57

1.2K 58 7
                                    

Theo

Dłonie niemiłosiernie mi się pociły. Bałem się cholernie, ale musiałem być dzielny. Byłem przecież facetem. Podwładnym Abla Luciano. Jeśli życie z nim nie nauczyło mnie odwagi, to nie wiedziałem, co mogło mnie jej nauczyć. 

Wpatrywałem się w horyzont, gdy nagle zauważyłem niewielki punkt. Splotłem ręce za plecami. Pochyliłem głowę i zacząłem się zastanawiać, czy podjąłem mądrą decyzję. 

Doktor Lewis, czyli moja Abby, miała pojawić się na wyspie już niebawem. Sam ją tutaj zaprosiłem, ale nie spodziewałem się, że kobieta przyjmie moje zaproszenie. Sądziłem, że zbłaźnię się, proponując jej przyjazd tutaj, ale Goldie otworzyła mi oczy. Miała rację mówiąc, że mieliśmy tylko jedno życie i jeśli czegoś pragnęliśmy, musieliśmy spróbować to zdobyć. Mimo, że wcześniej byłem podekscytowany i skakałem ze szczęścia jak mały chłopiec, to teraz, im bliżej mnie znajdowała się łódź, tym miałem coraz większe wątpliwości.

Przełknąłem ślinę, gdy odważywszy się unieść wzrok, spojrzałem na najpiękniejszą kobietę, jaką w życiu widziałem.

Abby w niczym nie przypominała psycholożki, którą widziałem od czasu do czasu na kamerce internetowej. Tamta Abby miała okulary, włosy związane w kok i zawsze ubrana była w golf. Dlatego nie mogłem przestać wpatrywać się w piękne zjawisko, jakim była Abby, która stała obok Jeffa, który kierował łodzią. 

Moja piękna pani doktor miała na sobie czarną sukienkę ściśle przylegającą do jej ciała. Jej obfite piersi niemal wylewały się z dekoltu. Nie widziałem całości jej nóg, ale sukienka sięgała tylko do połowy uda, więc i tak miałem nieziemski widok.

Musiałem poprawić spodnie w kroku, gdy Abby z pomocą Jeffa wyszła z łodzi. Kobieta uśmiechnęła się do mnie, a wiatr rozwiał jej fioletowe włosy. Nie miałem pojęcia, że jej włosy miały taki kolor, gdyż Abby zawsze wiązała je w kok na czas naszego spotkania. Sądziłem, że są czarne, ale fioletowe? 

Do diabła, wyglądała w nich jak bogini. Musiałem zwalczyć chęć, aby paść przed nią na kolana. Marzyłem o tym, aby ta kobieta mnie zdominowała i sądziłem, że byłaby idealna do tej roli. Musiałem jednak otrząsnąć się ze swoich fantazji, gdy Jeff mi zasalutował i odpłynął łodzią w stronę lądu. Ja natomiast zostałem sam na sam z Abby. Moją fantazją. Moim marzeniem i czymś, czego nie byłem godzien.

- Theo. Na żywo wyglądasz o wiele atrakcyjniej.

Kolana się pode mną ugięły. Nie potrafiłem nic powiedzieć. Abby pewnie miała mnie za kretyna, skoro zaprosiłem ją na wyspę i nawet godnie jej nie powitałem. 

- Hej, rozluźnij się - powiedziała, trącając mnie w ramię z uśmieszkiem. 

- Przepraszam. To zaszczyt, doktor Lewis.

- Bez takich. Jestem Abby. Nie musisz nazywać mnie panią. 

Och, nie miała pojęcia, jak bardzo chciałem ją w ten sposób nazywać. 

- Cóż, Abby. Wyglądasz olśniewająco. Mogę zaprosić cię do Auctoritatem Populi?

Abby słyszała o tej wyspie, ale nie miała pojęcia, że było ono schronieniem dla osób, które potrzebowały pomocy psychicznej. Napomknąłem jej, oczywiście za zgodą Abla, co miało miejsce na wyspie. Abby nie była wcale zaskoczona. Martwiłem się, że postanowi iść na policję, aby zdradzić im, jakie praktyki miały miejsce na wyspie Abla, ale nie żałowałem, że postanowiłem obdarzyć ją zaufaniem. Abby poważnie traktowała mnie i to, co robił Abel. Myślała, że byliśmy czymś w rodzaju sekty, ale wyjaśniłem jej krok po kroku, jak to wszystko działało.

Legatus MortisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz