Rozdział 3

694 29 1
                                    

Valeria

- Przestaniesz w końcu ziewać.

- Nie. - stwierdziłam i ziewnęłam po raz kolejny, przez co Eks wkurzona mocniej zacisnęła dłonie na  kierownicy. - Wciąż nie rozumiem dlaczego musiałyśmy wyruszyć tak szybko. Nie mogłyśmy pojechać na przykład o dwunastej.

- Nie nie mogłyśmy. Poza tym mówiłam ci o tym kilka dni temu. I tak już stanowczo za długo czekałam, żeby im o tym powiedzieć.

Prychnęłam na jej słowa.

- Szybko się zorientowałaś. Jesteś zaręczona od miesiąca, a oni nawet nie wiedzieli, że masz chłopaka. Ciekawi mnie jakie będą mieli miny, kiedy powiesz im czym się zajmuje.

- Zwariowałaś. - kobieta zmieniła bieg i zwolniła przed pasami. Gdy staruszka była już w połowie pasów, Eks ruszyła dalej. - Jeśli się spytają, to powiem, że jest handlowcem.

- A czym handluje?

- Nie wiem Val. Czymkolwiek. Coś na pewno wymyślę.

- Lepiej zrób to szybko. Znając twoich rodziców na pewno się spytają. Ba to będzie ich drugie pytanie. Od razu po tym, gdy dowiedzą się czy pójdziesz w końcu w ich ślady i udasz się na studia. - po chwili namysłu dodałam. - Lepiej powiedz, że jest biznesmenem.

- W porządku, ale dobrze wiesz, że nigdy nie zrobię tego, czego ode mnie oczekują.

- Czemu nie. Nawet już cię widzę pani doktor albo pani prokurator. - wybuchłam śmiechem, na minę dziewczyny.

- Ciekawe czy będzie ci do śmiechu, gdy spotkasz się ze swoimi rodzicami. Przecież oni też nie wiedzą czym zajmuje się ich córka. Chyba, że coś się zmieniło?

- Nic się nie zmieniło i nie zmieni. - odburknęła. Spojrzałam na widok za oknem. - Nie rozmawiajmy o nich.

- Jestem za. Została nam godzina drogi.

- Świetnie. - westchnęłam. - Skąd w ogóle masz ten samochód? Przecież dopiero tydzień temu zdałaś na prawko.

- To prezent od Sama.

- Aha, a większego nie miał.

- Bardzo śmieszne. Ma pancerne drzwi, które zatrzymałby pocisk o małym kalibrze.

- Wiesz, że możesz przyspieszyć. To nie teren zabudowany. Możesz jechać szybciej niż pięćdziesiąt. Zamiast tego masz na liczniku ledwo ponad czterdzieści. - dodałam, gdy zerknęłam na pulpit.

- Weź mnie nawet nie wkurwiaj. Z miłą chęcią się zamienię. A jednak nie. Przecież ty nie masz prawka. - stwierdziła z kpiną w głosie. Jeden zero dla ciebie.

- Tusze. Ktoś tu ma bojowy nastrój. Albo bardziej kłótliwy. - zaśmiałam się. - Po co mi jakiś papierek. Mam dwie sprawne nogi. Do czego miałby mi się niby przydać?

- Może choćby po to, żebyś mnie odwiedzała.

- Przecież nie mieszkasz jakoś daleko. Do Monroe mam raptem kilka kilometrów. Zresztą nawet nie mam potrzeby cię odwiedzać. Jesteś u mnie co drugi dzień. Nie mam nawet czasu, za tobą zatęsknić.

- Nie musiałbym cię tak często odwiedzać, gdybym miała pewność, że nic ci się nie stało.

- Nie jestem małym dzieckiem.

- To dlaczego się tak zachowujesz! -  krzyknęła. Po chwili jednak wzięła głęboki oddech. - Przepraszam. Po prostu się o ciebie martwię. Znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że kiedyś wpakujesz się w poważne kłopoty.

Niepokonana #2 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz