12

2.4K 92 6
                                    

Abel

- Zakochałeś się w niej?

Spojrzałem pogardliwie na Phoenixa. Mój przyjaciel siedział wygodnie rozparty na fotelu. Założył nogę na nogę, a dłonie złożył w piramidkę. Czasami to Phoenix wyglądał jak nasz szef, ale mój ukochany przyjaciel nigdy nie zrobiłby mi takiego świństwa i nie chciałby wygryźć mnie z roli, której podjąłem się, gdy utworzyłem Extremum Opus.

Claude stał przy oknie. Wpatrywał się w nocne niebo. Ręce chował w kieszeniach. Nigdy nie lubił ich pokazywać. To dlatego, że miał na nich blizny, przypominające mu o tym, jak pewnego dnia jego ojciec podpalił mu ręce. Udało się je uratować, ale Claude nie znosił swojego ciała.

Usiadłem na przeciwko Phoenixa. Spojrzałem mu w oczy i westchnąłem. 

- Nie jestem zdolny do miłości. Przecież o tym wiesz.

- Ty za to wiesz, że to nieprawda.

Parsknąłem śmiechem, kręcąc przecząco głową. 

- Abel, spójrz na mnie.

Nie lubiłem, gdy ktoś mi rozkazywał. Phoenix był jedyną osobą w tym domu, której czasami się podporządkowywałem. To dlatego, że roztaczał wokół siebie aurę dominacji. Lubiłem takich silnych i niezależnych mężczyzn. Dodatkowo to, że Phoenix był ze mną niemal od początku drogi, tylko działało na jego korzyść. Był moją prawą ręką i moim pomocnikiem. Moim ramieniem do wypłakania i moim aniołem stróżem. 

Spojrzałem w oczy Phoenixa. Uśmiech zniknął z jego twarzy. To oznaczało, że Phoenix mówił poważnie i chciał, abym w podobny sposób potraktował jego słowa.

Nachyliwszy się bliżej mnie, mężczyzna splótł palce dłoni. Na każdym z jego palców znajdowała się wytatuowana litera. Napis był po łacinie i tylko my znaliśmy jego znaczenie.

- Przecież mnie kochasz, mam rację? 

- To co innego.

- Co innego? 

Uniósł pytająco ciemną brew, widząc, że denerwowało mnie to, iż to nie ja trzymałem władzę nad tobą rozmową. 

- Miłość nie istnieje. Nie w tym świecie pełnym obłudy. Obaj o tym wiemy, Phoenix. Świat pełen jest fałszywych bohaterów, którzy udają, że są w stanie zbawić świat. Ludzie myślą, że kochają, ale to tylko zachodzące procesy w ich umysłach. Nie ma czegoś takiego, jak motyle w brzuchu. Nie ma miłości. 

- Jak w takim razie wytłumaczysz swoje uczucie do syna?

Zacisnąłem wargi. Kurwa, Phoenix pojechał za mocno.

Spuściłem wzrok, patrząc na swoje stopy. Nawet ich w sobie nienawidziłem. Gdybym mógł, spaliłbym swoje ciało na popiół tak, aby nic z niego nie zostało. Uważałem siebie za niegodnego, aby żyć. Sądziłem, że moje egzystencja jest jednym wielkim problemem. Wdychałem tlen, który inni ludzie mogli lepiej spożytkować. 

Tu właśnie pojawiał się kolejny problem, jakim byli inni ludzie.

Nienawidziłem ludzi. Uważałem ich za pełne obłudy istoty. Wielu ludzi powinno dawno umrzeć. Niektórzy nie powinni byli się urodzić. Tylko marnowali tlen, podobnie jak ja.

Dlatego musiałem zaprzestać tego myślowego procederu i w końcu dojrzałem do decyzji, aby stworzyć Extremum Opus. Dom, w którym nikt nie był oceniany za to, czego w życiu dokonał. Członkami mojej małej społeczności byli Phoenix, Theo oraz Claude. Nigdy nie naszła mnie myśl, że żałuję tego, iż im pomogłem. Kochałem ich całym sercem. Może Phoenix miał więc rację. Może byłem zdolny do miłości, ale to uczucie było mi tak bardzo obce od dnia moich narodzin, że miałem wypaczone spojrzenie na emocje ludzkie. 

Legatus MortisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz