[45]

3.2K 63 7
                                    

Madelyn

Przebudziłam się przez gorąc, który otaczał mnie z każdej strony. Miałam wrażenie, że zaraz się uduszę i ugotuję. Podniosłam się do siadu i natychmiast zaczęłam się dusić. Złapałam się za pierś, czując olbrzymi ból. Czułam się tak jak na pierwszej akcji z bronią, gdy dostałam ataku paniki. Z tego stanu na szczęście uwolniła mnie dłoń na moich plecach i głos Michaela.

-Uspokój się Madelyn

Michaela?!- podniosłam zdziwiona wzrok na swojego ukochanego, który przyciągał mnie do swojej klatki piersiowej

-Michael...- wyszeptałam w jego klatkę piersiową, która okryta została czarnym golfem

-Spokojnie jestem tu i już nic ci nie grozi- duża dłoń powoli gładziła mnie po plecach, przez co powoli uspokoiłam swój oddech- O nic się nie martw aniołku- poczułam usta niebieskookiego na swoim czole

-Nigdy, ale to nigdy więcej nie zostawiaj mnie samej- klatka szatyna wibruje na moją prośbę

-Nie zostawię- razem z tą obietnicą usta mężczyzny składają pocałunek na moich ustach- Kocham cię Madelyn- patrzę z nie małym zdziwieniem w oczy niebieskookiego i dopiero po chwili orientuję się co do mnie powiedział

Zarzucam ręce na szyję mężczyzny i przyciąga go bliżej siebie, gdy widzę zawahanie w jego oczach. Brązowowłosy wzdycha głośno, wtulając policzek w moje ramię. Uśmiecham się szeroko, jednocześnie się rumieniąc.

-Też cię kocham Mahone- mówię zostawiając odcisk swoich ust na szyi mężczyny

Michael szybko powala mnie z powrotem na plecy i zawisa na de mną. Uśmiecham się do niego, starając się jakoś ukryć rumieńce we włosach i pościeli. Brązowooki odgarnia moje włosy z moich policzków i uśmiecha się szeroko, przyglądając mi się uważnie. Kładę swoją dłoń na przedramieniu mężczyzny i orientuje się, że moja ręka jest owinięta białym bandażem.

-Jest złamana- wyjaśnił brązowowłosy- Podobnie jak twoje żebra, więc musimy być ostrożni aniołku- uśmiechnęłam się dwu znacznie na tekst mężczyzny

Chyba znów jestem naćpana tym razem raczej lekami

-Oczywiście Mahone- przekręciłam oczami, nagle poczułam, jak dłoń Michaela uderza w moje udo- Ałć- jęknęłam cicho

-Dopiero co wyznałem ci miłość, a ty nadal mówisz do mnie po nazwisku? Co muszę zrobić, abyś zaczęła używać mojego imienia aniołku? Jeśli też chcesz mieć na nazwisko Mahone to, powiedz słowo, a zostaniesz moją żoną Madelyn- zarumieniłam się na słowa niebieskookiego, co najwidoczniej go bawiło i podniecało jednocześnie

Zapewne zostalibyśmy w łóżku na znacznie dłużej, gdyby nie to, że mój organizm domagał się śniadania. Chociaż patrząc na godzinę, o jakiej się obudziłam to, raczej domagałam się obiadu. Mahone po chwili namawiania uległ mojej propozycji i pozwolił mi zjeść w jadalni. Długo nie nacieszyłam się swoją swobodą, bo mężczyzna wziął na ręce i zaniósł do jadalni. Przekręciłam oczami na jego nadopiekuńcze zachowanie, ale nie komentowałam tego.

W jadalni byli już wszyscy, gdy ja i Michael weszliśmy do niej. Dabria zbeształa nas wzrokiem, ale mimo to uśmiechnęła się, po czym znów odwróciła się do Campbella, który coś jej opowiadał. Widząc mnie Jean podeszła do mnie i przytuliła mnie, miażdżąc mi przy tym resztę żeber.

-Jean- Michael złapał mnie za biodro i przyciągnął do siebie

Oby dwie w tym samym czasie przekręciłyśmy oczami na zachowanie mężczyzny. Szatyn usadził mnie na miejscu obok niego i pocałował mnie w czoło, chcąc tym samym jakoś polepszyć mój humor. Nie ukrywałam zdziwienia, gdy zobaczyłam Naomi siedzącą obok Billy'ego. Zmarszczyłam brwi i nos, ale posłałam w jej kierunku blady uśmiech. Czerwonowłosa odwzajemniła mój uśmiech, rumieniąc się przy tym. Kątem oka zauważyłam, jak brodacz kładzie dłoń na dłoni kobiety.

-Dobrze, że już wróciłaś. Jeszcze trochę a trzeba by było wymieniać wszystkie meble w domu- odparła Jean, na co uniosłam brew i spojrzałam na Mahona, który ewidentnie unikał mojego wzroku

-Nie dość, że wróciła w jednym kawałku to, przywiozła też koleżankę- stwierdził James i oceniającym wzrokiem przeleciał po ciele Naomi

-Co zamierzasz zrobić?- na początku nie byłam pewna, do kogo skierował te słowa Mahone, ale gdy zobaczyłam niepewny wyraz twarzy czerwonowłosej, domyśliłam się, że chodziło o nią

-Ja...um... Rozmawiałam z Marcusem i pozwolił mi u siebie pomieszkać- odparła niepewnie

Jakim Marcusem?!- zapytałam sama siebie

-Z kim?- zapytała Jean, upijając łyk kawy z jej kubka

-Ze mną Jean- brodacz uśmiechnął się rozbawiony podobnie jak mój narzeczony- Nie mów mi, że myślałaś, że Billy to naprawdę moje imię?- brązowooka spojrzała po wszystkich, po czym jej twarz wygięła się w grymasie

-Myślałam, że masz groźniejsze imię i idę o zakład, że Madie też tak myślała- wzrok brodacza spoczął na mnie

-W twoim aktach nie ma twojego imienia- mruknęłam, grzebiąc widelcem w talerzu, na moje słowa Marcus roześmiał się głośno

-Marcus Fangon- skinęłam głową i wróciłam zażenowana do swojego jedzenia

*

Opadałam na miękki materac, krzywiąc się jednocześnie. Szatyn położył się zaraz obok mnie i przyciągnął mnie do siebie. Westchnęłam cicho i ułożyłam głowę na ramieniu mężczyzny. Niebieskooki przyglądał mi się uważnie, tak jakby chciał zapamiętać, jak najwięcej z mojej twarzy.

-Na co tak patrzysz?- zapytałam wtulając policzek w ramię mężczyzny

-Na moją kobietę- stwierdził Michael, uśmiechając się przy tym dumnie

-Jeszcze nie jestem twoja- mruknęłam- Nie mam na palcu obrączki kochanie- zaakcentowałam ostatnie słowo uśmiechając się przy tym figlarnie do mężczyzny

-Nie musisz mieć obrączki kochanie- Mahone nachylił się na de mną i złożył na moich ustach pocałunek- Jesteś moja i tyle aniołku

-A ty jesteś mój- stwierdziłam gładząc odcisk ust na szyi szatyna

-Kocham cię Sullivan

-Też cię kocham Mahone- zaśmiał się cicho i znów zostałam zaatakowana przez usta mężczyzny

Mam nadzieję, że zawsze tak będzie

———————————————————

Mam na dla was smutną wiadomość jest to ostatni rozdział (no nie licząc epilogu) tej części. Zaraz powinien pojawić się epilog. Jak wam się podobał ten dosyć zwyczajny i sielankowy rozdział na zakończenie?

MAHONE-Dark Present [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz