Abel
Gwizdałem wesoło, przywiązując nadgarstki Carlisle'a sznurami do haka zwisającego z sufitu. Phoenix znosił do piwnicy hotelu Fredericka narzędzia tortur. Sala, w której mieliśmy zamiar pobawić się z Carlisle'm znajdowała się daleko od pokoju, w którym bezpiecznie przetrzymywana była moja dziewczynka. Dlatego nie musiałem się martwić, że Goldie usłyszy przypadkiem krzyki naszej ofiary, gdyż ściany były dźwiękoszczelne. Poza tym, pilnował jej Theo. Jeden z największych zboczeńców, jakich znał świat. Miałem do niego pełne zaufanie i wiedziałem, że mimo swojej natury, nie skrzywdzi mojej niewolnicy. Choć byłem pewien, że trochę ją podotyka.
Carlisle Laho był niezwykle cichy i spokojny. Może już pogodził się z tym, że dzisiaj umrze. Zwykle wolałem, gdy ofiary choć trochę walczyły. Zabijanie pasywnego człowieka było po prostu nudne, a ja nie lubiłem nudy. Potrzebowałem zabawy. Mnóstwa dobrej rozrywki, którą, miałem nadzieję, zapewni mi ten psycholog z Harvardu.
Kiedy upewniłem się, że więzy są właściwe, oddaliłem się od mężczyzny. Sięgnąłem po nóż i przeciąłem jego bokserki oraz koszulkę. Jeśli spał sobie smacznie w tym stroju po zabójstwie pięknej, uroczej i wrażliwej dziewczyny, był podłym chujem.
Po chwili Carlisle był już nagi. Uśmiechnąłem się prowokująco, obserwując jego sflaczałego kutasa. Dla mężczyzny to, że drugi facet obserwował go nagiego i bezbronnego, było wystarczającą torturą, ale mnie to nie wystarczało. Potrzebowałem spektaklu i sam miałem zamiar go dla siebie zagrać. Phoenix miał być moim pomocnikiem. Aktorem wspierającym.
Skrzyżowałem ręce na piersi. Nie zdjąłem jeszcze maski Kostuchy. Było mi w niej ciepło, lecz gdy miałem ją na głowie, czułem się potężniejszy, niż byłem w rzeczywistości. Jako mały chłopiec chciałem bawić się w przebieranki, ale cóż mogę rzec? Moi rodzice mieli nieco inne pomysły na zabawy z synem.
- Nie będę owijał w bawełnę, sukinsynu. Wczoraj wieczorem zabita została Lilith, kobieta Tahoe. Była w ciąży. Widziałem nagrania z monitoringu.
Nie mówiłem nic więcej. Czekałem na jego reakcję. Doczekałem się jej szybciej, niż przypuszczałem. Carlisle zaczął się pocić i uciekać ode mnie wzrokiem, co było jasnym sygnałem na to, że mężczyzna wiedział co nieco o tej sprawie.
- Tahoe kurewsko cierpi. Ja również. Lilith była moją przyjaciółką. Rozumiem, że ponoć cierpisz na hafefobię, ale tak się składa, że wielokrotnie widziałem ciebie w towarzystwie Lilith, gdzie bez skrępowania ją dotykałeś. Czy ta fobia wtedy zniknęła, Carlisle? Przestałeś być chory, przebywając w towarzystwie uroczej kobiety o włoskich korzeniach? Tej z pełnymi ustami i doskonałymi piersiami?
W myślach przepraszałem Lilith za to, że wykorzystywałem w tej chwili jej cielesność, ale ona wiedziała, że nie robiłem tego, aby zbezcześcić o niej pamięć. Kochałem ją wtedy i będę kochał ją już na zawsze. Była to miłość niczym brata do młodszej siostry. Siostry, którą jako brat powinienem chronić, ale zamiast tego, spierdoliłem sprawę jej bezpieczeństwa koncertowo.
Choć patrząc na to z drugiej strony, nigdy bym nie przypuszczał, że Lilith i Tahoe dotknie taka tragedia.
- Nic nie rozumiesz, Abel.
- Abel?
Prychnąłem. Wziąłem do ręki bicz i uderzyłem Carlisle'a z całej siły z brzuch. Facet zgiął się w pół, plując mi krwią pod nogi.
- Zapomniałeś, jak powinieneś się do mnie zwracać, gdy mam na twarzy maskę?
- Przepraszam, mój władco.
- Nie mówisz tego z szacunkiem. Kolejne uderzenie.
Walnąłem go w kutasa. Och, tak. Uwielbiałem, gdy ofiary tak jęczały i błagały wzrokiem o litość.
CZYTASZ
Legatus Mortis
ActionWysłannicy Śmierci to zamaskowana grupa kierowana przez Abla Luciano. Mężczyzna przeżył w dzieciństwie piekło i wraz ze swoimi przyjaciółmi pragnie naprawić ten pełny obłudy świat. Uważa, że jest kimś w rodzaju Boga. Człowiekiem, który nawróci świat...