Rozdział 6

603 30 0
                                    

Roy

- Co wiesz o nowym graczu?

- Jakim nowym graczu? - westchnąłem po raz kolejny tego dnia.

Już nawet nie wiem ile osób o to pytałem. Nikt jednak o niczym nie wie. Kim jest ten gość skoro, nikt nawet o nim nie słyszał. Jestem już tym wszystkim nieźle wkurzony. Przecież to nie jest jakiś pierdolony duch. Jest takim samym człowiekiem z krwi i kości, jak ja.

- Jak czegoś się dowiesz, to masz się do mnie niezwłocznie zgłosić. Rozumiesz?

- Tak. - przełknął głośno ślinę, a ja tylko pokiwałem głową i ruszyłem do wyjścia.

Na dzisiaj mam już dosyć, a jeszcze miałem się spotkać z Samem. Jakbym nie mógł z nim porozmawiać przez telefon. Jaki ma sens, że do niego pojadę, skoro i tak o niczym nie wiem. No cóż jak mus to mus.

Wsiadłem do samochodu i ruszyłem. Kiedy zerknąłem na siedzenie obok, odrazu przypomniała mi się wczorajsza scena z blondynką. Była przerażona, jak zresztą każdy. No właśnie. Czyli jednak się co do niej pomyliłem. Wziąłem ją za waleczną kobietę, tymczasem w jednej chwili stała się taka jak wszyscy inni. Czyli osobą, która się mnie boi. Choć lubię wzbudzać w ludziach strach, to idzie mi stanowczo za prosto. Gdzie w tym wszystkim zabawa.

Gdy w końcu dotarłem, udałem się prosto do gabinetu Sama. Jak zwykle wszedłem bez pukania. Widok jaki tam zastałem, rozbawił mnie do tego stopnia, że wybuchłem gromkim śmiechem. To spowodowało, że Eks wręcz odskoczyła od Sama. Na jej nieszczęście potknęła się o dywan i upadła na podłogę z cichym jękiem.

- O rany co za widok. Tego się nie spodziewałem.

Mężczyzna zgromił mnie wzrokiem i pomógł kobiecie wstać, po chwili była już na prostych nogach i ubrana jedynie w marynarkę mojego najlepszego przyjaciela.

- Zamknij się. Nauczysz ty się w końcu pukać.

-Nie dzięki. Dużo by mnie przez to ominęło. - z uśmiechem na ustach spojrzałem na całą czerwoną na twarzy kobietę. Nie trwało to jednak długo, gdy poczułem mocne uderzenie.

- Stary uważaj będę miał przez ciebie siniaka.

- Chuj mnie to obchodzi. Jeszcze raz choćby spojrzysz na moją kobietę, to nie będę zwracał uwagę na naszą wieloletnią przyjaźń. Kapujesz?

- Pewnie. Jasno i klarownie zrozumiałem przekaz. - dotknąłem ręka ust, a moje palce zrobiły się czerwone. - Chyba rozwaliłeś mi wargę.

- Ciesz się, że tylko ją. Mogę jeszcze dołożyć do tego nos.

- Nie dzięki. Nie skorzystam. - odpowiedziałem i podniosłem ręce w geście poddania.

- To może ja już pójdę. - stwierdziła fioletowłowsa i nie czekając na naszą reakcję, opuściła pomieszczenie. Ja za to usiadłem naprzeciwko Sama.

- Dobra masz coś?

- Nie.

-Kurwa. W takim razie mamy przechlapane. - westchnął.

Po jego minie wiedziałem, że nie martwi się wcale o interes, a o bezpieczeństwo swojej narzeczonej. Uśmiechnąłem się lekko, chociaż po chwili poczułem ból lewej strony twarzy. Nigdy nie sądziłem, że mój przyjaciel się zakocha, a tu taka niespodzianka, stało się. Chociaż skoro nawet szef wszystkich szefów czyli boss się zakochał, to dlaczego on nie miał. Mnie to jednak nie spotka. Miłość to słabość, a konkretniej osoba, którą ją obdarzymy. W końcu to jak oddanie drugiej osobie sznurków sprawujących nad nami władzy, a ja nie zamierzam być niczyją marionetką. Nie będę tańczył, jak ktoś zagra. Zwłaszcza jakaś kobieta.

- Pojadę jeszcze spytać Ricka. Może on coś będzie wiedział.

- Jesteś pewny? Przecież on nas nienawidzi.

- A co on niby może mi zrobić, albo nam. To my sprawujemy tutaj władze. Ty jesteś zwierzchnikiem Dexa, a mnie wszyscy szanują.

- Chyba boją.

- Jak zwał tak zwał. Chociaż nie widzę zbytniej różnicy. - ten zaczął kręcić głową na boki, a ja wstałem, żeby opuścić pomieszczenie.

Już po godzinie byłem na miejscu i od razu, nie zwracając kompletnie uwagi na ludzi, którzy zachwycali się walką, ruszyłem w stronę pomieszczenia, gdzie przebywał ten grubas.

Wejście po schodach zajęło mi dosłownie kilka minut, jednak zacząłem zastanawiać się jak ten spaślak tutaj wchodzi. Pewnie ma windę.

Bez pukania weszłam do oszklonego pomieszczenia, z którego był idealny widok na arenę, gdzie walczyło  dwóch mężczyzn. Jednak to nie dla walki tutaj przyszedłem, w końcu mało mnie obchodzi, kto kogo bije po ryju.

- Kogo moje oczy widzą. Roy, czemu zawdzięczam ten zaszczyt? - zapytał z kpiną i zaciągnął się blantem. Siedział po środku pomieszczenia na wielkiej kanapie, na której starczyło miejsca jedynie dla niego i trzech kobiet.

- Rick, jak dobrze cię widzieć, kupę lat. Minęło tyle czasu, a ty nadal siedzisz w tej dziurze. - z przyjemnością widziałem jak zaciska szczękę i z całych sił, powstrzymuje się, żeby nie powiedzieć nic głupiego.

- Nie każdy lubi jeździć i podróżować.

- Taka praca. - wzruszyłam ramionami.

- Coś cię do mnie sprowadza. Czy chciałeś się przywitać, ze starym znajomym?

- Doszły cię słuchy o osobie, która próbuje wykiwać Sama.

- Pierwsze słysze. Ktoś musi być naprawdę głupi, żeby coś takiego robić.

Dokładnie mu się przyglądałem i byłem pewny, że coś ukrywa. Dlatego podeszłem do niego na tyle blisko, że wręcz czułem jego oddech.

- Jeśli się dowiem spaślaku, że maczałeś w tym palce, to własnoręcznie cię oskóruje, a z twojego grubego cielska zrobię dywan. -uśmiechnąłem się do niego półgębkiem, w końcu nie musi wiedzieć, że to akurat była plotka. Błagam nie jestem rzeźnikiem. Jednak strach w jego oczach, był więcej niż satysfakcjonujący.

Na moje słowa dwóch stojących niedaleko ochroniarzy, chciało chwycić za broń, jednak Rick powstrzymał ich gestem dłoni.

- Nie trzeba panowie. Roy już wychodzi.

Prychnąłem na jego słowa. Stanowczo na zawiele sobie pozwala. Za szybko też odzyskał, swoją pewność siebie. Powinien bardziej się mnie bać. Ignorując jego kpiący uśmieszek, wyszedłem z tego szklanego akwarium. Niech się cieszy póki może, bo już długo to nie potrwa. W końcu nie może tu siedzieć całą wieczność. A jak tylko okaże się, że to jego sprawka, to gorzko tego pożałuję.

Gdy schodziłem po schodach, komentator zaczął zapowiadać kolejną walkę.

- A teraz pora na walkę wieczoru. Ladies and gentleman. Powitajcie naszą gwiazdę wieczoru Walkirie.

Zaciekawiony spojrzałem na scenę, w końcu rzadko się zdarza, żeby kobieta walczyła. A zwłaszcza brała udział w walce wieczoru. Stanąłem, będąc w kompletnym osłupieniu. Niemożliwe, że to ona. Jednak wszędzie poznam te niebieskie, wściekłe oczy i blond włosy. Kto by pomyślał, że ktoś tak drobny, mógłby walczyć na ringu w dodatku bez jakikolwiek reguł. Uśmiechnąłem się szeroko. No no ktoś tu na nowo mnie zaciekawił. Zapowiada się ciekawy wieczór.

N.A.R.A

Niepokonana #2 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz