43

1.5K 67 7
                                    

Abel

- Gdzie ona jest?! Gdzie jest moja żona?!

Krzyczałem kolejno na Phoenixa, Theo, Claude'a, Tahoe, a nawet Quincy'ego. Widziałem w ich oczach nie tylko bezbronność, ale również strach. Przez chwilę miałem wrażenie, że celowo zabrali gdzieś ode mnie moją Goldie, aby wybić mi z głowy pomysł małżeństwa z nią, ale kiedy Phoenix mnie spoliczkował, uspokoiłem się. 

Po przebudzeniu nie zastałem w łóżku mojej księżniczki. Poszedłem do łazienki, choć pooperacyjna rana mi doskwierała, ale nie znalazłem tam Goldie. Zbiegłem więc na dół i zacząłem szukać jej w kuchni, salonie oraz w ogrodzie, ale po Goldie nie było śladu. Zrobiłem więc coś głupiego i zacząłem wydzierać się jak opętany na moich najbliższych przyjaciół. 

- Abel, do kurwy nędzy! O co ci chodzi?!

- Goldie zniknęła. Nie ma jej.

Claude wyszedł przed szereg. Spojrzał na mnie przepraszająco. Byłbym gotów ukręcić mu łeb, gdyby wyznał, że to on stał za zniknięciem mojej żony, ale z jego ust nie wypłynęły żadne słowa, które miałyby wzmocnić moją chęć przyjebania mu w twarz.

Cóż, jego bym nie obił, ale kogoś innego z wielką chęcią. 

- W nocy przyszedł do nas Dash.

- Co?

Pobladłem. Musiałem przytrzymać się ramienia Phoenixa, gdyż poczułem, jak nogi uginają się pode mną w kolanach. Mój przyjaciel podtrzymał mnie w ostatniej chwili przed upadkiem. 

- Zobaczyłem go w ostatniej chwili - wyszeptał Claude, wsuwając ręce do kieszeni obszernej bluzy, którą miał na sobie. - Byłem w swoim łóżku i zbudziłem się, bo wiesz, że mam płytki sen. Zobaczyłem wtedy mężczyznę o posturze Dasha. Nie byłem pewien, czy to on, ale gdy się zaśmiał, zrozumiałem, że to nie mógł być nikt inny. Chciałem wstać i go złapać, choć nie wiem, czy z moim brakiem siły bym coś wskórał, ale on w porę wytrysnął na mnie propofol w sprayu i padłem na podłogę. 

- Kurwa, idziemy sprawdzić kamery.

Pobiegłem na górę, do pokoju monitoringu. Nie korzystałem z niego często. Prawie wcale. Czułem się bezpiecznie na swojej posesji, gdyż nikt nigdy nie próbował się do nas włamać. Mieszkańcy Auctoritatem Populi trzymali się swojej części wyspy, a my swojej. Nigdy nie robili nam problemów. Pojawiły się one natomiast w chwili, w której wrócił do nas ten skurwiel Dash.

Wbiegłem do pokoju i przewinąłem taśmy monitoringu na kilka godzin wstecz. Moje serce zamarło, gdy ujrzałem na jednym z ekranów wchodzącą do domu ubraną na czarno postać. Claude miał rację. To bez wątpienia był Dash.

Dash wszedł na pierwsze piętro. Wsunął się do pokoju, w którym spali Tahoe i Quincy. Żaden z nich się nie przebudził, gdy napastnik wszedł do środka. Dash wrzucił ładunek ze środkiem usypiającym na podłogę i wyszedł, mając pewność, że nikt się nie obudzi.

Następnie zajął się Theo, Phoenixem, a na końcu Claude'm, który zgodnie z opowieścią, próbował zwalczyć natarcie Dasha. Claude padł jednak na podłogę jak długi, uderzając się głową o twarde panele. Stąd więc siniak na jego czole, który zobaczyłem dzisiejszego poranka.

Nasza sypialnia była ostatnia na jego liście. Dash wsunął się do niej bezszelestnie. Miałem płytki sen, ale ten nocy spałem wyjątkowo dobrze z powodu, że spała ze mną moja dziewczynka. Byłem szczęśliwy i być może te pieprzone endorfiny uderzyły mi do głowy, posyłając mnie do Morfeusza, który nie pozwolił mi się wybudzić, gdy moja żona potrzebowała mojej pomocy.

Legatus MortisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz