41

1.6K 70 1
                                    

Abel

- Kurwa, nie zakradaj się tak, Theo!

- Nie mogłem się powstrzymać. Wychodźcie, droga wolna. 

Przewróciłem oczami. Gdybym nie był słaby po operacji, wkurwiłbym się na Theo, ale wiedziałem, że mój przyjaciel miał po prostu niezły ubaw. Choć policzki Goldie były wściekle różowe. Zawstydziła się, widząc za oknem Theo, który przyglądał się naszym igraszkom. 

Wyszedłem z samochodu, przy którym momentalnie pojawił się Quincy. Przygryzłem dolną wargę, aby powstrzymać się od gniewnego komentarza. Doceniałem to, że wziął tydzień urlopu w pracy, aby zająć się mną i upewnić się, że Dash nie wróci. Quincy był przeciwieństwem mordercy, gdyż on, w odróżnieniu od nas, ratował ludzi, a nie ich zabijał. Nie miał jednak nic przeciwko naszej działalności. Niegdyś pomogłem uratować jego żonę z rąk gangsterów, więc Quincy miał u nas dług, który sam chciał spłacić, mimo że na to nie nalegałem. 

- Pomogę ci, Abel. Obejmij mnie ramieniem. 

- Nie jestem gejem, stary - zażartowałem, jednak wsparłem się na przyjacielu, widząc ostrzegawcze spojrzenie mojej żony. Cóż, nikt, tak jak Goldie, nie potrafił przekonać człowieka do uległości. Sam siebie nie poznawałem, gdy tak ochoczo jej się poddawałem. Mimo, że w życiu lubiłem dominować i to z tego czerpałem największą satysfakcję, nie mógłbym powiedzieć, że jej dominacja była mi nie na rękę. 

Kiedy Goldie przed kilkoma dniami przykuła mnie do łóżka i ujeżdżała moją twarz, dotarło do mnie, że uprowadziłem kobietę idealną. Podczas, gdy na początku miewałem wątpliwości, gdyż bałem się, że Goldie będzie do bólu uległa i nie będzie potrafiła postawić na swoim, stało się zupełnie inaczej.

Pokazała pazury, a ja z ochotą nadstawiłem swoją pierś, aby moja lwica się w nią wdrapała, pozostawiając na moim ciele kolejne blizny. Choć blizny od niej miałem nosić z dumą. W przeciwieństwie do tych, których nabawiłem się od "rodziców".

Quincy i Theo zaprowadzili mnie do domu. Moja Goldie szła za nami. Wolałbym mieć ją przed sobą, aby móc gapić się bezwstydnie na jej jędrne pośladki. Kurwa, nawet w takiej chwili, gdy groziło nam niebezpieczeństwo, nie potrafiłem powstrzymać się od świntuszenia.

Nie mogłem jednak się zmienić. Nie mogłem i nawet, kurwa, nie chciałem. 

Wszedłszy do domu, poczułem się dziwnie. Momentalnie powędrowałem wzrokiem do kanapy, na której kilka dni temu siedział Dash.

Nie sądziłem, że poczuję tak ogromną nienawiść do tego człowieka. Owszem, te uczucie było mi znane i czerpałem z niego satysfakcję oraz siłę do dalszego działania w zawodzie gangstera, jeśli miałem to ująć w jakiś ładny sposób, ale ta nienawiść przepełniała mnie tak porządnie, że aż ze mnie kipiało. Moim filarem, który wyrównywał poziom nienawiści i miłości w moim organizmie, była Goldie. To ona śmiała się ze mną, gdy leżałem w szpitalnym łóżku. Przynosiła mi jedzenie, karmiła mnie i myła moje ciało, gdy nie miałem sił, aby pierwszego dnia po operacji się umyć. Kurwa, ona nawet pomagała mi się odlać, nie krzywiąc się przy tym. Pomagała mi, jak mogła, więc musiałem jej się za to odwdzięczyć i pokazać jej, że poważnie traktowałem nasze małżeństwo.

- Zaprowadźcie mnie na górę. Chcę iść do łóżka.

- Słusznie, Abel. Odpoczniesz - odrzekł dumny z mojej postawy Quincy.

Biedak nie miał pojęcia, dlaczego tak naprawdę chciałem iść do sypialni.

Zanim poszedłem jednak na górę, przystanąłem i przywołałem do siebie Tahoe.

Legatus MortisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz