Rozdział 42

2.6K 76 2
                                    

Michael

Trzy dni bez niej dłużyły się okropnie. Brakowało mi jej ciętego języka, słodkich kaprysów i braku dotyku jej pulchnych ust. 

Zacisnąłem mocniej dłonie na oparciu łóżka lekarskiego i syknąłem. 

Nigdy wcześniej nie sądziłem, że byłem zdolny do jakiegokolwiek uczucia, nigdy nie przeszło mi nawet przez głowę, że szczeniackie uczucie powróci z podwojoną siłą. 

Broniłem się jak tylko mogłem, zapierałem nogami najmocniej jak mogłem, ale...brama którą dawno temu zamknąłem otworzyła swoim wejściem niczym huragan. Wzięła ze sobą każde negatywne uczucie, a zostawiła te które dawno zatuszowałem. 

-Doktorze minęło już trzy dni, co z nią? - zapytałem siwiejącego faceta który zapisywał coś na kartce. 

-Proszę posłuchać, stan Pańskiej żony dalej jest zagrożony. Czekamy, aż sama się wybudzi - westchnął, a ja jęknąłem niczym małe dziecko. 

-Ale ile to może trwać?! 

-Niech się Pan nie unosi, proszę pamiętać, że Panienka może słyszeć każde z wypowiedzianych słów w jej obecności - upomniał mnie, wywróciłem oczami i oparłem się o oparcie krzesła szpitalnego - Moim zdaniem nie będzie to trwało nie wiadomo ile, zapamiętaj młody chłopcze, że cuda zdarzają się, nie wolno w to wątpić, a trzeba się pomodlić. Bóg ma moc którą może wszystko, może nawet wyleczyć kogoś kto nigdy nie miałby szans na wyzdrowienie. 

Skinąłem głową, naszą rozmowę przerwało ciche pukanie do drzwi sali w której znajdowałem się z Holdy. 

-Doktorze możemy wejść i my? To moja synowa, proszę - mama złożyła dłonie jak do modlitwy. 

Mężczyzna westchnął i skinął głową. 

Do sali wgramoliły się trzy osoby, mimo delikatnie wyjaśnionej sprawy z ojcem, dalej nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy. 

-Kochanie to ja, obudź się, wróć do nas - złapała za jej rękę i ścisnęła ją mocniej. 

-Michael jak się trzymasz? - podszedł do mnie przyjaciel i usiadł na kanapie obok okna, specjalnie kazałem ją tam zostawić, gdyż znajdowaliśmy się w prywatnym szpitalu i mogłem pozwolić sobie na to, by nocować tam i pilnować jej. 

-Bywało lepiej - mruknąłem i potarłem zimne knykcie żony. 

-Wyglądasz jak trup, jedź do domu...

-Nie! 

-Nie nalegajcie na niego - ojciec zabrał swój głos. 

Skinąłem głową i nie odezwałem się przez kilka dobrych sekund. 

-Znaleźliście cokolwiek? 

-Nie, nie wiemy nawet jak się nazywa, poszukiwania będą trudne. 

Zrobiłem skrzywioną minę i spojrzałem w prawo, było tam okno z widokiem na jakieś pieprzone, wysokie budynki. Nie chciałem puścić dłoni Holdy, ale musiałem rozprostować tak zwanie kości. 

Podszedłem w tamtym kierunku i otworzyłem okno szeroko, świeże powietrze uderzyło we mnie niczym orzeźwiająca bryza morskich fal. 

-Co będzie jeśli go znajdziesz? - zapytałem będąc tego ciekaw. 

-Nie mam pojęcia, zapewne jest już dawno dorosły a co za tym idzie, jakaś ugoda, pomoc...

-Mamo a ty co na to? Nie przeszkadza ci to? Przecież to jakiś obcy chuj! 

-Synku posłuchaj, mam pewność, że ojciec mnie nie zdradzał. Nie miał o nim pojęcia, a ja nie mam podstaw do tego by wrzynać jakieś nie potrzebne kłótnie, kocham twojego ojca, kocham was i nie chcę rujnować naszej rodziny. 

Uderzyłem rękoma o parapet i gwałtownie się obróciłem będąc cały w napięciu. 

-Mamo nie chodzi o to! Jak ty sobie wyobrażasz teraz nasze życie? Mamy bać się jakiegoś psychola który w każdym momencie może zaatakować. Skoro raz to zrobił by zemścić się na ojcu, zrobi to drugi raz naszym kosztem. Oświecę was. On sądzi, że wiedziałeś o nim, i z premedytacją zabiłeś jego matkę i go zostawiłeś. Pierwszą ofiarą tej sytuacji jest Holdy, drugą dajmy na to, że może być mała Pene, która niedługo wyjdzie na świat. Chcecie mieć na sumieniu małe dziecko? 

-Ale co ma Pene, czy wuj Carlos z tym wspólnego? 

-Nasza cała familia jest narażona, nie wyglądał jak początkujący gangster który chce jedynie postraszyć. Wyglądał niczym pewny siebie gnój chcący jedynie zemsty, nie pieniędzy, nie ojcowskiej miłości. 

Obydwoje spojrzeli na siebie i wzięli głębokie wdechy. 

-Musisz się liczyć z tym, że ja i matka jak tylko go znajdziemy będziemy chcieli zawrzeć z nim jakąkolwiek ugodę i go poznać. 

Nie wierzyłem własnym uszom, to co usłyszałem ponownie dało taki  efekt, że straciłem grunt pod nogami. 

-Żartujecie sobie? Wy chcecie stworzyć z nim jakąś cudowną rodzinkę?! Ja jedyne co pragnę to zabić go z zimną krwią za to, że odebrał mi na ten moment Holdy! 

-Rozumiem cię, jak najbardziej. Kiedyś miałem podobną sytuację z twoją matką, w momencie gdy mogła umrzeć, brakowało naprawdę już mało, a bym został z tobą sam! 

-Jak to? - byłem w szoku. 

-To przez intrygi Caroline mogłem stracić twoją matkę drugi raz wtedy w życiu, ale tamtym razem już na zawsze! 

Z tymi słowami zostawił mnie samego, z rodzicielką i Vincentem który nie odzywał się ani słowem, tylko zamurowany stał w kącie i mierzył nas wzrokiem. 

-Nie dam skrzywdzić mojego dziecka, nigdy! - wypluł to z jadem - Jeśli tylko dotknie po urodzeniu Pene sam własnoręcznie ukręcę mu kark! 

Kiedy chciałem odpowiedzieć, jego telefon wydał z siebie dźwięk. Odebrał natychmiast, ale potem pobladł. 

-Jak to rodzi?!

Zatraceni w Sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz