1

6.6K 124 18
                                    

Abel

Światło. Mnóstwo światła. Światło atakowało moje oczy, więżąc mnie w swoich ramionach pełnych cierpienia.

Moje ręce bolały. Nogi również. Każda, najmniejsza cząsteczka mojego ciała cierpiała. Podobnie jak mój umysł, który łamał się coraz bardziej z każdym dniem. Jedynie moje marzenia trzymały mnie przy życiu. Gdyby nie one, zawiązałbym sobie sznurek na szyi i powiesił się na moim ulubionym drzewie w ogrodzie, w którym niegdyś tak lubiłem się bawić. 

Poczułem ukłucie w szyję. Syknąłem cicho, ale już nie walczyłem. Już dawno przestałem walczyć.

- Jesteś takim dzielnym chłopcem. Zaraz będzie po wszystkim. 

Zawsze tak mówili, ale nigdy nie było po wszystkim. Tortury ponawiano po tym, jak poprzednie dopiero dobiegały do końca. Moja egzystencja była jednym wielkim cierpieniem, które musiałem znosić. Mój mózg został wyprany i stałem się posłuszną marionetką ludzi, którzy powinni być moim największym wsparciem, a w rzeczywistości byli potworami, którym zależało tylko na tym, aby mnie zniszczyć.

- Jesteś naszym najwspanialszym dziełem. Tak długo nad tobą pracowaliśmy. 

Podobno dziś moje tortury miały dobiec końca. To miała być ostateczna sesja pełna bólu, łez i poczucia beznadziei. Starałem się trzymać tej myśli, choć nie było to łatwe. Już tak wiele razy mnie w życiu okłamano, że nie wierzyłem nawet tym ludziom, którym powinienem ufać najbardziej. Byłem na tym brudnym świecie zupełnie sam. Mój mózg starał się trzymać mnie przy życiu, wysyłając mnie do krainy marzeń za każdym razem, gdy ciało przechodziło katusze. Tylko te fantazje trzymały mnie przy życiu. Gdyby nie one, nie wahałbym się przed powieszeniem się na drzewie, z którego rok temu tata zdjął mój ukochany domek twierdząc, że siedmiolatek nie może bawić się w takie dziecinne rzeczy.

Mimo tego, że miałem dopiero osiem lat, moje ciało w większości pokryte było tatuażami. Nie sądziłem, że dożyję choćby osiemnastego roku życia, dlatego wiedziałem, że moje niechciane tatuaże nie zdążą rozszerzyć się na mojej zmieniającej się wraz z wiekiem skórze. Wiedziałem, że umrę szybko. Nie będzie mi dane zakosztować piękna życia. Nigdy nie będę miał przyjaciół. Nie poznam kobiety, z którą mógłbym założyć rodzinę. Nie spełnię swoich marzeń. 

Miałem osiem lat, ale myślałem już jak dorosły. Trudno było postrzegać świat inaczej, przechodząc piekło, które przechodziłem każdego dnia już od roku.

Twarz mojej matki pojawiła się nade mną. Christiana Luciano była śliczną kobietą. Miałem piękną mamę, ale jej wygląd nie odzwierciedlał tego, jakim potworem była w środku.

Kochałem mamą i kochałem tatę, gdyż tego mnie nauczono. Musiałem być im posłuszny i zawsze spełniać ich zachcianki. Do szkoły nie chodziłem, gdyż nie pozwalano mi kontaktować się z innymi dziećmi. Przez całe swoje życie byłem sam. Kilka razy pytałem mamę, dlaczego nie mogę żyć tak, jak żyją dzieci w oglądanych przeze mnie filmach. Odpowiadała, że tylko wybrani mogą mieć zwyczajne życie, a ja jestem jej małym, ukochanym śmieciem. 

Dla mnie takie słowa były niegdyś największą nagrodą. Sądziłem bowiem, że skoro byłem jej "ukochanym", znaczyło to tyle, że jej na mnie zależało. Drugi człon tego wyrażenia nie miał dla mnie większego znaczenia. Mogłem być jej "śmieciem", ale wciąż byłem jej "ukochanym śmieciem".

- Jesteś piękny, Abel. Wprost doskonały.

Moje gardło było wyschnięte na wiór, dlatego nie mogłem nic odpowiedzieć mamie. Byłem bardzo głodny i spragniony. Moje ciało nie dostawało jedzenia ani picia od trzech dni. Miałem mroczki przed oczami i w kilku chwilach modliłem się o śmierć, ale nie chciałem zawieść mamy. Musiałem pomóc jej dokonać dzieła ostatecznego.

Legatus MortisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz