[14]

3.1K 75 3
                                    

Madelyn

Odłożyłam właśnie ostatnią bluzkę na półkę w szafie, gdy drzwi otworzyły się na rozcież. Spojrzałam w kierunku framugi, w której stanęła Jean. Tym razem dziewczyna była bez okularów i miała na sobie bordową rozpinaną bluzę.

-Chodź Sullivan, pokaże ci dom- uśmiechnęła się szeroko co odwzajemniłam

Podeszłam do szatynki, która od razu pociągnęła mnie w dalszą część domu.

-A więc tak cała willa jest duża, ale szybko się nauczysz poruszać po niej- oznajmiła gładko dziewczyna- Składa się z trzech poziomów, dwa nad powierzchnią ziemi i jeden pod ziemią. Na parterze są głównie sypialnie dla personelu, mały szpital, jadalnie, a i no oczywiście gabinety dla informatyków- dziewczyna najwidoczniej była w swoim żywiole

-Jadalnie?- pytam lekko zdziwiona

-Tak mamy tu cztery jadalnie i chyba pięć salonów- patrzę zdziwiona na dziewczynę- Nie patrz tak na mnie też tego nie rozumiem. Ten dom projektowała żona poprzedniego szefa- na wzmiance o kobiecie brązowooka krzywi się

-Chyba jej nie lubisz?- zauważam, gdy schodziłyśmy po schodach na parter

-Ta matka Michaela to suka- stwierdza cicho uśmiechając się lekko przy tym

-To ty nie jesteś jego siostrą?- szatynka zatrzymuję się w pół kroku i patrzy na mnie oniemiała

-Że niby ja?- wskazuję na siebie a w jej oczasz widzę dziwny blask- No coś ty to mój przyjaciel i szef, a nie brat- śmieję się nerwowo

Coś chyba jednak kręci

-Wracając, na górze są sypialnie ważnych ludzi w tym domu oraz w dalszej części domu po prostu sypialnie gości albo personelu na wyższym poziomie. Oczywiście są też tam gabinety dla ważnych osób- dodaje po chwili

Dużo tu tych ważnych osób...

-Co jest w piwnicy?- pytam zainteresowana tym, co skrywać może piwnica gangsterów, chociaż sama mogę się domyślić co tam jest

-Nie myśl o tym- Jean zatrzymuję się przed wielkimi dwu skrzydłowymi drzwiami z ciemnego drewna- Tu jadają ważni, czyli między innymi ty i ja- wyjaśnia, po czym dodaje trochę ciszej- Nie bój się nie będą cię wypytywać o jakieś głupoty, jesteś kobietą szefa i to on decyduje czy będą mogli rozmawiać o was

Sprytne zagranie Mahone- chwale mężczyznę w myślach i tylko tam

Jean nie czekają na nic dłużej otwiera drzwi. Pokój jest bardzo przestronny, na środku stoi długi stół z ciemnego drewna. Ściany w tym pomieszczeniu mają kolor dojrzałej wiśni. Przy stole siedzi dwóch mężczyzny, którzy na nasz widok nawet nie unieśli wzroku znad telefonów.

-Nie martw się Madelyn oni tak zawsze- dziewczyna mocno zaakcentowała moje imię przez co dwaj mężczyźni od razu unieśli wzrok- Chodź- szatynka pociągnęła mnie na sam początek stołu- Ty siedzisz tu- zanim cokolwiek powiedziałam dziewczyna po prostu pchnęła mnie na moje miejsce

-Dzięki- przewróciłam oczami, na co dziewczyna zachichotała cicho, po czym usiadła dwa miejsca dalej ode mnie

Po chwili do pomieszczenia zaczęło schodzić się coraz więcej osób. Najpierw wszedł Bill, który na mój widok mocno się zdziwi, ale po chwili uśmiecha się do mnie. Zaraz po nim do pokoju wchodzi pewna kobieta. Na jej widok mina Jean rzednie.

Kobieta ma jasne blond włosy, które upięte są w starannego koka. Jej niebieskie oczy skanują pomieszczenie. Kobieta wygląda jakby była po 50. Jej skóra przypomina pergamin. Ubrana jest w granatową koszulę i czarne materiałowe spodnie od garnituru. Stukot jej szpilek jest jedynym dźwiękiem w tym pomieszczeniu.

Kobieta przysiada się do mnie i uśmiecha się szeroko w moim kierunku.

-A więc to ty jesteś Madelyn- bardziej stwierdza niż pyta, odwzajemniam jej uśmiech

-Tak, Madelyn Sullivan -wystawiam dłoń w stronę kobiety

-Dabria Mahone, miło mi poznać kobietę, która omotała mojego syna- mam wielką ochotę zaprzeczyć jej słowom, ale w porę się orientuje, że popsułabym tym samym plan

-Mi również miło Panią poznać- w pomieszczeniu roznosi się odgłos prychnięcie

-Chciałabyś może abym oprowadziła cię po domu?- kobieta nie reaguje na prychnięcie Jean, tylko dalej niewzruszona rozmawia ze mną

-Bardzo chętnie, ale już zostałam oprowadzona- Dabria uśmiecha się lekko zawiedziona

-No cóż, to przynajmniej pokażę ci ogród.

Ta kobieta wcale nie jest taka zła jak mówiła Jean

Drzwi znów się o tworzyły a przez nie wchodzi Michael. Na mój widok kącik jego ust unosi się odrobinę do góry. Usiadł u szczytu stołu, a jego ręką znalazła miejsce na moim kolanie. Zaraz, po jego przyjściu zaczęto podawać potrawy.

Zaraz po zjedzeniu obiadu matka Michaela zaproponowała mi abyśmy poszły do ogrodu. Michael nie był przekonany co do tego abym wychodziła bo jak stwierdził dopiero co próbowano mnie zastrzelić.

Dabriana jednak zaciągnęła mnie do ogrodu. Zanim wyszłam z jadalni Jean posłała mi współczujące spojrzenie. Przy wyjściu do ogrodu stało trzech ochroniarzy, którzy kiwnęli na nas głowami w ramach przywitania.

-Coś mi się wydaję, że to Jean oprowadziła cię po domu. Prawda?- odezwała się blondynka, gdy oddaliłyśmy się od ochroniarzy

-Tak, była naprawdę miła- wzruszyłam ramionami natomiast kobieta westchnęła ciężko

-Po słuchaj mnie Madelyn- matka szatyna zatrzymała się przy białej ławce pod wielkim drzewem- Jean jest osobą, z którą nie warto się zadawać. Ta dziewczyna jest strasznie ... fałszywa- oznajmiła wprost siadając na ławce

-Fałszywa?- zapytałam zaciekawiona

-Może wydawać ci się, że jest przyjaźnie nastawiona, ale ona tylko czeka na to, aby zaatakować. Dam ci dobrą radę, bo jesteś wybranką mojego syna- oznajmiła uroczyście z fałszywym uśmiechem

I kto tu jest fałszywy?

-Lepiej się z nią nie zadawaj, źle na tym wyjdziesz- usiadłam obok kobiety, która uważnie śledziła moje ruchy- No dobrze skoro rady mamy za sobą to skąd jesteś Madelyn?

-Urodziłam się i wychowałam w Nowym Yorku na Manhattanie- oznajmiłam uśmiechając się lekko

-Czym się zajmowałaś?

-Wszystkim po trochu- wolałam nie zdradzać jej, że jestem po stronie prawa. W końcu ona należy do drugiej strony

Rozmowa z niebieskooką ciągnęła się nie miłosiernie długo, a przynajmniej ja tak uważałam. Od Dabriny uwolnił mnie jej syn. Mahone przyszedł do ogrodu i poprosił mnie abym poszła z nim.

Weszliśmy do sypialni mężczyzny, którą jak się domyśliłam musieliśmy dzielić. Szatyn przyglądał mi się dziwnie co starałam się ignorować.

-Moja matka chyba cię polubiła, chociaż po niej można się wszystkiego spodziewać- stwierdził mężczyzna, podchodząc do barku, który jest wbudowany w szafę

-Wątpię w to - stwierdziłam siadając w fotelu i przyglądając się mężczyźnie

-Jeśli ktoś będzie zadawał niewygodne pytania poprostu je ignoruj- odparł mężczyzna, wypijając część trunku ze szklanki

——————————————————

Jak myślicie kto naprawdę jest tą fałszywą osobą?

Jak wrażenia?

MAHONE-Dark Present [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz