[18]

3K 72 7
                                    

Madelyn

Przez dwa ostatnie dni starałam się unikać Michaela jak ognia i chyba mi się udało. Z tego, co mówiła Jean, Mahone od naszej rozmowy w gabinecie chodził ciągle wściekły. Tak więc aktualnie siedzę w salonie i przyglądam się temu jak Victoria nakleja na moje paznokcie tipsy w kolorze czerni.

-Nie jestem przekonana co do tych tipsów- zaczynam, gdy dziewczyna zaczyna przyklejać mi drugi paznokieć

-Oj daj spokój to czas zabawy, więc się baw!- blondynka należy do tego typu osób, których jak coś postanowi to tak musi być

Pod tym względem jest podobna do Michaela tak samo, jak Jean i jej uparty tyłek

-Od tego kleju odpadną mi paznokcie Torii- znów przekręcam oczami na zachowanie dziewczyny co ona także robi po chwili

-Nie odpadną, Barbie klei paznokcie przynajmniej raz w tygodniu i jej płytka paznokcia o dziwo ma się dobrze- nagle do salonu wchodzi brązowowłosa z kubkiem w gwiazdki w ręce

To jej kubek do wszystkiego, nawet zupkę chińską tam je... Brunetka ubrana jest w jeansy w jasnym kolorze z wielkimi dziurami na kolanach. W spodnie wpuszczoną ma białą koszulę, spod której przebija się czarny top na ramiączkach.

Blondynka, która aktualnie wylewa klej na kawałek czarnego plastiku ma na sobie czarną skórzaną spódnicę, która mocno opina jej nogi oraz czerwoną koszulkę na cienkich ramiączkach. Jej paznokciem mają kolor mocnej czerwieni i też są przyklejone.

Jako jedyna jestem ubrana w dresy i za duży t-shirt.

-Barbie?- blondynka unosi brwi i mocniej ściska mój palec

Świetnie niech się jeszcze tu pokłócą

-Barbie, moja znajoma z czasów bidula- brązowooka przekręca oczami i siada w fotelu- Michael mówił, że masz zjawić się u was w sypialni, bo coś ma dla ciebie- Jean porusza dwuznacznie brwiami, przez co blondynka siedząca obok mnie wybucha śmiechem

-Głupie jesteście- zabieram swoją dłoń z dłoni Victorii, na co ta marszczy brwi zirytowana i przenosi wzrok na Jean, która jakby słysząc jej nie mą aluzję od razu kręci głową

Szybko wchodzę po schodach i zdyszana wchodzę do sypialni, w której sypiam i pierwsze co widzę to sukienkę wisząca na wieszaku. Jest czarna i błyszcząca. Ma półgolf i wycięci nad piersiami w kształcie serca.

-Podoba ci się?- szatyn łapie mnie od tyłu za biodro

-Ale przecież kupiłam sukienkę- jęczę zirytowana, na co Michael obraca mnie w swoim kierunku

-Tamta sukienka nie dojdzie na czas, a ta jest idealna- mam ochotę przywalić mu tak mocno, żeby jego uśmiech całkiem zszedł z jego twarzy

Nie dojdzie na czas ... Idę o zakład, że wcale jej nie zamówił, bo mu się nie podobała

-Dobra idź sobie muszę się ubrać - wyplątuję się z ramion mężczyzny i od razu znikam w łazience

Powoli i bardzo ostrożnie staram się rozebrać, aby nie zniszczyć plastików na moich paznokciach. Prawdziwy problem pojawia się w momencie, kiedy muszę nałożyć na siebie sukienkę. Materiał jest miękki i przyjemny w dotyku, ale na moje nieszczęście jest zapinany od tyłu na bardzo mały zamek. Przeklinam w myślach Mahona, za to co zamówił. Wzdycham głośno i wychodzę nie pewnie z łazienki.

-Mahone!- krzyczę, gdy nie widzę szatyna na kanapie

-Tak- niebieskooki wychyla się od strony szafy w białej koszuli i czarnych spodniach

-Pomożesz mi z zamkiem?- obracam się w stronę mężczyzny plecami i czekam aż do mnie podejdzie

Michael dosyć szybko staje za mną i pociąga za srebrny suwak sukienki. Szatyn całuje mnie w kark na co przechodzą mnie ciarki. Dłonie mężczyzny znów lądują na moich biodrach a on sam przyciąga mnie bliżej siebie.

Jest za gorąco- mężczyzna znów całuję mnie tym razem w szczękę

-Mahone- staram się zabrzmieć gniewnie, ale mężczyzna znów całuję moją skórę, przez co mruczę cicho

-Słucham cię Madelyn- staję twarzą w twarz z niebieskookim, przez co mogę zauważyć jego iskierki w oczach

Nagle ktoś puka głośno w drzwi pokoju, a ja przestraszona przybliżam się do Michaela. Na co on jedynie uśmiecha się szeroko i mocniej obejmuję mnie w tali.

-Szefie przyjechał Manhattan- oznajmił męski głos zza drzwi

Billy po raz drugi uratowałeś mnie przed pójściem do łóżka z Mahonem

-Zaraz zejdziemy- niebieskooki nie oderwał wzroku od moich oczu, na co spuściłam wzrok

Poprawiam swoją sukienkę i włosy, po czym szybko wychodzę z Michaelem z pokoju. Pomiędzy nami panuje cisza. Gdy dochodzimy do schodów słyszę podniesiony głos Jean , która wyzywa kogoś od dupka. Marszczę brew i zerkam na szatyna, który przekręca jedynie oczami. Jego dłoń ląduje na moim boku i przyciąga mnie bliżej siebie.

W holu stoi czarnowłosy chłopak, którego nawet nie trzeba mi przedstawiać. James Campbella to król zbrodniarzy na policyjnych listach, niestety nigdy nie ma dowodów na jego winę. Gdy szatynka zauważa nas uśmiecha się podle w kierunku bruneta , przez co on przestaje się wykłócać i zerka w naszym kierunku. Mina mu rzednie, gdy mnie dostrzega. Nasza relacja była specyficzna, najpierw mnie wyśmiewał do momentu, kiedy go postrzeliłam.

-Aniele zdecydowanie spadłeś z nieba na łeb, jeśli uważasz, że umawianie się z tą gliną jest dobre- mężczyzna mówiąc to ściąga swoje przeciw słoneczne okulary , które tym razem ma w kolorze bieli

-Campbell jak myśmy się dawno nie widzieli- uśmiecham się sztucznie

-Faktycznie dawno cię nie widziałem Sullivan. Niestety twojego brata spotkałem w tamtym tygodniu- żółtooki uwielbia irytować ludzi- Szkoda, że ta piękność jest tą okropną gliną

-Jeszcze jedno słowo o mojej kobiecie Campbell, a oddam Manhattan w ręce Geissingera- na potwierdzenie swoich słów Michael mocniej dociska mnie do swojego boku i warczy w stronę Jamesa

Brunet podnosi swoje dłonie do góry w obronnym geście i zakłada okulary na nos. Jean uśmiecha się szeroko zadowolona z takiego obrotu sprawy.

-Niech ci będzie aniele, ale oby dwoje wiemy, że wolałbyś spalić cały Manhattan niż oddać go Geissingerowi- szatynka przekręca oczami na tekst Campbella, natomiast Michael mocniej wbija mi swoje palce w bok. Instynktownie kładę dłoń na jego i staram się ją lekko uścisnąć

Nie mam pojęcia kim jest Geissinger , ale ewidentnie Michael go nie lubi

-Jean pojedziesz z Jamesem- nakazuje zimno szatyn, przenosząc wzrok na Billy'ego, który nagle się pojawia w holu

-Co?!- obydwoje pytają w tym samym czasie, na co mam ochotę się roześmiać

-To, co słyszeliście, ty za to, że z nim zaczynasz- zwraca się do Jean, która próbuję go zabić wzrokiem -A ty za to, że nazwałeś mnie aniołem- cedzi w stronę Jamesa

-Aha, czyli ciebie nie wolno nazywać aniołem, ale mnie to tak ?- pytam wściekle Michaela, na co odpowiada mi cichy śmiech Jean

-Tylko ja mogę cię tak nazwać- wznoszę oczy do góry słysząc słowa szatyna- Tak będziesz robić w nocy aniołku- szepcze mi na ucho, na co od razu uderzam go w bok i staram się ukryć swoje rumieńce

Przez niego zamieniam się w nastolatkę, która nie ważnie co dwuznacznego usłyszy od razu się rumieni

———————————————————

Co sądzicie o tym rozdziale ?

MAHONE-Dark Present [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz