Goldie
Abel nie wracał już od dłuższego czasu. Siedzenie w pokoju bez okien było dla mnie udręką. Wiedziałam, że dłużej nie wytrzymam przebywania w tym miejscu. Mimo, że czułam się potwornie obolała, musiałam się ruszyć. Każda minuta była cenna, a ja już straciłam wystarczająco dużo czasu.
Wstałam z łóżka, cicho jęcząc. Musiałam podtrzymywać się ściany, aby nie upaść. Bałam się, że padnę na kolana i głuchym dźwiękiem przywołam na siebie uwagę.
Nie miałam pojęcia, czy kraty były otwarte czy zamknięte. Abel wyszedł stąd w takim pośpiechu, że mogłam przypuszczać, iż nie zamknął za sobą krat. Na pewno myślał, że czułam się tak okropnie, iż nie byłabym w stanie samodzielnie wstać. Przynajmniej miałam nadzieję, że tak myślał.
Nie podeszłam do szafy, która była wbudowana w ścianę. Na pewno znajdowały się w niej jakieś ubrania dla mnie, ale nic nie przekonałoby mnie do tego, abym ubrała coś, co kupił dla mnie Abel. Wolałam być naga i bezbronna, niż ubierać się w ciuchy kupione za jego brudne pieniądze.
Bardzo bolała mnie kobiecość, ale nie mogło mnie to powstrzymać przed próbą ucieczki. Dlatego gdy dotarłam do drzwi, chwyciłam za klamkę i pchnęłam ją w dół. Westchnęłam z ulgą, gdy zrozumiałam, że były one otwarte.
Teraz pozostała mi tylko walka z kratą.
Nie mogłam rozejrzeć się po korytarzu, ale przynajmniej przede mną nikogo nie było. Dlatego pchnęłam kraty i jęknęłam z radości, gdy ustąpiły. Mogłam wyjść na korytarz i kiedy tylko to się stało, puściłam się przed siebie biegiem.
Pamiętałam jak przez mgłę trasę, którą pokonał Abel, gdy niósł mnie do piwnicy po gwałcie. Nie miałam pojęcia, gdzie znajdowały się drzwi wyjściowe. Pozostało mi mieć nadzieję, że żaden z chorych psychicznie przyjaciół tego "ludzkiego śmiecia" mnie nie znajdzie i nie schwyta. Poniosłam z ich rąk wystarczająco bolesną karę, jednak byłam pewna, że gdyby zaszła taka potrzeba, mężczyźni ukaraliby mnie w inny sposób. To było dla mnie przerażające i wolałam o tym nie myśleć, dlatego skupiłam się na tym, co najważniejsze. Na ucieczce.
Spojrzałam w róg i zauważyłam, że włączona kamera z migającym na czerwono światełkiem poruszała się za mną, śledząc moje ruchy. Rozpłakałam się, czując, że lada moment zostanę schwytana. Mogłam jeszcze wrócić do swojej celi i na kolanach błagać moich oprawców o litość, ale nie mogłam zmarnować tej szansy na ucieczkę. Być może taka możliwość prędko się nie powtórzy, a już zrozumiałam, że ładnymi słówkami nie mogłam wpłynąć na decyzję Abla co do mojego uwięzienia.
Wbiegłam na górę, krzywiąc się boleśnie przy każdym ruchu. Nie sądziłam, że gwałt mógł sprawić, że moje nogi mogłyby tak przeraźliwie się trząść. W każdej chwili mogły się pode mną ugiąć i posłać mnie na kolana, ale działająca we mnie adrenalina nie pozwalała mi na załamanie.
Znalazłszy się na parterze, rozejrzałam się. Nigdzie nie było śladu po żadnym z mężczyzn. Dlatego gdy ujrzałam wysokie drzwi wejściowe, popędziłam do nich, potykając się o swoje nogi. Niemal skręciłam kostkę, źle stając na ziemi, ale udało mi się wyrównać bieg i mogłam uciekać dalej.
Kiedy znalazłam się na zewnątrz, moim oczom ukazał się piękny i zadbany ogród. Słońce zachodziło za horyzont. To mogło oznaczać, że odkąd znalazłam się w niewoli, minęła już niemal doba.
Biegnąc boso po kamiennej ścieżce i raniąc sobie przy tym stopy, dotarłam do bramy, na której szczycie znajdowały się druty pod napięciem. Jak na moje szczęście, brama była jednak otwarta.
Nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że być może los się nade mną zlitował i postanowił ułatwić mi ucieczkę. Nie wiedziałam jeszcze, jakim sposobem przebiegnę sto czternaście kilometrów w ciemnościach, ale adrenalina tak we mnie buzowała, że wszystko zdawało się możliwe.
CZYTASZ
Legatus Mortis
ActionWysłannicy Śmierci to zamaskowana grupa kierowana przez Abla Luciano. Mężczyzna przeżył w dzieciństwie piekło i wraz ze swoimi przyjaciółmi pragnie naprawić ten pełny obłudy świat. Uważa, że jest kimś w rodzaju Boga. Człowiekiem, który nawróci świat...