Goldie
Nie miałam pojęcia, w jaki sposób odezwać się do wiecznie milczącego Claude'a. Uśmiechnęłam się więc tylko do niego i pozwoliłam, aby zaprowadził mnie na górę.
Zerkałam ukradkiem na jego profil. Claude był naprawdę przystojnym chłopakiem. Był najmłodszy z całej grupy, co oznaczało, że był do mnie najbliższy wiekowo. Czuć było, że Claude nie przepada za ludźmi, ale kochał tych, na których mu zależało. Abel bez wątpienia był człowiekiem, który w dużej mierze pokazał Claude'owi, że życie niekoniecznie musi być złe. Dlatego Claude miał wobec Abla dług wdzięczności. Nie chciałam nawet wiedzieć, co rodzice zrobiliby Claude'owi, gdyby Abel nie zainterweniował. Biedak musiał przeraźliwie się bać, gdy został wyrzucony z domu na zbity pysk i wylądował na ulicy.
Pewnego dnia chciałam poznać historię Claude'a opowiedzianą z jego perspektywy, jednak wpierw musiałam zająć się kimś innym.
Kimś, kto w tej chwili o wiele bardziej potrzebował pomocy.
Przed drzwiami pokoju, z którego dobiegał cichy szloch, stał Theo. Spojrzał na mnie z uczuciem, którego nie potrafiłam określić. Chwycił mnie łagodnie za rękę. Chciał mi ulżyć po tym, czego świadkiem był kilka godzin temu, gdy zostałam żoną Abla. Mój świat się jednak nie skończył. Za to dla kogoś innego skończyło się całe życie.
- Mogę wejść tam sama?
Theo spojrzał na Claude'a, który skinął głową. Podziękowałam chłopakom skinieniem głowy i zapukałam dwukrotnie w drzwi.
Zielonowłosy Tahoe podniósł na mnie wzrok. Nie kłopotał się ocieraniem z policzków łez. Wiedział, że przyłapałam go na płaczu. Nie musiał się tego krępować. Tahoe potwornie cierpiał. Nie byłam w stanie sobie wyobrazić, co musiał czuć. Nigdy nie miałam tej wątpliwej przyjemności, aby pochować kogoś, kogo kochałam. Moja rodzina była mała, ale wszyscy trzymali się zdrowo. Na samą myśl o tym, że któreś z moich rodziców mogłoby umrzeć, dostawałam dreszczy. Pewnego dnia na pewno przyjdzie mi ich pożegnać, ale ten ból nie będzie ani trochę porównywalny do cierpienia Tahoe.
On nie stracił rodziców. Pochował ukochaną kobietę.
- Cześć, Tahoe. Mogę do ciebie wejść?
Skinął głową. Wstał i zaczął zbierać mokre od łez chusteczki z podłogi. Pomogłam mu w tym, wyrzucając je do kosza. Było ich sporo.
Usiadłam w fotelu przysuniętym do łóżka Tahoe. Spojrzałam niepewnie na pogrążonego w żałobie mężczyzną. Tahoe, którego teraz widziałam, ani trochę nie przypominał aroganckiego dupka, którego poznałam w restauracji.
Położyłam dłoń na wytatuowanej ręce Tahoe, ale szybko zdałam sobie sprawę, że popełniłam błąd. Chciałam mu pomóc, ale Tahoe mnie nie znał i mógł pomyśleć o mnie coś, czego nie chciałam. Dlatego cofnęłam dłoń, ale gdy to zrobiłam, mężczyzna chwycił mnie za nadgarstek i sam chwycił moją rękę, splatając ze mną swoje palce. Posłał mi zimny uśmiech, a ja go odwzajemniłam.
- Jesteś żoną Abla. Gratulacje, ślicznotko.
Podziękowałam mu skinieniem głowy. Dla mnie takie gratulacje nie były warte odebrania, ale doceniałam gest Tahoe.
- Nie bardzo wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Kim jest ten Carlisle? Phoenix znalazł dokumenty tego faceta, co zainteresowało Abla, ale nie mam pojęcia, czemu ten człowiek zawinił.
Tahoe się spiął. Najwyraźniej powiedziałam coś, co go rozzłościło. Było już za późno, abym mogła cofnąć swoje słowa, dlatego pochyliłam głowę w przepraszającym geście. Przygryzłam dolną wargę, aby skupić się na bólu, żeby znowu nie palnąć czegoś głupiego. Tahoe cierpiał, a ja, choć chciałam zmienić temat, chyba nie wstrzeliłam się w interesujące go zagadnienia.
CZYTASZ
Legatus Mortis
ActionWysłannicy Śmierci to zamaskowana grupa kierowana przez Abla Luciano. Mężczyzna przeżył w dzieciństwie piekło i wraz ze swoimi przyjaciółmi pragnie naprawić ten pełny obłudy świat. Uważa, że jest kimś w rodzaju Boga. Człowiekiem, który nawróci świat...