21

1.9K 75 5
                                    

Goldie

Abel szedł do mnie powoli. Kroczył dumnie, ale zarazem niepewnie. Stawiał na podłodze pokoju ciężkie kroki. Kiedy zbliżył się do mnie wystarczająco, uklęknął przede mną na obu kolanach. Rozchylił mi jednym, pewnym ruchem nogi. Wstrzymałam oddech, a ręce zacisnęłam na podłokietnikach fotela. Obserwowałam emocje malujące się w oczach Abla. Brunet zaśmiał się gorzko, kręcąc głową z politowaniem. 

- Jesteś mokra. Co Phoenix z tobą zrobił, złotko?

Właśnie w takich chwilach nie rozumiałam tego człowieka. Abel czasami był łagodny, a czasami jego głos ociekał perwersją. Gdy wpatrywał się ochoczo w moją kobiecość okrytą wilgotnymi koronkowymi majtkami, czułam strach. Ogarnęło mnie dziwne uczucie, gdy zdałam sobie sprawę, że już przy Phoenixie czułam się bezpieczniej niż przy Ablu.

- Abel, co zrobiliście z Lilith? Złapaliście jej zabójcę? 

Pokręcił głową. Nie odrywał wzroku od mojej cipki. Kiedy chciałam zacisnąć nogi, Abel dał mi klapsa w udo. Uniósł wzrok, patrząc na mnie hardo.

- Lilith była moją przyjaciółką. Musiałem wykopać dla niej grób. Zdajesz sobie sprawę, jak się czuję? 

Zakryłam usta dłonią. Wystarczyło jedno zdanie, a ja wyobraziłam sobie całą ceremonię. 

- Pochowaliście ją tak szybko? Przecież to stało się jakieś dwie godziny temu.

- Nie ma czasu na zastanawianie się. Lilith umarła. Nie było dla niej żadnej szansy. Kula przeszła przez głowę na wylot. W miasteczku nie mamy domu pogrzebowego. Umarłych chowamy od razu. Zawsze to ja wykopuję dla nich groby, co nie jest łatwe. Chciałem, aby mieszkańcy Auctoritatem Populi cieszyli się dobrym życiem, więc chowanie ich, gdy umierają, jest bolesne.

- Ile osób dotychczas odeszło? 

Abel oparł policzek o moje udo. Wplotłam palce w jego ciemne włosy. Obserwowałam idealnie wyeksponowany pobliźniony policzek mężczyzny. 

- Trzy. Pozostałe dwie umarły z powodu choroby. Lilith nie musiała umierać. Kurwa, spierdoliłem to. Nie spodziewałem się, że ktoś się zbuntuje.

Zsunęłam się powoli z fotela. Abel patrzył na mnie pytająco, ale nic nie mówił. Kiedy znalazłam się przed nim na kolanach, chwyciłam w dłonie jego twarz. Wiedziałam, że chciał zachować powagę i swoją charakterystyczną dostojność, ale przy mnie nie musiał udawać. Byłam przy nim, gdy w restauracji rozpętało się piekło. Na własne oczy widziałam, jak Lilith umiera. Obserwowałam roztrzęsionego i niedowierzającego Tahoe. Cierpienie ludzi zawsze mnie dotykało.

Gładziłam kciukami jego policzki. Jeden nieskalany, drugi pokryty bliznami. Jasne oczy Abla przewiercały na wylot moją duszę. Mężczyzna zaciskał wargi. Po jego policzku spłynęła samotna łza, którą natychmiastowo starłam. 

Abel objął moją prawą dłoń, dociskając ją sobie do policzka. Westchnął ciężko. Pokręcił głową, próbując odgonić łzy, ale ból po stracie przyjaciółki był dla niego nie do zniesienia. Dlatego gdy Abel się rozpłakał, ostrożnie przyciągnęłam jego głowę do swojego ramienia. Brunet objął mnie rękami i wtulił twarz w zagłębienie między moją szyją i ramieniem. Jego potężnym ciałem wstrząsnął szloch. Zacisnęłam palce na jego włosach. On tak potwornie cierpiał.

- Kurwa, nie powinienem płakać. Nie przy tobie.

- Dlaczego?

Wbił paznokcie w moje plecy. Cicho syknęłam, lecz Abel był w takim szoku, że nawet nie zauważył, iż mnie ranił.

- Jestem królem. Muszę być silny. Wczoraj gwałciłem cię bez wyrzutów sumienia, a dzisiaj płaczę jak dziecko. 

Westchnęłam ciężko. Pogładziłam go po plecach, wyczuwając pod jego koszulą blizny. Marynarkę musiał zdjąć wcześniej. Nie zdziwiłam się. Na pewno trudno mu było kopać dół w takim stroju. 

Legatus MortisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz