Rozdział 33

2.6K 67 13
                                    

Mosculio

Dwadzieścia lat wcześniej...

Gdy miałem pięć lat sądziłem, że miałam cudowną rodzinę. Kochałem babcię jak i dziadka którzy byli ze mną w każdym trudnym momencie. 

-Babciu! - krzyknąłem do kobiety mającej owiniętą głowę jasnozieloną chustką. 

Obróciła się mając koszyczek z truskawkami w ręku. 

-Och Mosculio! Dziadek miał cię przypilnować! 

Zaśmiałem się i podszedłem do małej huśtawki na którą się wdrapałem. Złapałem się rękoma za dwie linki dzięki którym się utrzymywała na drzewie. 

-Babciu pohuśtasz mnie? Proszę - zrobiłem z ust dzióbek. 

Westchnęła i podeszła powoli do mnie i delikatnie poruszyła. Zacząłem piszczeć zadowolony na co posłała mi uśmiech.

-Babciu gdzie jest moja mamusia? 

Wzięła głęboki wdech i odpowiedziała:

-Twoja mamusia jest już dawno w niebie, z Aniołkami skarbie - pochyliła się i złożyła pocałunek między moimi włosami. 

Nie pamiętałem mojej mamy, a o ojcu nie wiedziałem kompletnie nic. 

Dziadkowie jedynie opowiadali mi o rodzicielce, nigdy nie pisnęli słowa chodź o tacie, omijali ten temat szerokim łukiem. 

Gdy zmęczony wróciłem do domku, przy wybrzeżu Ligurii. Wychowywałem się tam, a przechadzki z dziadkiem po Riwierze były niczym stały elementem mojego młodego życia.

Wśród zabudowanych miejsc domkami prawie, że ze sobą połączonych mogłem dostrzec uśmiechnięte rodziny, było mi potwornie smutno, że nie zaznałem w życiu matczynej jak i ojcowskiej miłości. 

Teraźniejszość...

Zadowolony z siebie odchyliłem głowę do tyłu i zaciągnąłem się dymem papierosowym. 

Ciepły wiatr Cinque Terre otulił moje poliki. Czułem się jak nowonarodzony, po przylocie z tego nędznego Nowego Jorku mogłem pozwolić sobie na chwilę relaksu. 

-Szefie, a co z tym trupem? - zapytał Alec. 

-Nie wyrzuciliście tego chuja jak wam kazałem do morza? Ja pierdole - warknąłem - Do kwasu z nim. 

Skinął głową i odszedł. 

Zacząłem pukać opuszkami palców w swoje udo przypominając sobie widok tej jebanej żony mojego przybranego braciszka czułem satysfakcję. 

Musiałem w końcu uderzyć, po tym jak dowiedziałem się prawdy nie widziałem innego wyjścia. Treyvon Garcia, mój ojciec miał zapłacić za to, że zabił moją matkę, i zostawił mnie jedynie z dziadkami. 

Mała Giovanii była piękna, to mogłem jasno stwierdzić. Miała w sobie coś co przykuwało uwagę, i chciałem ugrać coś jej kosztem. 

Wiedziałem, że wizyty w Nowym Jorku od czasu gdy postanowiłem uderzyć były w częstych planach. Musiałem zgrywać poważnego biznesmena, chodź...na głowie miałem familię Ranches. 

Ojca znalazłem w obcym mi człowieku po śmierci dziadków. 

Rolin Ranches. Osoba która nauczyła mnie jak trzymać broń w dłoni, czy pod jakim kątem podcinać komuś gardło by nie dać szansy na przeżycie. 

Historia z nim była dość zagmatwana. Błąkając się po mieście szukając jedzenia bądź pomocy staną na mojej drodze i określając mnie jako jednego w wieku dwunastu lat kazał zabić jakiegoś dłużnika. 

PS. Wiem, że rozdział krótki ale...nie chciałam od razu zdradzać wszystkiego. Reszta niebawem <3

Zatraceni w Sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz