Rozdział 7

590 30 0
                                    

Valeria 

Ledwo udało mi się wygrzebać z łóżka. Dzisiaj czeka mnie walka, a ja jestem wykończona. Nie tyle fizycznie co psychicznie. Przez większość nocy nie mogłam spać. Prześladowały mnie te cholerne zielone oczy i ten bezczelny uśmieszek. Tak bardzo bym chciała mu go zetrzeć z twarzy. Niestety nie mogę. Nikt mi oczywiście tego nie zabroni, jednak sama zdaje sobie sprawę jak zły byłby to pomysł. Nie potrzeba mi więcej kłopotów. 

Wzięłam szybki zimny prysznic i w biegu zjadłam kanapkę. Udałam się prosto do Douga, który był emerytowanym zawodnikiem. Kiedyś walczył w klatce. Dużo czasu zajęło mi przekonanie go, żeby mnie szkolił. Ugiął się, jednak tylko pod kilkoma warunkami. Musiałam trenować u niego minimum pięć dni w tygodniu. Złamanie tego skutkuje tym, że przestanie mi pomagać. A ja nie mogłam na to pozwolić. Mimo, że zajmuje się tym już od ponad roku, to nijak ma się to do jego wieloletniego doświadczenia. 

Wbiegłam do sali i zobaczyłam bruneta, którego włosy już w większości posiwiały, tak to jest jak ktoś ich nie farbuje. 

- Już myślałem, że się spóźnisz. A wiesz, że tego nie cierpię. 

- Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. - przewróciłam oczami na wspomnienie gdy jeden raz nie przyszłam na czas. Kazał mi biegać z pięcioma obciążnikami przez godzinę, gdzie każdy ważył dwa kilo. Co łącznie daje dziesięć kilogramów. Najgorsze były te na kostkach, ponieważ pod koniec co chwilę się wywracałam. Te na rękach i kamizelka dało się przeżyć. Choć zakwasy miałam przez kilka następnych dni. Nie byłam w stanie nawet ruszyć palcem. 

- Co ty taka blada? Nie spałaś czy jak? - wzruszyłam tylko ramionami, bo nie chciało mi się odpowiadać na jego pytania. - Dobra nie chcesz, to nie mów. A teraz poćwiczymy twój refleks i równowagę. 

- W porządku, choć uważam, że mam świetny refleks i poczucie równowagi. 

- Tak sądzisz. - mężczyzn zrobił minę którą doskonale znałam. A trzeba było się nie odzywać. 

Po kilku minutach stałam na belce i z ledwością utrzymywałam swoje ciało w pionie. Najgorsze jednak było to, że mam opaskę na oczach i kompletnie nic nie widziałam. 

- No dalej Valeria. Czekasz na specjalne zaproszenia? - ten się zaśmiał, a ja na trzęsących się nogach, próbowałam zrobić pierwszy krok. W końcu najgorzej jest coś zacząć, a później pójdzie z górki. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam. Choć zajęło mi to za pewne mnóstwo czasu, dotarłam do końca. Odetchnęłam z ulgą i już miałam ściągnąć opaskę, gdy usłyszałam. 

- A ty co robisz? Jeszcze musisz wrócić. 

Zdziwiłam się na jego słowa, ale po omacku weszłam z powrotem na belkę. Zrobiłam nie więcej niż trzy kroki, gdy poczułam uderzenie i spadłam z hukiem na podłogę. Jęknęłam z powodu nagłego bólu. 

- Co to było? - krzyknęłam i natychmiast zdjęłam opaskę. Zdziwiona zobaczyłam Douga który uśmiechał się do mnie, jednocześnie trzymając w prawej ręce piłkę do kosza. 

- Mówiłaś coś o sowim świetnym refleksie, a tu jednak nie wyszło. 

- Jak niby miałam w jakikolwiek sposób zareagować, skoro nic nie wiedziałam. - warknęłam. 

- Pamiętaj zawsze musisz być uważna i spodziewać się niespodziewanego. 

- Przecież to nie ma sensu. Sam sobie zaprzeczyłeś. 

- Przestań dyskutować i wracaj na belkę. 

Westchnęłam, ale od razu wykonałam jego polecenie. To będzie długi trening. 

- Koniec na dzisiaj. Idź do domu odpocząć przed walką. Masz jeszcze siedem godzin. A pamiętaj, że nie będzie mnie przez kilka dni. Nie zapominaj o treningach. 

Pokiwałam głową, bo na nic więcej nie miałam siły. Cała obolała i zapewne w siniakach, opuściłam budynek. Przez chwilę cieszyłam się przepiękną słoneczną pogodą. Kto by pomyślał, że jedna mała rzecz może poprawiać ci humor. 

Gdy wzięłam gorącą kąpiel, położyłam się do łóżka. Stwierdziłam, że lekka drzemka dobrze mi zrobi. 

Co chwilę ziewałam, ale przynajmniej trochę odpoczęłam. Może i byłam lekko zaspana, ale z doświadczenia wiem, że minie to gdy stanę na ringu. Ten nagły skok adrenaliny powinien mnie obudzić. 

Kiedy zrobiło się głośniej, wstałam i zaczęłam zawiązywać bandaże na rękach. Doskonale wiedziałam, że walka dobiegła końca i za kilka minut będzie moja kolej. Zabrałam jeszcze ochraniacz na zęby i wyszłam z szatni. 

Kiedy usłyszałam jak komentator zapowiada mnie moją ksywką, weszłam na scenę. Tłum zaczął wiwatować, ale ja zignorowałam ich i całą swoją uwagę skierowałam na swojego przeciwnika. Nic poza nim nie miało teraz najmniejszego znaczenia. 

Mężczyzna był ode mnie młodszy. Dali mi nastolatka, to dobrze dla mnie szybciej wygram. Choć nigdy nic nie wiadomo. Nie ma w końcu nic gorszego, niż niedocenieni przeciwnika. 

Kiedy usłyszałam gong, na lekko ugiętych nogach czekałam na jego ruch. Nie trwało to długo, gdy ruszył na mnie. Z łatwością udawało mi się omijać jego ciosy pięścią. Choć momentami było blisko. Jednak do wygranej potrzebowałam go znokautować. Czekałam tylko na dobry moment, żeby zaatakować. Jego słaba kondycja była na moją korzyść. Oczywiście moje doświadczenie również. Kiedy zauważyłam, że coraz ciężej oddycha, uśmiechnąłem się. Ponieważ to oznaczało, że lada moment straci rytm i oddech. Kiedy tak się w końcu stało uderzyłam go ciosem podbródkowym, ten był tak zaskoczony, że nie zdążył zrobić gardy, dzięki czemu mogłam go okładać po twarzy. Próbowałam się bronić, ale robił to nieudolnie, jednak kiedy z jego nosa zaczęła lecieć ciurkiem krew, jak również z łuku brwiowego, postanowiłam to zakończyć. Dałam mu na tyle potężną bombę na twarz, że padł na deski. Usiadłam mu na brzuchu i odkładałam tak długo, aż nie zemdlał. Wstałam ciężko dusząc i już po chwili usłyszałam ją komentator ogłasza moje zwycięstwo i okrzyki tłumu. 

Przetarłam twarz z krwi mojego przeciwnika i umyłam ręce. W momencie kiedy wycierałam je ręcznikiem, usłyszałam jak ktoś za mną zaczyna klaskać. Nie zdążyłam się obrócić, gdy usłyszałam. 

- Gratuluję. Nie wiedziałem, że walczysz. Co za niespodzianka. 

- Co ty tu robisz? - spytałam wściekła przez zaciśnięte zęby. 

- Stoję. 

Co za bezczelny typ. 

- Doskonale wiesz, że nie o to pytam. - ten tylko wzruszył ramionami. 

- Odwiozę cię. 

- Bez łasi, sama sobie poradzę. 

Gdy chciałam go ominąć, ten chwycił mnie za ramię, przez co syknęłam. W końcu to nie tak, że w ogóle nie oberwałam. Chwilami jego pięścii mnie dosięgały, ale moje obrażenia nie były tak poważne jak jego. 

- Puść mnie w tej chwili. Drugi raz nie powtórzę. 

- Komuś tu wróciły pazurki, a już myślałem, że po wczorajszym będziesz grzeczna. - wybuchł śmiechem, jednak nie trwało to długo, gdy spojrzał na mnie takim spojrzeniem, że aż przeszły mnie ciarki. Z trudem przełknęłam ślinę, gdy pochylił się do mojego ucha. - Posłuchaj mnie uważnie. Wyjdę stąd, a ty po kilku minutach do mnie dołączysz. Mój samochód stoi dwie ulice dalej. Pójdziesz prosto przed siebie i wejdziesz do środka. Nawet nie próbuj, mnie wykiwać, bo może się to dla ciebie źle skończyć. Rozumiesz? 

Pokiwałam głową, a on z uśmiechem na ustach w końcu moje puścił i się odsunął. 

- Grzeczna dziewczynka. 

Kiedy w końcu wyszedł, mogłam w końcu normalnie oddychać. Jak on to robi, że powoduje u mnie taki strach. Przecież walczę na co dzień. Umiem się bronić, a przy nim czuje się całkowicie bezbronna. Jakby mógł ze mną zrobić co tylko chciał, a ja nie mogłabym nic na to poradzić. 

N.A.R.A

Niepokonana #2 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz