostry. 

Rozczuliłam się i mimo rozchodzącego się bólu wyciągnęłam w  jej stronę ręce. Wtuliła się we mnie mocno, a szloch wstrząsnął jej ciałem. 

-Ge, proszę nie płacz. Obiecuję, że nigdy więcej nie będę w tym okropnym miejscu - zaśmiałam się smutno. 

Odsunęła się delikatnie ode mnie i zaczerwienionymi gałkami ocznymi skanowała mój zraniony policzek który się goił. 

-Obiecujesz? 

-Tak - zapewniłam. 

Obok nas rozległ się pewien dźwięk, spojrzałam w tamtym kierunku. Michael miał skwaszoną minę. 

-Co się stało? - zapytałam wypuszczając siostrę z objęć. 

Pokręcił głową i spojrzał na okno. Zmarszczyłam czoło i uniosłam spojrzenie na resztę rodziny. Angela siedziała na kanapie mając już córkę na ręku, obok niej Vincent zabawiający maleństwo. Zaś nasi rodzicie w skupieniu obserwowali poczynania naszej dwójki.

W moje oczy rzucił się Liam który skanował wzrokiem Georgię, nie potrafił ukryć tego, że młoda wpadła mu w oko. I to już dawno temu. 

-Kiedy będę mogła wyjść ze szpitala? 

-Niedługo, lekarz zapewnił, że jak wyniki badań wyjdą w porządku, a rana zagoi się na tyle byś mogła normalnie funkcjonować, to nie ma przeciwskazań byś opuściła szpital. 

-Świetnie - opadłam na poduszki i przymknęłam powieki. 

Nagle zaś zza drzwi zaczęły dochodzić mocne uderzenia. Spanikowałam i przełknęłam głośno ślinę. Michael odruchowo ponownie zasłonił mnie swoim ciałem, a brat przysłonił sobą swoje dwie kobiety. Ojciec zaś stanął za matką tak samo jak i wuj za ciotką. 

Do sali wszedł on...

Ten przeklęty psychopata! 

Oparł się o framugę drzwi, a obok zjawili się inny, napakowani faceci. 

-Ojcze jak miło cię widzieć! Nie widzieliśmy się przecież tyle lat! 

Spojrzałam na Michaela który wstał gwałtownie ze swojego miejsca i wyjął broń. Nie wiedziałam co się działo w tamtej chwili, ale złapałam go za rękę. 

-Bracie ale co tak ostro? 

-Zastrzelę cię chuju tu i teraz, za to co zrobiłeś Holdy! - wysyczał przez zaciśnięte zęby. 

Zaczął się śmiać i spojrzał na mnie mając przybraną minę zranionego szczeniaka. 

-Szwagierko wybacz, miało być od razu w głowę, ale przez braciszka niestety poszło tam gdzie nie miało, następnym razem...

Nagle dopadł do niego jeden z bliźniaków i złapał za gardło, mężczyźni byli prawie ze sobą równi. 

-Kim jesteś?! 

-Och już się przedstawiam, Liam czy Fabiano? Wybacz ale nie rozróżniam was jeszcze tak dobrze. Mosculio Ranches - mówił to kompletnie bez grama strachu. 

-Szefie czy mamy zabrać tego błahostka? 

-Nie no, rodziny się nie rusza - wykrzywił wargi w grymasie, a ja po raz kolejny zdołałam zauważyć to okropne podobieństwo jego choćby do męża. Ten sam lekceważący ton mówił sam za siebie. Oni naprawdę byli powiązani, choćby samymi genami. 

-To ty jesteś...- wuj przełknął gulę goryczy i spojrzał na swojego kolejnego klona. 

Liam odsunął się od bruneta i nabuzowany spojrzał na brata. 

-Tak ojcze za dwa grosze, ja jestem twoim synem którego zostawiłeś na pastwę losu, a potem zabiłeś moją matkę! 

Zatraceni w Sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz