Rozdział 44

499 22 1
                                    

Roy

Obudziłem się na dźwięk telefonu, który od razu odebrałem. Spojrzałem na blondynkę, która na szczęście się nie obudziła i wyszedłem z pokoju. 

- Słucham? 

- Roy, szukam John Kenassona. - westchnąłem to musiało w końcu nadejść 

- Potrzebujesz go całego? 

- Tak. 

- Wyślij mi o nim informacje, odezwę się jak go znajdę. 

- Wolałbym, żebyś go dostarczył osobiście. 

- Oczywiście. 

Rozłączyłem się i ruszyłem do gabinetu. Włączyłem laptopa i już po chwili miałem na ekranie wszystkie potrzebne informacje. Otworzyłem bazę policyjną i wpisałem informacje, które były wymagane, żeby kogoś znaleźć. To była jedna z najlepszych inwestycji, jakie zrobiłem. Choć jeszcze lepszy był dostęp do kamer. Jednak najpierw musiałem ograniczyć miejsca, w których mógłbym go znaleźć. Ku mojemu zadowoleniu mężczyzna, którego szukam dostał wczoraj mandat za śmiecenie w Roxbury. Teraz wystarczyło przeszukać kamery albo po prostu tam pojechać i popytać. Skoro i tak mam to zrobić osobiście, to lepsza będzie druga opcja. 

Najwyższa pora pójść się ubrać. Spojrzałem na jeszcze śpiącą dziewczynę i wyjąłem z szafy potrzebne rzeczy. Zeszedłem na dół, akurat gdy ponownie zaczął dzwonić telefon. Co oni dzisiaj tacy upierdliwi. 

- Czego Rex? 

- Szefie w klubie Ricka, coś się szykuje. 

- Co niby? 

- Podobno zawodnicy będą walczyć o to, kto będzie rządził. Skoro Josh też nie żyje. 

- Zaraz będę. 

Oni naprawdę są tacy tępi. Przecież to oczywiste, że klub należy do osoby, która pozbyła się tych idiotów. Już miałem wyjść, gdy usłyszałem. 

- Gdzie idziesz? - spojrzałem na kobietę, która miała na sobie jedynie moją koszule. Ledwo sięgała do jej kolan. Niekontrolowanie się oblizałem. 

- Muszę jechać coś załatwić w klubie. Fajterzy, którzy walczyli dla grubasa, myślą, że od nich zależy, kto będzie nim rządził. Idę im to wybić z głowy. 

- Poczekaj pojadę z tobą. - pokiwałem głową, znając jej upartą naturę i patrzyłem, jak wbiega po schodach. Już po kilku minutach byliśmy w drodze. Weszliśmy akurat w momencie kiedy miała zacząć się pierwsza walka. Zacząłem głośno klaskać, przez co zwróciłem uwagę wszystkich na siebie. 

- Co wy wyrabiacie? - zapytałem z uśmiechem i wszedłem na ring. - Naprawdę myśleliście, że to nie należy do nikogo. 

Po ich minach widziałem, że byli nieźle wystraszeni. Już myślałem, że będą milczeć, jednak znalazł się jeden odważny. 

- Tak myśleliśmy. - spojrzałem na młodego chłopaka, który przełknął z trudem ślinę. - Każdy wie, że zajmuje się pan czymś innym. Byliśmy pewni, że nie obchodzi pana co się z tym miejscem stanie. 

- To prawda, ale moją dziewczynę już tak. To do niej należy ten klub i wszystko co się w nim znajduje. 

Nie musiałem tłumaczyć, że nie miałem na myśli jedynie sprzętu. Ich strach przerodził się w zdziwienie, gdy zobaczyli, jak Valeria staje obok mnie. 

- Od teraz to miejsce należy do mnie i zdecydowałam, że koniec z nielegalnymi walkami. 

- Co my mamy zrobić?! 

Niepokonana #2 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz