[24]

2.9K 69 10
                                    

Madelyn

Mahone zaraz po tym, jak usłyszał o przyjeździe swojego ojca, cały się spiął i kazał nam pójść do jego matki. Więc treaz razem z Jean i Victorią- która jak się okazało, postanowiła zostać w domu swojego kuzyna przez kolejny tydzień- siedziałyśmy w pokoju z nieprzytomną Dabrią.

Młodsza blondynka siedziała na fotelu obok łóżka swojej ciotki i trzymała ją za rękę.Ja natomiast stałam za nią i starałam się ją jakoś pocieszyć. Szatynka z kolei siedziała w fotelu i unikała starszej kobiety wzrokiem. Jean wyglądała na przejętą, chociaż starał się tego nie okazywać.

Nie mam pojęcia o co chodzi między nią a rodzicielką Michaela , ale na pewno kiedyś się dowiem

-Tori na pewno wszystko będzie dobrze- potarłam ramiona blondynki, która ze łzami w oczach ścisneła mocniej dłoń pani Mahone

Jak na zawołanie usłyszałyśmy głośny huk. Spojrzałam na Jean, która wzruszyła bezradnie ramionami. Blondynka zapłakała głośniej, na co mimowolnie się wzdrygnęłam. Nie umiem pocieszać ludzi, więc nie na rękę mi jest oglądanie i przebywanie przy płaczącej blondynce.

-Może, lepiej sprawdzić, co tam się dzieje?- zapytałam ściskając ramiona zapłakanej blondynki

-Lepiej to sprawdzić- Jean pokiwała głową, wpatrując się w kobietę leżącą na łóżku- Są w gabinecie Michaela- oznajmiła przenosząc wzrok na mnie

-Pójdziesz to sprawdzić Jean?

-To ty powinnaś pójść to sprawdzić Madie- szatynka posłała mi zachęcające spojrzenie- Przypominam, że już raz uspokoiłaś Michaela tym razem też dasz radę

-Ale...- przerwał mi kolejny tym razem głośniejszy huk

-Idź Madelyn- ponagliła mnie Victoria

Pokiwałam głową i wyszłam z sypialni Dabrii. Szybko odnalazłam gabinet szatyna i bez zbędnych ceregieli nacisnęłam klamkę.

Mój wzrok od razu pada na starszego mężczyznę, który stoi za biurkiem. Mężczyzna ma włosy w identycznym kolorze co Michael. Natomiast oczy mężczyzny lśnią na brązowo niczym mleczna czekolada. Już gdzieś widziałam ten odcień. Mężczyzna jest niższy niż mój "partner", ale parę centymetrów. Szatyn ubrany jest raczej zwyczajnie, jak na kogoś kto robi w mafii. Ma na sobie granatowy sweter i czarne, proste spodnie. Wygląda jak zwyczajny podstarzały mężczyzna, a nie bezlitosny gangster.

Michael posyła w moim kierunku zdziwione spojrzenie, które po chwili zmienia się we wściekłe.

-Jest i posterunkowa Hopsasa- mruczy James, który stoi obok mnie opierając się o ścianę

-Hopps- poprawiam go razem z Billym, który stoi po drugiej stronie pokoju.

Marszczę brwi ze zdziwienia słysząc łysego mężczyznę, który natomiast na moją mimikę twarzy reaguje przekręceniem oczu i lekkim uśmiechem.

-To ulubiona bajka mojego syna- te słowa dziwią mnie jeszcze bardziej

Billy nie wygląda na kogoś, kto ogląda bajki z dziećmi. Nie wygląda nawet na kogoś kto ma dziecko. Najwidoczniej pozory to same kłamstwa...jak zwykle zresztą

-Co tu robisz?- głos Michaela jest zimny i ostry, tak jak zawsze gdy wydaje polecenia swoim ludziom

-Usłyszałyśmy  huk- przenoszę wzrok na dywan przy biurku, na którym leżą jakieś papiery i reszta z lampki- Uznałyśmy, że lepiej sprawdzić, czy żyjecie i nic ci nie jest- oczy szatyna jaśnieją jeszcze bardziej

-Mogłyście kogoś przysłać- czarnowłosy, który dzisiaj ubrany jest w żółty garnitur i żółte okulary przeciw słoneczne mruczy pod nosem niezadowolony

-Ostatnim razem jakoś nie powstrzymałeś Michaela, więc wolałam trzymać rękę na pulsie- uśmiecham się sztucznie w kierunku Jamesa

-Sam bym mu przywalił, ale ty byłaś pierwsza- żółtooki szaleniec wzrusza ramionami bardziej rozkładając się na kanapie

Szaleniec idealnie pasowało do Campbella. Mężczyzna słyną z niezwykłego okrucieństwa, każdy, kto wszedł mu w drogę, źle na tym kończył. W najlepszym wypadku po prostu umierał i miał spokój, a w najgorszym udawało mu się przeżyć. James nie raz kazał odstawiać ledwo życiach ludzi pod drzwi szpitala. Jego ofiary zazwyczaj ledwo żyły i brakowało im paru części ciała.

-Uderzyłaś Michaela?- po raz pierwszy głos zabiera "starzec", na co kiwam nie pewnie głową

Szatyn, o którym jest mowa, przysuwa się bliżej mnie i obejmuje mnie w tali. Niebieskooki pociąga mnie lekko za swoje plecy, tak jakby chciał mnie bronić własną piersią. Nieświadomie łapię go za dłoń i ściskam ją lekko.

Campbell także podniósł się z kanapy i stanął po mojej drugiej stronie. Obaj mężczyźni mają mocno napięte mięśnie, jakby szykowali się do ataku albo obrony. Ojciec Mahona przyglądał mi się chwilę w ciszy, która wydawała się trwać wiecznie.

Mężczyzna może i wyglądał na spokojnego i mało problematycznego mężczyznę, ale jego oczy mówiły co innego. Iskierki w nich wskazywały na to, że jest bardzo niezadowolony.

-To twoja kobieta jak mniemam- to pytanie albo raczej stwierdzenie skierował w stronę swojego syna, który napiął mięśnie jeszcze bardziej o ile było to możliwe

-Tak, to Madelyn Sullivan moja narzeczona- nie wiem kto bardziej był tym zdziwiony ja, James czy ojciec Michaela

-Narzeczona? W takim razie witaj w piekle, z którego nie da się uciec Madelyn- na ustach mężczyzny pojawił się chytry uśmiech, który mnie przeraził

Co to ma niby znaczyć do cholery?- niepewnie zerkam na Michaela, jednak on uparcie patrzy na swojego ojca

-Jestem Adrien Mahone- starszy szatyn podszedł do mnie na tyle,na ile pozwolił mu Michael i wcisnął mi swoją dłoń

-Chodźmy Madelyn- kiwam głową na rozkaz albo prośbę Michaela i daje mu się wyprowadzić z gabinetu

Szatyn dosyć szybko wyprowadza mnie z jego gabinetu i prowadzi nas do naszej sypialni. Gdy tylko drzwi się zamykają, wyplątuję się z objęć Michaela i zerkam na niego żądając wyjaśnień. Niebieskooki przygląda mi się za to z dziwnym wyrazem twarzy ignorując w zupełności mój wściekły wzrok.

-Co to miało znaczyć Mahone?- pytam, wskazując na niego palcem- Narzeczona? Ja nawet nie mam pierścionka, to po pierwsze, a po drugie nie na to się umawialiśmy! Powinieneś najpierw spytać się mnie...- przerywam, gdy usta szatyna atakują moje, automatycznie wplątuję swoje place we włosy Michaela i oddaje pocałunek

-Prędzej czy później musiałabyś się zgodzić na to, ale jeśli jesteś zła na mnie, to przepraszam Madelyn- podnoszę zdziwiona brew na jego słowa

- Na razie muszisz przeżyć bez tych pokazowych oświadczyn. Nie planowałem ci się tak szybko oświadczać- ciekawe czy wogóle to planował?-  więc to narazie będzie twój zaręczynowy pierścionek. Potem coś sobie wybierzesz, coś co będzie ci się bardziej podobać i będzie adekwatne- mężczyzna zdejmuje ze swojej dłoni sygnet i nakłada go na mój palec

No to mam przejebane..

———————————————————

Rozdział sprawdzany na szybko, więc jeśli wyłapiecie jakieś błędy, to z góry przepraszam !

MAHONE-Dark Present [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz