[13]

3.2K 76 14
                                    

Madelyn

Aktualnie siedziałam w aucie i naprawdę nie rozumiałam co się właściwie stało. Byłam w kuchni z Mahone, gdy nagle ktoś zaczął strzelać. Gdyby nie szybka reakcja Michaela najprawdopodobniej wykrwawiałabym się właśnie na jego podłodze.

Szatyn krzyczy na mężczyznę, który siedzi obok niego na miejscu pasażera. Zgaduje, że ma na imię Austin, bo tak nazwał go Mahone. We trójkę jedziemy autem natomiast reszta ludzi szatyna jedzie dwoma samochodami zanami. Mężczyzna o brązowych jasnych oczach wygląda na zdenerwowanego

-Mają złapać tego kutasa i wsadzić go do piwnicy- nakazuje Michael, rozłączając się

-Michael ja naprawdę nie wiedziałem, że oni tam są- broni się Austin- Chłopaki powiedzieli, że nasi leżeli na dachu otumanieni i związani

-Myślisz, że to ci ludzie, którzy pobili Thomasa?- wcinam się w ich pogawędkę

Wzrok niebieskookiego mafioza przenosi się na mnie. Jego ręce mocniej zaciskają się na kierownicy. Jego "przyjaciel" patrzy zdezorientowany na mnie i Mahone.

-Tego Sullivana?- dopytuje zielonooki- Czekaj ty go znałaś?-zapytał ze zdziwieniem w głosie

-Tak się składa, że go znam- przekręcam oczami na jego pytanie, mężczyzna nie pytał już o nic więcej

Jedziemy w chwilowej ciszy, a przynajmniej tak się zapowiadało. Mężczyźni co jakiś czas wykonują telefony i wydaja polecenia. Ja jednak już całkiem ich olewam i odwracam wzrok w stronę szyby.

Kto by się spodziewał, że w Queens znajduje się willa gangsterów. Aktualnie przejeżdżamy przez otwartą czarną wysoką bramę. Przed nami stoi olbrzym dom w odcieniach szarości i bieli. Dokoła posiadłości rośnie dosyć dużo drzew, w zasadzie jest to las. Mahone zjechał do jakiegoś podziemnego garażu. Wychodzę z auta i otwieram zdziwiona usta. Całe pomieszczenie jest wielkości hali sportowej, wszędzie swoją auta i jakieś rzeczy do naprawy ich. Garaż oświetlony jest białym i jasnym światłem, przez co muszę zmrużyć oczy, aby cokolwiek dostrzec.

-Chodź- duża i ciepła dłoń Michaela ląduje na moim nadgarstku, patrzę na szatyna, który wygląda na wkurwionego

Mężczyzna wywlókł mnie z garażu i zaprowadził do kolejnego pomieszczenia. Ten pokój jest bardziej holem. Ściany są białe, oprócz jednej. Po obu stronach pokoju stoją wielkie białe schody z przezroczystą barierką. Austin podchodzi do nas z telefonem przy uchu.

-Szefie złapali strzelca- oznajmia od razu, ja lekko marszczę brwi na to określenie- Zaraz go przywiozą

-Madelyn idź na górę, pierwsze drzwi od prawej- rozkazuje mi szatyn przy okazji puszczając moją dłoń

-Co zamierzasz zrobić z tym człowiekiem?- szatyn przeczesuje dłonią swoje włosy, ale nie odpowiada mi- Co z nim zrobisz?

-To nie twój interes Sullivan- warczy w moim kierunku, Austin patrzy na mnie zdziwiony

-Mój, bo do mnie też strzelał- łapię niebieskookiego za zdrowe przedramię

-Masz iść do pokoju- teraz to on trzyma mnie mocno za łokieć- W tym pieprzonym momencie- uścisk staje się silniejszy, przez co puszczam jego przedramię

-Nie możesz go zabić to, wbrew jakimkolwiek zasadom!- warczę chłodno w stronę mężczyzny

Zaraz zrobi mi siniaka na łokciu

-To ja tu jestem prawem, a nie ty Madelyn. Jak mówię, że to nie twoja sprawa to znaczy, że nie twoja..- gdy mężczyzna chcę coś dodać, ale na schodach rozbrzmiewa cichy odgłos kichania

MAHONE-Dark Present [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz