[27]

2.7K 66 6
                                    

Madelyn

Wybiegłam z gabinetu Michaela jak najszybciej. Zatrzymała mnie dopiero ręką Jean na moim łokciu. Spojrzałam na szatynkę, nadal się rumieniąc, na co ona jedynie zaśmiała się krótko.

-O co chodzi Jena?- pytam starając się przełamać tę dziwną atmosferę

-Mam dzisiaj urodziny i tak sobie pomyślałam, że w sumie fajnie by było, gdybyś pojechała ze mną i je jakoś uczciła- zastanawiam się chwilę, po czym uśmiecham się szeroko

-Wszystkiego najlepszego Jean- dziewczyna macha dłonią, ale na jej ustach pojawia się mały uśmieszek- A wiesz co, bardzo chętnie z tobą pojadę- brązowooka przekręca głowę w bok przyglądając mi się uważnie

-Co wymyśliłaś? Jeśli chcesz sprzątnąć tego gada, to ja bardzo chętnie ci pomogę- Jean gadem nazywa Jamesa, który na swojej kurtce i sektorze ma dwa czerwone węże

-Niestety, ale nie tym razem Jean- szatynka prycha zawiedziona, po czym obydwie wybuchamy śmiechem

-Nie wiem co ci chodzi po głowie ,ale bądź gotowa na wieczór. Powiedz Michaelowi, że śpisz dzisiaj ze mną ,jakby był ciekawy co będziemy robić- kiwam głową

Mahone naprawdę miał co robić, bo prawie przez cały dzień nie wychodził z gabinetu. Wybiła godzina mojego spotkania z Jean. Po raz ostatni przeczesałam włosy palcami i wyszłam z sypialni. Na korytarzu kręciło się wielu ochroniarzy. Ominęłam ich pewnym krokiem i weszłam do pokoju Jean.

Szatynka siedziała przy laptopie i coś klikała na klawiaturze, ale na mój widok zamknęła laptopa. Brązowooka miała na sobie biały top z czerwonym nadrukiem oka na środku klatki piersiowej. Po raz kolejny nałożyła szerokie spodnie z podartymi kolanami. Ja natomiast miałam na sobie zwykłą czerwoną koszulę, która miała dosyć duży dekolt. Na nogi założyłam czarne skórzane spodnie, które kupił mi Michael. Sama nigdy bym takich nie kupiła.

-Wyglądasz cudownie moja droga- zaśmiałam się patrząc jak Jean na mój komentarz robi kaczy dziubek

-Ja się dziwię, że Michael pozwolił ci w tym wyjść- przekręciłam oczami, przy okazji siadając na łóżku mojej jedynej przyjaciółki, albo jedynego sprzymierzeńca

-Mój najukochańszy narzeczony nie ma pojęcia o tym, w co jestem ubrana- zatrzepotałam rzęsami. Jean zaśmiała się głośniej na mój piskliwy głos

-Zachowujecie się jak małżeństwo z 10-letnim stażem. Najpierw się kłócicie, potem prawie pieprzycie na biurku- przekręcam oczami na słowa dziewczyny

-Gdzie nas zabierasz? I co ważniejsze jak stąd wyjdziemy ?

Jean wstała od biurka i podeszła do okna. Nie pewnie rozejrzała się po podwórku, po czym uchyliła je.

-Oknem- szatynka usiadła na parapecie, podchodzę do niej i staję przed oknem

Wychylam swoją głowę za okno i powoli przyglądam się ogrodowi. Niedaleko okna Jean stoi olbrzymie drzewo, którego gałęzie idealnie dosięgają krawędzi okna. Szatynka ostrożnie staje na parapecie i sprawnie przenosi nogę na drugą stronę. To samo robi z drugą nogą i bez większego problemu przechodzi na grubą gałąź.

Przełykam głośno ślinę. Ostatnim razem, kiedy wchodziłam na drzewo miałam 10 lat, a teraz mam ich aż 24. Jean posyła w moim kierunku pokrzepiające spojrzenie. Podchodzę do okna i znacznie wolniej wchodzę na drzewo w ogrodzie. Na zewnątrz jest zdecydowanie zimniej niż w środku. W niektórych miejscach nadal leży śnieg. Hugo nie daje mi się jednak długo rozglądać, bo ciągnie mnie w stronę garażu.

Gdy w końcu wchodzimy do garażu, unikając po drodze ochroniarzy, Jean wsiada do najbardziej rzucającego się w oczy auta. Samochód jest w kolorze zielonym z pomarańczową cienką błyskawicą po bokach. Wsiadam do auta od strony pasażera i przyglądam się jak brązowooka ustawia w nawigacji nazwę klubu.

-Gotowa na noc pełną wrażeń?- uśmiecham się szeroko na pytanie mojej towarzyszki

Jean z głośnym piskiem wyjeżdża z garażu.

-A co z ochroną?- pytam, gdy podjeżdżamy pod bramę posiadłości, samochód ma przyciemniane szyby, ale to nie uchroni nas przed kontrolą

-Nie martw się- Jean zbywa mnie machnięciem dłoni- Ludzie Michaela tak jak wszyscy boją się Jamesa. Jest nie obliczalny, więc nie będą chcieli nawet go sprawdzać.

-Ukradłyśmy furę Jamesa?- marszczę brwi

-Tak jakby- tak jak mówiła szatynka, ochroniarze na widok auta przed bramą od razu ją otwierają- Ciesz się to twoja pierwsza kradzież i to w dodatku udana- brązowooka śmieję się cicho- Jesteś bardziej zdolna niż Thomas, ty przynajmniej nie zostałaś złapana- prycham pod nosem na tekst o moim bracie

Ciekawe czy zauważył, że jego jedynej siostry nie ma już tyle czasu?

Droga do klubu nie jest jakaś długa i po paru minutach parkujemy przed budynkiem z wielkim niebieskim neonem. Niestety nie potrafię odczytać nazwy, o ile jest to nazwa klubu, a nie jakiś długi znak rozpoznawczy. Do wejścia ciągnie się długa kolejka. Hugo wysiada z auta w szampańskim humorze i od razu zmierza do wejścia. Szybko ja doganiam, na co dziewczyna posyła mi szeroki uśmiech. Ludzie z kolejki posyłają nam zawistne spojrzenia, kiedy bramkarz przepuszcza nas bez kolejki do klubu.

Na wejściu atakuje nas zapach alkoholu i potu. Na szczęście w klubie jest zakaz palenia więc nie czuć na sali smrodu tytoniu. Z każdej strony świecą się kolorowe światła, co nadaje klubowi charakteru. Podłoga mieni się na srebrno, tak jakby ktoś wysypał na nią brokat. Otwieram lekko usta ze zdziwienia, kiedy dostrzegam rury do tańca.

-Barbie pracuje w klubie właściciela, tylko że w innym mieście- oznajmia Jean, ciągnąc mnie w stronę białego baru- A ja jako jej przyjaciółka ma wejście vip

-Jeszcze mi może powiedz, że drinki też masz darmowe?- moja towarzyszka nie odpowiada mi słownie tylko uśmiecha się zadziornie

Po prostu nie wierzę

------------------

Postanowiłam zmienić tytuł i co za tym idzie okładkę tego opowiadania. Przy następnym rozdziale zmienię tytuł. Mam nadzieję, że się na mnie o to nie pogniewacie <3

MAHONE-Dark Present [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz