Rozdział 27

473 24 0
                                    

Valeria 

- Panie i panowie! Pora na walkę wieczoru. - usłyszałam. Wzięłam głęboki wdech, a na następne wydech. Moja kolej. Wstałam, wyszłam z szatni i zaczęłam zbliżać się do ringu.- Valkirii, nie muszę państwu przedstawiać. Zawalczy ona z początkującym, zawodnikiem Heksem. 

Pomimo, że mężczyzna dostał mniejsze oklaski, dotarło do mnie na co liczy Rick. W końcu określenie Heksa początkującym zawodnikiem, jest lekkim niedomówieniem. Doszły mnie słuchy, że trenował jeszcze z bratem, po jego śmierci ćwiczył jeszcze intensywniej. Najwyraźniej liczy, że chłopak mnie pokona i wybije się na mojej porażce. Niedoczekanie Rick. Ja jestem niepokonana. 

Gdy usłyszeliśmy sygnał, oznaczający rozpoczęcie, zaczęliśmy chodzić w kółko. Każde z nas czekało, aż któryś popełni błąd. Uśmiechnęłam się półgębkiem w końcu mamy podobną technikę zaczynania. Jednak to nie mnie napędza chęć zemsty. Pora to wykorzystać. 

- Tylko pamiętaj, żeby się nie odwracać! - krzyknęłam z pewnym siebie uśmiechem. 

Na jego reakcje nie musiałam długo czekać. Od razu rzucił się na mnie, a ja ledwo uchyliłam się przed pierwszym ciosem. Chyba popełniłam błąd.

Mężczyzna był szybszy, niż się spodziewałam. Atakował agresywne na zmianę prawą i lewą ręką. Za wszelką cenę próbował mnie znokautować. A ja coraz bardziej miałam wrażenie, że jakby mnie choć raz trafił i by mnie zamroczyło, to byłby dla mnie koniec. Atakował mnie w takim amoku, że mogłam tylko się bronić. Zrobiłam jednak coś, co byłoby niedopuszczalne w normalnej walce, jednak tutaj nie ma prawie żadnych zasad. Poza oczywiście ułaskawieniem tłumu. 

Wyskoczyłam z ringu, Heks był tak zaskoczony, że nie zdążył się obronić, gdy przeskakując z powrotem, kopnęłam go w szczękę. Wyraźnie usłyszałam jak kość chrupła. Gdy próbowałam zrobić to ponownie, chwycił za moją nogę i rzucił moim ciałem o podłogę. Zrobił to z taką siłą, że ledwo łapałam oddech. Ciężko dysząc, nie zdążyłam wstać, gdy zaczął mnie okładać. Na zmianę kopał i uderzał moje ciało, a ja nie miałam szansy się obronić. Jedyne co mogłam zrobić, to leżeć zwinięta, starając się zakryć głowę rękoma. Czekałam na mój koniec, jednak on nie nadszedł.

Heks przestał, a ja spojrzałam w jego stronę. Podnosił ręce do góry i napawał się tłumem, krzyczącym jego imię. To była moja szansa, której nie mogłam zmarnować. Z trudne wstałam, a on z wyższością patrzył w moja stronę. Zaczął się śmiać, a ja wykorzystałam jego nieuwagę i kopnęłam go z całej siły w kolano. Te wygięło sięw drugą stronę, a mężczyzna padł na ziemię, krzycząc z bólu. Kilka razy go kopnęłam i po chwili założyłam mu dźwignie, dusząc go. Choć próbował się wyrwać, nie pozwoliłam mu na to i tylko zwiększyłam uchwyt. Już po kilku minutach był nie przytomny. 

Ciężko dysząc, ledwo poczułam jak ktoś podnosi moją rękę i komentator ogłasza zwycięzcę. 

Cała obolała weszłam do szatni, nie miałam nawet siły ani ochoty na prysznic, dlatego szybko się ubrałam. Przejście zagrodził mi jednak Josh. 

- Jutro szef chce cię widzieć u siebie, rozumiesz? 

- Tak. 

- Świetnie, radziłbym ci się nie spóźnić. 

Odetchnęłam z ulgą, gdy wyszedł. Dobrze, że nie muszę dzisiaj rozmowa z Rickiem. Nie mam na to siły. 

Wyszłam z budynku i gdy byłam pewna, że nikt mnie nie śledzi, ruszyłam w stronę ulicy, gdzie byłam umówiona z Royem. Na moje szczęście już tam na mnie czekał. Usiadłam z przodu i zmarszczyłam brwi. Dlaczego wygląda na wkurzonego? 

- Wygrałam. - stwierdziłam ostrożnie, ten tylko prychnął. - Możesz w końcu powiedzieć o co ci chodzi? 

- O mały włos nie zginęłaś przez własną głupotę. 

- Ważne, że zwyciężyłam. Reszta nie ma znaczenia. 

- Nie ma znaczenia? Kurwa mać Valeria! - krzyknął, a ja podskoczyłam przestraszona. - Widziałaś jak wyglądasz? 

- Nie miałam czasu, żeby oglądać się w lustrze. - przewróciłam oczami. 

- To nie pora na żarty. 

- Ty możesz żartować, a ja nie? Gdzie równe uprawnienia. - odparłam, jednak moja marna próba rozbawienia mężczyzny na nic się zdała. 

- Wezwałem na jutro lekarza. Nawet nie próbuj mówić, że go nie potrzebujesz! Oglądałem całą walkę. Kilkakrotnie miałem ochotę wsiąść do samochodu, pojechać do klubu i wręcz połamać Heksa. Ledwo się przed tym powstrzymałem, zwłaszcza jak leżałaś cała we krwi. 

- Poradziłam sobie. - westchnęłam i spojrzałam za okno. - Nie musisz się o mnie co chwilę martwić. 

- Będę, bo za bardzo mi na tobie zależy. 

Spojrzałam w jego stronę, jednak gdy poczułam ciepło na moich polikach z powrotem odwróciłam wzrok. Próbowałam skupić się tym jak wygląda miasto nocą. A jest ono w tedy niesamowite, zwłaszcza w tak piękną gwieździstą noc. Lampy oświetlały, pusty chodnik i mało ruchliwą ulice. Z całych sił starłam się, nie myśleć, jak bardzo jutro będzie bolało mnie ciało. Po kilku minutach w milczeniu dojechaliśmy na miejsce. 

Lewo wysiadłam, gdy poczułam jak mężczyzna mnie podnosi. 

- Co ty robisz! - pisnęłam. - Potrafię chodzić. 

- Mam to gdzieś, zaniosę cię na górę. Najpierw jednak weźmiesz kąpiel w wannie. Zgaduję, że nie dasz rady stać pod prysznicem? 

- Nie wiem. Może być ciężko. 

- Tak jak myślałem. - pokiwał głową i wszedł do łazienki. Posadził mnie na brzegu wanny i odkręcił wodę. - Na co czekasz? Rozbieraj się. 

- Poczekam aż wyjdziesz. 

- Nie licz na to. Nie będę ryzykował, że zemdlejesz. 

- Trochę przesadzasz. 

Widząc jego wzrok, zaczęłam ściągać ubrania. Co było trudne, gdyż moje całe ciało było obolałe. Roy widząc, jak się męczę, podszedł do mnie. 

- Podnieś ręce do góry. - bez zbędnych dywagacji, zrobiłam to co kazał. Po chwili byłam bez górnej części odzieży. - Teraz usiądź na brzegu wanny. 

W momencie kiedy byłam w samej bieliźnie, weszłam do wanny. Ignorując rozbawiony wzrok mężczyzny, zdjęłam mokrą bieliznę Na całe szczęście w wodzie było wystarczająco dużo piany, żeby zasłonić, moje nagi ciało. 

- Zdajesz sobie sprawę, że już cię widziałem nago. - posłałam mu, groźne spojrzenie, które oczywiście zignorował. - Uroczo się rumienisz. 

- Zamknij się i zabierz tą dłoń! - warknęłam, gdy przejechał palcem po moim policzku. 

- W porządku pomogę ci się wykąpać. 

- Nie musisz, poradzę sobie. - westchnęłam, gdy zaczął myć mi plecy. Mam wrażenie, że to się dobrze nie skończy. 

Spięłam się, gdy poczułam jego dłoń koło u dołu mojego brzucha. Wykrakałam. 

- Masz mokry rękaw. - westchnęłam. Przygryzłam wargę, gdy włożył palec do moje wnętrza. - Rooy. 

Zaczęłam cicho pojękiwać, gdy poruszał coraz szybciej dłonią. Po kilku minutach doszłam z krzykiem. Byłam kompletnie wykończona, a myślałam, że bardziej się nie da. Czułam jak z każdą minutą adrenalina spada.

Szatyn wyciągnął mnie z wanny i owiniętą jedynie w ręcznik, zaczął nieść do góry. Dał mi tabletki, które od razu połknęłam. Nawet nie zauważyłam, gdy wyczerpana zasnęłam w jego ramionach. 

N.A.R.A

Niepokonana #2 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz