Rozdział 26

471 24 2
                                    

Roy

Choć kilka godzin temu nabijałem się z dziewczyny i jej porażki, teraz w pełnym skupieniu jadę pod klub tej obślizgłej i zdradzieckiej kreatury. Jedziemy w milczeniu, każde z nas zatopione we własnych myślach. 

- Co jeśli Rick, zaproponuje mi pracę dla Ludo? - obróciłem się zdziwiony w stronę kobiety. - W końcu mówiłeś, że szuka nowych ludzi. 

- Kurwa. - przekląłem siarczyście i w momencie kiedy stanąłem na poboczu, z całej siły uderzyłem o kierownice. Mężczyzn, który wyprowadzał niedaleko psa, podskoczył wsytraszony i zaczął do mnie krzyczeć. Był jednak na tyle daleko, że go nie słyszałem. Zresztą miałem go w dupie.

Czemu wcześniej o tym nie pomyślałem. Po chwili jednak stwierdziłem, że on może nie chcieć posiadać kobiet w swoich szeregach. W końcu według większości osób, nie nadają się, są za słabe.

- Nie znamy go. Być może szuka tylko mężczyzn. 

Dziewczyna pokiwała głową. 

- Być może masz rację, ale chyba lepiej wymyślić plan na taką ewentualność. 

- Po prostu mu odmówisz. Nie możemy ryzykować. - Valeria parsknęła głośno. 

- Dobrze wiesz, że nie mogę tego zrobić. - zacisnąłem mocniej szczękę. - Odrzucenie równałoby się z wyrokiem. Nie mam zamiaru jeszcze umierać. Poza tym jeśli zaczęłabym dla niego pracować, to być może dowiedziałabym się kim jest. 

- Nie ma mowy, to zbyt duże ryzyko! - warknąłem. 

- Przestań zachowywać się jakbyśmy mieli jakikolwiek wybór!

Ignorując ją gwałtownie ruszyłem, nie obchodził mnie nawet dźwięk, który ewidentnie świadczył, jak bardzo mojemu autu się to nie spodobało. Mam to w dupie. Jesteśmy parą od kilku godzin, a ona już chce mnie zostawić. Nie ma mowy, że jej na to pozwolę. Nawet jeśli miałbym, wejść do klubu, po zęby otoczonego przez jego ochroniarzy i siłą wyciągnąć z Ricka potrzebne mi informacje. 

Jak zwykle stanąłem kilka ulic od miejsca docelowego. Odsunąłem fotel i gwałtownie podniosłem blondynkę, usadawiając ją na moich kolanach. Zaskoczona pisnęła i położyła ręce na moje klatce piersiowej. 

- Posłuchaj mnie uważnie. - zacząłem, zaciskając przy tym szczękę. - Jeśli myślisz, że pozwolę ci odejść to się grubo mylisz, wojowniczo. Nie pozwolę ci na to, rozumiesz? 

Warknąłem i mocniej ścisnąłem jej pośladki. Ta westchnęła na moje gest i pokiwała głową. Wpiłem się w jej usta, które były miękkie, za pewne dlatego, że zanim wyjechaliśmy posmarował je pomadką ochronną. W końcu jak sam stwierdziła, nie ma mowy, że będzie walczyła ze spierzchniętymi wargami. Ciężko dysząc się ode mnie odsunęła. Położyła ręce na moją świeżo ogoloną twarz i patrząc mi w oczy, zapewniła. 

- Nie mam zamiaru cię zostawić. Obiecuję, że nic mi się nie stanie, nie ważne jak to wszystko się potoczy. 

- Nie blondyneczko, to ja obiecuję, że zrobię wszystko, żebyś nie musiała pracować dla kolejnego idioty. 

Dziewczyna pokiwała głową. 

- Muszę już iść. 

Spiąłem mięśnie, bo choć wiedziałem, że to nastąpi nie potrafiłem się z nią rozstać. Widziałem co potrafi, choć wierzę, że sobie poradzi, to co jeśli przegra? Nie chciała mnie słuchać, jak proponowałem, żeby wymyślić jakiś plan na taką ewentualność. Wściekła się i rzuciła we mnie rękawicą bokserską.

Westchnąłem. Muszę uwierzyć, że sobie poradzi. Valeria wyszła z samochodu, a ja patrzyłem jak znika za zakrętem. Oby nasz plan się udał. 

Gdy uruchomiłem samochód, ruszyłem do domu. Od razu poszedłem do gabinetu włączyłem laptopa, chociaż Valeria mówiła, że walka wieczoru jest ostatnia i odbędzie się za kilka godzin, nie miałem zamiaru czekać. Wolałem być przygotowany. 

Na ringu odbywała się pierwsza walka, a ja żałowałem, że jestem abstynentem. Przynajmniej miałbym czym zająć umysł, chociaż na chwilę. Zamiast tego obracałem się na krześle i patrzyłem w sufit. 

Oby tylko ten cały Heks nie chciał jej przed walką pobić. Chociaż dziewczyna zapewniała mnie, że jest to niedozwolony w dzień walki, to i tak mam wątpliwości. W końcu jedyne co ludzi powstrzymuje przed łamaniem zasad, jest strach przed Rickiem. Dla mnie zawsze zostanie grubasem, który się przyczepił do mnie i Sama. Kto by pomyślał, że z kogoś tak wkurzającego i nic nieznaczącego dzieciaka, stanie wkurzającym właścicielem klubu. 

Mam tak wielką ochotę zadzwonić do Valerii, jednak dziewczyna uparła się, że nie może mieć mojego numeru telefonu. W końcu jeśli ktoś doniósłby tym Rickowi, zatłukłby ją na miejscu. Zdziwiony usłyszałem dziewkę telefonu. 

- Nudzi ci się na miesiącu miodowym? 

- Bardzo śmieszne. Chciałem  dowiedzieć się jak idą interesy? 

- Dobrze, jeszcze wszystko stoi i buczy. Dlaczego szepczesz? 

- Nie chcę, żeby Eks mnie przyłapała. - śmiałem się do tego stopnia, że o mało nie spadałem z krzesła. - Przestań rechotać. 

- Sporóbuje, ale powiedziałeś najśmieszniejszą rzecz jaką w życiu słyszałem. Wielki przemytnik ukrywa się przed żoną. - odparłem, po mału się uspokajająco. - Jeszcze powiedz, że jesteś z telefonem w łazience. - gdy długo milczał, dodałem. - O rany ty faktycznie, ukrywasz się przed żoną w kiblu. Myślałem, że robi się to po kilku latach, a nie po dwóch dniach w małżeństwie. 

- Przestań się ze mnie nabijać i mów jak sytuacja z nowym graczem?

- Nazywa się Ludo i jak na razie szuka ludzi. 

- Masz jakiś plan, czy nadal bardziej skupiasz się na Valerii? 

- Jedno nie wyklucza drugiego. 

- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że wyznałeś jej, że ktoś próbuje nas wygryźć? Zwariowałeś! 

- Przestań się wściekać. Ja tylko posłuchałem twojej rady. Zresztą nie mogę mieć tajemnic przed swoją dziewczyną. 

- Jak to? Czekaj jesteście z Valerią parą? 

- To oznacza bycie w związku. 

- Nie ma nas dwa dni, a tyle się dzieje. Jest coś o czym jeszcze nie wiem? 

Zerknąłem przez ramię na toczącą się walkę. Nie mogę mu przecież o tym powiedzieć, od razu zaczął by dopytywać, a obiecałem niebieskookiej, że nie zdradzę mu tajemnicy Eks. Choć nigdy nie kłamie, to teraz nie mam wyjścia. Muszę dopilnować złożonej obietnicy. 

- Wiesz już wszystko. Nie martw się stary, wszystkim się zajmę, baw się na wymarzonych wakacjach. 

Mężczyzna nie zdążył się odezwać, gdy w tle usłyszałem. 

- Kochanie długo jeszcze tam będziesz? Mieliśmy iść na plażę, dopóki jest wcześnie. Nie mam zamiaru, męczyć się, ze znalezieniem wolnego miejsca. 

- Już idę kochanie. - krzyknął i zwrócił się do mnie szeptem. - Jakby coś się działo, to masz natychmiast do mnie zadzwonić. 

- Ta pewnie. Pamiętaj posmarować plecki, bo się spalisz. 

Rozłączyłem się, doskonale wiem jak bardzo Sam nienawidzi słońca. Zawsze wolał tzw. angielską pogodę, deszcz i temperatura trochę powyżej zera. Spojrzałem w ekran i założyłem słuchawki. Jak się okazało zrobiłem to w sam raz, gdy komentator zaczął zapowiadać walkę wieczoru. Chwila prawdy. Powodzenia blond wojowniczo. 

N.A.R.A

Niepokonana #2 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz