[20]

2.9K 87 2
                                    

Madelyn

Michael zdecydowanie nie spał dziś w łóżku. Zapewne przyprowadził mnie do sypialni i gdy tylko usnęłam wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą. Gdy się obudziłam, leżałam już sama, a jego strona była zimna. Jeśli jednak udało mu się zasnąć, to zdecydowanie tylko na chwilę.

Sama nie mogłabym zasnąć po tym, gdy ktoś publicznie wypowiedział by mi wojnę

Przebrałam się w biały top i bluzę z zamkiem, którą znalazłam po swojej części szafy. Zdjęłam tipsy dzięki czemu w spokoju mogłam nałożyć na siebie za duże dresy. 

W domu panowała całkowita cisza co było niepokojące. Stawiałam niepewnie kroki, dopóki nie natknęłam się na Victorie, która siedziała z kubkiem w ręku. Blondynka, gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się promienie.

-Już się bałam, że Michael naprawdę zamknął cię w sypialni- siadam obok niej na dużej kanapie

-Po co miałby mnie tam zamykać?- marszczę brwi

Mahone chcę tylko długu i po prostu gra zatroskanego

-Żartujesz?- kręcę głową na boki przez co moje czarne włosy płaczą się jeszcze bardziej- Odkąd wróciliście Michael kazał pilnować ciebie jak oka w głowie

-Dziwne, nie zauważyłam nikogo przy drzwiach- mruczę pocierając lekko swoje skronie palcami

-Bo to oni pilnują ciebie, a nie ty ich Madie - Torii wygina swoje usta w grymas, gdy bierze łyk z kubka- Mój kuzyn bardzo cię o ciebie martwi Madelyn i jakby nie patrzeć ma powód. Ktoś mu grozi, to tak jakby groził też tobie

-Przesadzasz- macham jedynie ręką na jej słowa

Mahone na pewno się o mnie nie martwi on tylko udaje ... Tylko udaje

-On cię naprawdę kocha Madelyn i martwi się o ciebie. Niestety to kretyn, a co za tym idzie nie umie tego pokazać- dłoń dziewczyny ściska moją

Mam ochotę się roześmiać na jej słowa. Gdyby tylko wiedziała, w jaki sposób poznałam jej kuzyna. Na pewno nigdy by tak nie powiedziała. Żałuję, że nie ma tu Jean ona na pewno dusiła by się już ze śmiechu.

Dziewczyna znów ściska moją dłoń tym samym wyrywając mnie z moich myśli. Muszę jej coś odpowiedzieć, bo zacznie podejrzewać, że jestem kretem tak jak to zrobiła jej ciotka.

-Wiem o tym, ale nie musi się o mnie ciągle martwić- przekręcam oczami- Byłam gliną przez parę lat a poza tym jestem duża dziewczynką

Do pokoju wbiega zdyszana szatynka co jest niezwykle dziwnym i niespotykanym widokiem. Jean nigdy nie biega, chyba, że po swoje ciastka. Patrzę razem z Victorią na brązowooką, która zaczyna powoli uspokajać swój oddech.

-Madie

-Tak?- pytam marszcząc brwi

-Jesteś potrzebna i to już- podnoszę się od razu zaniepokojona

A jak coś mu się stało?

Szatynka nie mówi nic więcej tylko łapię mnie za łokieć i ciągnie w tylko jej znaną stronę. Jean zatrzymuję się przed drzwiami od siłowni. Otwiera drzwi i wrzuca mnie do pomieszczenia. Obracam się w jej kierunku ze zmarszczonymi barwami i nosem.

-Uspokój go, zanim kogoś zajebie -wskazuje na środek pokoju

Przenoszę wzrok na prowizoryczny ring na środku pomieszczenia. Na macie stroi Michael...bez koszulki. Jego tatuaże wyglądają w tym świetle o wiele lepiej niż wcześniejszych sytuacjach. Na jego klatce piersiowej od prawej strony zauważałam napis "Memento morie".

Od wracam wzrok od klatki Michaela i przenoszę go na chłopaka, którego okłada Michael bez żadnego umiaru. Rozszerzam oczy widząc wyraz twarzy młodego chłopaka. Mahone jednak jest jak w transie. Obok ringu stoi James, który ciągle poprawia swoje włosy i mówi coś do szatyna. Oprócz nich jest jeszcze dwójka ochroniarzy.

-Mahone- mówię stanowczo, na co Campbella przenosi swój wzrok na mnie

Szatyn jednak nie reaguje na moje wołanie. Powoli zaczynam podchodzić do mat, a widząc błagający wzrok chłopaka w narożniku przyspieszam.

-Michael- brunet posyła mi jedynie spojrzenie typu "Po co tu przylazłaś?"

Mahone jednak nadal okłada chłopaka pięściami. Ignorując wzrok Jamesa wchodzę na ring i staram się odepchnąć szatyna od małego blondasa. Mój "partner" odpycha mnie jednak mocniej przez co ląduje tyłkiem na macie.

Tak się nie bawimy Mahone

Nim przemyśle to jeszcze raz podchodzę do szatyna. Zaciskam swoją prawą pięści i uderzam niebieskookiego w policzek. Michael jak za dotknięciem magicznej różdżki od suwa się od chłopaka, który od razu ucieka.

Na sali panuje całkowita cisza. Strzepuje nadgarstek co w moim mniemaniu ma złagodzić trochę ból, ta metoda jednak nigdy nie działa. Mahone natomiast, wycierając swoje usta przygląda mi się z dziwną mieszanką iskierek w oczach.

-Wypierdalać stąd- warczy w kierunku swoich ludzi i Campbella, który oniemiały wpatruje się we mnie

-To dlatego byłam policjantką- rzucam, zanim żółtooki wyjdzie z sali, na co mężczyzna kiwa zdziwiony głową 

-Kto pozwolił ci tu wejść?- szatyn sięga po wodę, która stoi poza ringiem i upija dużego łyka

-Sama sobie pozwoliłam- przekręcam oczami na pytanie chłopaka- Jestem twoją kobietą więc wolno mi chyba tu przychodzić?

-Nie, nie wolno- mężczyzna podchodzi do mnie i mocniej łapie mnie za łokieć- Za dużo sobie pozwalasz

-To mnie stąd wywal- proponuję, na co mężczyzna uśmiecha się szeroko

-Nie wypuszczę cię Madelyn- jego druga dłoń gładzi mój policzek- Za bardzo mnie intrygujesz, a po tym, co dzisiaj zrobiłaś tylko utwierdziłaś mnie w tym aby cię zostawić na dłużej

Dupek

-Aniołku zdaję sobie z tego sprawę, jaki jestem- marszczę brwi na jego słowa

Rozszerzam lekko swoje usta i przyglądam mu się wystraszona.

 Powiedziałam to na głos... Kurwa

Czuję jak moje policzki robią się co raz bardziej cieplejsze. Odsuwam się od mężczyzny, czego on zdecydowanie nie zamierza uszanować. Ręka szatyna obejmuje mnie w tali i przysuwa bliżej jego klatki piersiowej. Mam idealny widok na jego tatuaże i mięśnie. Mój wzrok pada na rzymską datę "27.10".

-Puść mnie Mahone- staram się wyplątać z jego uchwytu- Mahone?- zaczynam uderzać pięścią w klatkę szatyna, który ewidentnie nie zamierza mnie puścić- Michael do cholery! - jęczę zirytowana

-Powinienem sprać ci tyłek po tym jak mnie uderzyłaś w twarz , albo nawet i obciąć ci twoją piękną dłoń aniołku- zamieram na jego słowa, natomiast szatyn jedynie poprawia pasmo moich włosów- Nie zrobię tego Madelyn, ale jeszcze raz jękniesz poza naszą sypialnią, a nie ręczę za siebie

-To twoja sypialnia, a ja mogę jęczeć ile i gdzie mi się podoba- walę mężczyznę w mostek i wyrywam się z jego objęć- Przestań ciągle mi rozkazywać, bo to nie jest już nawet zabawne ani przyjemne - warczę w jego kierunku po czym obracam się i kieruję do wyjścia

-Ubierz się wygodnie na wieczór- przenoszę zdziwiona wzrok na Michaela, który opiera się o linki ringu i przygląda mi się z satysfakcją- Jeśli się nie ubierzesz to wezmę cię tam nawet nago

Uważaj, bo ci uwierzę Mahone

———————————————————

Mahone co z ciebie wyrosło ty mały diabliku? Uwaga na błędy!

MAHONE-Dark Present [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz