29

1.9K 80 1
                                    

Goldie

Siedziałam na krawężniku przed hotelem Fredericka. Wpatrywałam się beznamiętnym wzrokiem w ulicę przede mną. Po chodnikach spacerowali mieszkańcy miasteczka, jednak żadne z nich na mnie nie spojrzało. Wszyscy byli pogrążeni w swoich światach. Zakochane pary trzymały się za ręce, a osoby, które nie były w związkach, śmiały się wraz ze swoimi przyjaciółmi. Dziś mniej osób miało twarze zakryte maskami. Najwyraźniej pogodzili się z tym, że wyglądali tak, a nie inaczej.

Nie zostałam jednak bez ochrony. Pilnował mnie Phoenix. Mężczyzna siedział obok mnie i milczał od chwili, w której tu usiedliśmy, co miało miejsce jakieś dwie godziny temu.

Po ślubie z Ablem, mój oprawca pocałował mnie w usta i powiedział, że musi iść porozmawiać z Tahoe. Mogłam wybrać sobie niańkę na czas jego nieobecności. Najchętniej wybrałabym do tej roli Claude'a, ale jakby nie patrzeć, od czasu mojego przebywania z tymi ludźmi, nie zamieniłam z nim ani słowa. Claude był dla mnie tajemnicą, a Theo był potwornie zmęczony. Widać było w jego oczach, że potrzebował odpoczynku. Dlatego wybrałam Phoenixa, który otoczył mnie ramieniem i pomógł mi wyjść na ulicę. Nie pytał, co chcę zrobić. Po prostu milczał i gdy usiadłam na krawężniku, dołączył do mnie. Stykaliśmy się udami, ale nie czułam się z tego powodu niekomfortowo.

Nie dowierzałam w to, do czego posunął się Abel, aby udowodnić mi, że byłam jego własnością.

Czułam ogromną wściekłość, ale i żal. Nie docierało do mnie, że Abel był w stanie posunąć się do zabójstwa mojej matki, aby pokazać mi, że to on tu rządził. Nie wątpiłam w to, że mężczyzna, który pilnował mojego domu, był w stanie oddać strzał. Richard, bo tak miał na imię ten facet, zdawał się doskonale bawić, grożąc śmiercią mojej matce poprzez ekran swojego telefonu komórkowego.

Przyciągnęłam nogi do piersi, obejmując je rękami. Oparłam czoło o swoje kolana, zaciskając powieki. Wydawać by się mogło, że wylałam już wszystkie łzy i nie miałam czym płakać, ale to nie była prawda. Nigdy nie czułam takiego bólu i bezsilności. Było mi okropnie wstyd, że z taką łatwością poddałam się Ablowi, ale masowy gwałt na początku zrobił swoje. Namieszał mi w głowie tak, że stałam się marionetką w rękach Abla Luciano.

Miałam męża. Abel stał się moim partnerem na całe życie. Bałam się, że nigdy nie da mi rozwodu. I choć nie chciało mi się wierzyć, że akt małżeństwa był prawdziwy, wszystko wskazywało na to, że to nie był fałszywy dokument.

Po jakimś czasie podniosłam wzrok, spoglądając na profil Phoenixa. Blondyn odwrócił głowę w moją stronę, gdy poczuł, że się w niego wpatruję. Wyciągnął do mnie rękę, którą ujęłam. Zacisnęłam na niej palce i patrzyłam, jak Phoenix marszczy brwi, patrząc na mnie ze smutkiem i współczuciem.

- Chcesz o tym porozmawiać, skarbie?

Posłałam mu lekki uśmiech, który z uśmiechem nie miał wiele wspólnego.

- Nawet nie wiem, co powiedzieć. Jestem w szoku.

- Przejdźmy się, Goldie.

Phoenix wstał. Wyciągnął przed siebie obie ręce. Podałam mu swoje dłonie i pozwoliłam, aby pomógł mi wstać. Chwycił mnie mocno za rękę, splatając nasze palce. Zaczął powoli iść przed siebie. Stopy już nawet nie mnie nie bolały. Czułam otępienie nie tylko w umyśle, ale i na całym ciele.

Szłam obok Phoenixa, wpatrując się w restaurację Jadeona, w której wymieniono szybę na nową. Zdawało się, jakby zabójstwo Lilith nie miało miejsca. Mieszkańcy żyli tak, jakby nic się nie stało. Miałam nadzieję, że Abel nie trzymał ich tutaj siłą. Nie wierzyłam bowiem w to, że po śmierci członka tak niewielkiej społeczności, ci ludzie mogli tak łatwo przejść do codziennego życia, nie opłakując niewinnej dziewczyny, która straciła życie.

Legatus MortisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz