55

1.4K 63 3
                                    

Goldie

Wyszłam na zewnątrz. Słońce świeciło pięknie na niebie. Spałam do południa, ale nie spodziewałam się niczego innego po zabawie z Ablem, która ciągnęła się jeszcze przez wiele godzin. Mój mąż mnie zdominował, a ja poddałam mu się z ochotą. Abel śmiał się jak mały chłopiec, a ja nie pozostawałam mu dłużna. Gdy wymagał ode mnie, abym zachowała spokój, śmiałam się jeszcze bardziej i koniec końców nasza zabawa z dominację i uległość zeszła na boczny tor.

Abel jeszcze spał, dlatego postanowiłam zejść na dół i sprawdzić, jak czuli się pozostali. Quincy wyjechał z samego rana i prosił, aby przekazać Ablowi, że jeśli kiedykolwiek jeszcze będzie potrzebował jego pomocy, Quincy chętnie z nią przyjdzie. Nie znałam tego mężczyzny długo, lecz gdy się z nim żegnałam, czułam bijące od niego ciepło.

Dom pogrążony był w spokoju. Słusznie zauważyłam, że wszyscy musieli gdzieś zniknąć. Wyszłam więc do ogrodu i ujrzałam tam Claude'a siedzącego na trzyosobowej huśtawce. Odpychał się nogami od ziemi. Ręce trzymał w kieszeniach bluzy. Wpatrywał się beznamiętnie w swoje stopy, jednak gdy ujrzał mój cień, uniósł głowę uśmiechnął się lekko. Jak na niego to i tak było dużo. Nie spodziewałam się, że się do mnie uśmiechnie. Prędzej sądziłam, że ucieknie stąd i nie będzie chciał ze mną rozmawiać.

- Mogę się do ciebie dosiąść, Claude?

- Pewnie. Siadaj.

Claude nie miał problemu z tym, że zajęłam miejsce tuż obok niego. Moja noga ocierała się o jego udo, lecz jemu to nie przeszkadzało.

- Co robiliście wczoraj? Poszliście do tego klubu?

Chłopak na mnie zerknął. Po jego zmęczonej życiem twarzy wyglądał na swój wiek, jednak jego ciało było tak chude i wątłe, że wielu mogłoby widzieć w nim chłopca ze szkoły podstawowej. Było mi żal Claude'a, gdyż z powodu swojej orientacji nie był akceptowany w rodzinie. Został z niej wyrzucony jak śmieć. Miałam ochotę go przytulić, jednak nie miałam prawa tak ingerować w jego przestrzeń osobistą. Dlatego tylko położyłam powoli dłoń na jego udzie.

- Tak. Zabrałem tam chłopaków. Phoenix nieźle zabalował. Został na noc z jakąś Chelsey. Nie znam dziewczyny, ale wyglądała na miłą. Była w typie Phoenixa. Piękna jak modelka. Nie mówię oczywiście, że ty nie jesteś piękna, bo jesteś boska, Goldie.

Ścisnęłam jego nogę w podziękowaniu. Claude położył swoją dłoń na mojej ręce i pogładził ją kciukiem.

- Co z resztą? Gdzie są?

- Och, Theo umówił się dziś z doktor Lewis. Przyjeżdża do Auctoritatem Populi na kilka dni. Theo wynajął pokój w hotelu Fredericka, więc może do czegoś między nimi dojdzie.

Uśmiechnęłam się zadowolona. Cieszyłam się, że Theo spełni swoje marzenia, a przynajmniej miałam nadzieję, że tajemnicza doktor Lewis da mu to, czego potrzebował. Wierzyłam, że się dogadają.

- A Tahoe? Gdzie on jest?

Claude zacisnął wargi. Spojrzał przed siebie i westchnął ciężko.

- Siedzi na grobie Lilith. Nie byłem w stanie go stamtąd zabrać.

- Zostawiłeś go tam samego? Claude, ale...

Chłopak chwycił mnie za szczękę. Nie zrobił tego brutalnie. Chciał, abym na niego spojrzała i udało mu się mnie do tego przekonać.

- Nie jest sam, Goldie. Jest z nim Angela.

- Angela? Kim ona jest?

- To dziewczyna, która trafiła do nas całkiem niedawno. Chyba jakieś trzy tygodnie temu. Ma na twarzy blizny po poparzeniach, bo chłopak, z którym była przez trzy lata, oblał ją kwasem. Wcześniej zabawiał się z nią woskiem. Wiesz, niektórzy mają takie fetysze. Angela nie miała pojęcia, że tak się to skończy, ale ten gość był chory psychicznie. Zabił się zaraz po tym, jak podpalił Angelę.

Legatus MortisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz