Rozdział 13

2.9K 96 11
                                    

Holdy

Niektóre momenty w życiu są tak zaskakujące, że nawet nie wiesz kiedy ono wywraca się do góry nogami. Tak też było tym razem kiedy usłyszałam jedno zdanie od ojca:

-Albo zgodzisz się ty, bądź Giorgia na wypełnienie Testamentu albo... Będziemy pod ręką Rosji, a wtedy zabiją nas na sto procent.

Podkulona na łóżku nie mogłam się pogodzić, że w te szopkę zostałam wplątana jeszcze ja i biedna siostra której za nic nie dałam skrzywdzić.

Otarłam zły które leciały po moich policzkach i postanowiłam pójść, stawić czoła temu wszystkiemu. Wiedziałam, że w takim wypadku musiałam zrezygnować ze wszystkiego, nauki i tego co chciałam osiągnąć w przyszłości, ale miałam swój powód którym była Giorgia, za nic nie chciałam by cierpiała. Musiałam poddać się i oddać w ręce ojca który zrobiłby to co należy.

Zeszłam z łóżka i na drżących nogach udałam się do wyjścia z pokoju. Zamknęłam drzwi i ostatni raz wzięłam głęboki wdech. Słysząc podniesione głosy dochodzące z gabinetu ojca postanowiłam tam wejść. W środku zastałam moją jak i rodzinę Garcia, z Michaelem drącym się na czele. Zaparłam się o klamkę by w ekstazie emocji nie zemdleć i próbowałam ich przekrzyczeć.

-Ja się oddam, nie dam Giorgii zrobić coś tak okropnego, zróbcie ze mną co chcecie, ale ona ma być nie tknięta! 

Nagle cały ten bałagan ucichł, jedynie słyszałam szybko bijące serce, i puls w uszach. Ojciec spojrzał na mnie oczami pełnymi nadziei, podszedł do mnie i ucałował w czoło. 

-Nigdy w życiu nie byłem bardziej z ciebie domu, córeczko -wyznał mając szklane oczy. Delikatnie się uśmiechnęłam, on obrócił się do tyłu - Ślub Michaela i Holdy odbędzie się za dwa tygodnie w waszej rezydencji. 

W tamtym momencie czułam jak tracę grunt pod nogami, spodziewałam się wszystkiego, nawet tego Juana, ale nie tego bydlaka. Odsunęłam się jak poparzona od taty i szeroko otwartymi oczami rozejrzałam się po każdym, matka mieliła materiał sukienki a ciocia Lauren ukrywała nie udolnie błąkający się na twarzy uśmieszek. 

-Mogę z Fabiano czy z Liamem, z tym okrutnikiem nigdy nie zawrę żadnego związku, a tym bardziej małżeńskiego! 

-I vice versa! - odkrzyknął z rogu. 

Wuj Treyvon pokazał mi na papierze zapis, że ślub mają wziąć pierworodni bądź najstarsi z rodzeństwa, przeciwnej płci. Wkopałam się sama w niezłe gówno. Chciałam ratować się rękoma, nogami od Michaela, ale on? On wręcz przeciwnie posyłał w moją stronę lubieżne uśmiechy mówiące jasno, że on jest diabłem w tej bajce, a ja dobrą duszą na ziemi którą chciał skusić na wszystko co złe a potem zabrać do piekła i tam męczyć, katować na wieki. 

-Ojcze, ale...- zaczęłam zrezygnowana kiedy pod mój nos podano mi testament by podpisać wykonanie warunków. On wzrokiem pokierował mnie bym sięgnęła po pióro i podpisała, w głowie zaczęło mi wirować, miałam wrażenie, że niedługo zwymiotuję. 

-Michael, oddam ci córkę z wiedzą, że mimo waszych złych stosunków będziesz traktował ją jak należy - tata nim przekazał mu pióro dał mu warunek którego nigdy nie był w stanie wykonać. 

Brunet mając zmrużone oczy skinął głową i podpisał papier tuż obok mnie, ja widząc z jaką ochotą to robił wiedziałam, że zniszczy mnie, jeszcze gorzej jak byłam zniszczona, upokorzona i brudna. 

-Jesteśmy uratowani - wuj Treyvon wypuścił trzymane przez siebie powietrze z płuc i opuścił barki. Każdy prócz mnie i przyszłego...nawet nie mogło mi to przejść przez gardło, cieszył się i wręcz skakał pod niebiosa. 

Moja warga zaczęła drgać i by nie rozkleić się przy nich uciekłam prędko z gabinetu i z powrotem zamknęłam się w pokoju. Wtem opadłam z sił i tuląc do siebie poduszkę którą dostałam na urodziny od matki wylewałam tonę łez, kiedy nie byłam już w stanie opadłam na panele i z ledwością dotarłam do łazienki, otworzyłam klozet i zwróciłam wszystko co miałam w żołądku.  

Zatraceni w Sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz